cd. 1



... i pierwsze widoki już z połoninki Jawor



A co widać? Oczywiście centrum Jaremcza i otoczenie miejscowości, m.in. obryw zwany Białym Słoniem. Poniżej: widok na osuwisko Słoń na wschodnim zboczu Prutu ponad Jaremczem w sierpniu 2008 r.





Na połonince Jawor





Pierwszy nieco dłuższy popas w górnej części połoninki Jawor.



Przejście przez las pomiędzy połoninką Jawor a połoniną Jawornika-Gorganu



Kolejny odpoczynek



Koncentracja przed wejściem w pierwsze w naszym życiu gruzowiska gorgańskie, czyli po prostu gorgany.



I tu już wędrówka przez Jawornik-Gorgan



To, z czego Gorgany słyną - czyli z gorganów



Wejście na główny wierzchołek Jawornika-Gorganu (1467 m n.p.m.) we mgle i w deszczu. Na szczęście jeszcze podczas pobytu na szczycie nieco się przejaśniło (na 20 minut)



Odpoczynek na szczycie. Później zaczęło lać i skończyło się fotografowanie w tym dniu.


9 sierpnia 1990 r. (czwartek)

Przejazd z Worochty do Jaremcza. Jaremcze - wodospad Prutu - turbaza "Huculszczyzna" (impreza) - Jaremcze. Powrót do Worochty. Cały dzień deszcz. W notatkach zapis: "Syf totalny".

W tym dniu do Jaremcza pojechaliśmy cała ekipą - kierownictwo postanowiło zorganizować zakrapiany "wieczorek zapoznawczy". Ponieważ w Worochcie nie było wtedy stosownego reprezentacyjnego obiektu, wybór padł na turbazę "Huculszczyzna" w Jaremczu.







Jeszcze jedna willa z okresu międzywojennego.



Po kilku dniach ulewnego deszczu wody Prutu przybrały brązowożółtą barwę. Zachęcające do kąpieli w rzece zdania zawarte w dziesiątkach przedwojennych folderów i przewodników stały się cokolwiek nieaktualne.



Słynny wodospad Prutu w Jaremczu to już, niestety, odległa przeszłość. Najatrakcyjniejszy fragment, zwany Hukiem, został w XIX w. wysadzony, gdyż przeszkadzał w spławie drewna. Pozostały marne resztki uwiecznione, w tym przypadku, na dość marnej fotografii.
Później zdjęć w tym dniu nie robiłem - nie miałem lampy błyskowej aby uwiecznić szczegóły imprezy, natomiast do Worochty wróciliśmy już o zmierzchu.



10 sierpnia 1990 r. (piątek)

Do południa cały czas ulewa. Decyzja o wstępnym porannym rozpoznaniu - wyjazd autobusem do Foreszczenki i powrót. Ok. 12.00 wyjazd już naprawdę w góry. Początkowo mgła (!!). Dojście do Jez. Niesamowitego i rozwianie się mgły.

Dolina Prutu (między Foreszczenką z Zaroślakiem) - turbaza "Zaroślak" - stacja botaniczno-meteorologiczna na Połoninie Pożyżewskiej - dolina Dancerza - Jezioro Niesamowite; rozbicie namiotów. Jezioro Niesamowite - jeziorko pod Turkułem - Jezioro Niesamowite. Dwie godziny przed zachodem wyjście na grań - zwornik nad Małymi Kozłami (widmo Brockenu) - Jezioro Niesamowite



Przed Zaroślakiem na jednym z drzew ujrzeliśmy mocno już zatarte znaki szlaku turystycznego. Ki diabeł? Nasze WIG-ówki to czarno-białe ksera, ale przy czarnych kreseczkach szlaków schodzących się przy Zaroślaku udało się odczytać na mapie skróty kolorów - z. i n. Zielony i niebieski - wzruszyliśmy się dość mocno, można nawet rzec, że "łzawie". Chyba wszystkim nam przypomniała się rozmowa sprzed dwóch dni z gospodynią domu, u której spaliśmy w Worochcie. Opowiadała nam, około sześćdziesięcioletnia wówczas kobieta, jak tuż przed wojną pomagała polskim znakarzom wytyczającym szlaki w Czarnohorze. Miała wtedy dziesięć lat. Nosiła kubełek z białą farbą. Za dzień pracy otrzymywała 2 złote. Wyraźnie podkreślała, że to była dwuzłotówka srebrna, a nie dwie złotówki wybijane z miedzioniklu (bo i takie monety były wtedy w obiegu). Mówiła, że przez tydzień pracy zarobiła prawie tyle, ile jej tata pracując ciężko w tartaku.

Z Zaroślaka przeszliśmy drogą obok stacji meteorologiczno-botanicznej na Połoninie Pożyżewskiej i wędrując ponad dnem dolin Homulskiego i Dancyszyka doszliśmy do kotła polodowcowego pod Turkułem. Namioty rozbiliśmy nad Jeziorem Niesamowitym - największym jeziorem polodowcowym w przedwojennej polskiej części Karpat Wschodnich.




Wędrówka przez zamgloną i deszczową dolinę Homulskiego (Dancysza).



Jastrzębiec pomarańczowy (Hieracium aurantiacum L.) i ciemiężyca zielona (Veratrum lobelianum Bernh.)