Taki właśnie tytuł przyszedł mi do głowy w kontekście mojej ostatniej a zarazem pierwszej noworocznej wycieczki bieszczadzkiej , dosłownie i w przenośni . Dosłownie bo celem były Jasła , to większe i to mniejsze a w przenośni bo to jeszcze okres świąteczno-noworoczny który kojarzy mi się między innymi z jasełkami i kolędowaniem. Wybrałem się na to bieszczadzkie kolędowanie w mroźny sobotni ranek , w miarę oddalania się od ciepłej rzeszowskiej metropolii temperatura spadała coraz bardziej by za Baligrodem zatrzymać się na - 21 stopniach co mnie nie martwiło bo to oznaczało że kocyk w postaci chmurek ustępuje bezchmurnemu i jak się okazało słonecznemu niebu. Ruszyłem spod karczmy w Przysłupie , najpierw przez łąkę a później pod górę przez piękny srebrzysty las wesoło sobie podśpiewując "Nowy rok bieży w jasełkach leży", na górze spotkałem nawet kilkoro kolędników ale dla nich głównym tematem nie było kolędowanie a miniony rok a zwłaszcza jego ostatni dzień , dla mnie to Bieszczady przedstawiły tego dnie najładniejsze jasełka jakimi były piękne bieszczadzkie widoki. Gdy zaspokoiłem oczy i ducha nieśpiesznie podreptałem na to trochę mniejsze a później na dół do stokówki na której ruch jak na Krupówkach , no i jeszcze coś gorącego w karczmie i do domku , takie to było moje pierwsze noworoczne kolędowanie po Bieszczadach.
Zakładki