Mając kilka dni wolnego podejmuję szybką decyzję: czas ruszać w góry. Już od jakiegoś czasu moje gnaty i mięśnie pragną by dać im w kość, a oczy spragnione są pagórkowatych widoków. 20h po podjęciu decyzji, ok. godziny 12.00 wysiadam z busa w Lesku.

DZIEŃ 1 - 12 kwietnia - wtorek

Zagłębiam się w boczną uliczkę Leska i po jakimś kwadransie robię postój przy leskich źródełkach. Czas się przebrać i przeorganizować.



Pogoda jest pochmurna, ale raczej ciepło. Do końca dnia pozostało jeszcze sporo godzin, zaczynamy zatem kolejną górską włóczęgę.
Wkrótce przecinam ruchliwą szosę spod której widać w oddali Czulnię. Przejrzystość powietrza marna więc i fotki nie za ciekawe.



Kilka kroków polną drogą i dochodzę do Kamienia Leskiego, dosyć okazałej skałki.



Leśną ścieżką, pokonując pierwsze okazałe błota, dochodzę do asfaltu uciekającego od cywilizacji. W końcu śpiew ptaków jest wyraźniejszy od odgłosów cywilizacji.



Otwierają się pierwsze widoki. Może i mało efektowne, ale tak pożądane.



Nadleśnictwo ustawiło różne tablice dla turysty. Mnie przypadła do gustu ta aby pocieszać i przytulać drzewa bo czują się samotne.



Opuszczam drogę utwardzoną i wspinam się na Czulnię. Błotko urozmaica marsz, trzy kroki do przodu, jeden zjazdem do tyłu.



Czulnia zdobyta. Pogoda się poprawia. Jest dobrze.



Schodząc spotykam męski okaz buka



Widokowe łąki nad Zwierzyniem.



Opłotkami docieram do wiejskiej drogi.



Po drodze spotykam sklep, bardzo mnie to ucieszyło. Trochę wilgoci utraciłem.



Przekraczam most na Sanie. Na przeciw świątyni ładny stary dom.



Kilka mijanych budynków wpadło mi w oko.



Zostawiam miejscowość za sobą, zanim zagłębię się w las, krótki posiłek.



Radosna twórczość znakarzy wszelakich...



Błotnistą drogą docieram do urokliwej opuszczonej doliny Bereźnicy Niżnej.



W takich miejscach, przed wojną, było wiele domostw. Pozostały tylko ślady...





Znajduję sobie miejsce noclegowe z czystym źródełkiem w pobliżu i kończę wędrówkę.



Kąpiel w chłodnym potoku, kilka łyków nalewki, leżakowanie i po zmroku - sen.

Internety mówią, że tego dnia przebyłem prawie 12km, plus do góry 370m i w dół 350m.




C.D.N.