Strona 2 z 2 PierwszyPierwszy 1 2
Pokaż wyniki od 11 do 15 z 15

Wątek: 20min zamiast 20km, czyli o tym, jak nie dotarliśmy na Pikuj ;)

Mieszany widok

  1. #1

    Domyślnie Odp: 20min zamiast 20km, czyli o tym, jak nie dotarliśmy na Pikuj ;)

    Don Enrico - na to wygląda.

    Zapraszam na kolejny etap wycieczki.
    Następnego dnia, tj. w sobotę, pogoda jeszcze bardziej się zbiesiła. Szczyty całe we mgle, w dolinach siąpi deszcz. Po śniadaniu siedzimy nad mapą i myślimy, co dalej. Wczorajszy wariant z dojściem do Husnego i dalej na Pikuj budzi poważne wątpliwości. Nawet jeśli uda się dojść na grzbiet, to i tak nic nie zobaczymy. Namiot mokry, zimno, a do tego nie wiadomo, czy awaryjnie turbaza otwarta, w końcu święta. No właśnie - w Libuchorze powiedzieli nam, że najbliższy autobus dopiero w poniedziałek. A najpóźniej we wtorek wieczór muszę już być w pociągu do Krakowa, w środę od rana do pracy, obecność obowiązkowa, matury. Nadzieja na dobrą pogodę niewielka. Z żalem odpuszczamy Pikuj i szukamy innej drogi. A może by tak wzgórzami z Libuchory do Wysocka Niżnego? Pogoda szybko weryfikuje plan - nawet na marnych 800 m jest mgła. W związku z tym odpuszczamy wersję górską i po prostu wędrujemy doliną. Możemy dzięki temu pochwalić się przejściem całej Libuchory - tj. 12km, od przysiółka pod Starostyną, aż po kończący wieś napis szczastliwoj dorogi :D W Wysocku łapiemy stopa przez wieś - kierowca większość czasu patrzy do tyłu, chcąc zwracać się bezpośrednio do rozmówcy. Na szczęście nie przeszkadza to zbytnio w jeździe, bo dziury zna chyba na pamięć, i jedzie powoli slalomem. Pyta m.in. o to, co w Polsce mówi się, na temat sytuacji na Ukrainie. Przyznajemy, że ostatnio więcej czasu poświęca się uchodźcom, a o Ukrainie Europa powoli zapomina. Kończymy na wspólnej krytyce Putina i od razu wraca lepszy nastrój. Dziękujemy za podwózkę i idziemy dalej. W Komarnikach spotykamy kobiety, które idą poświęcić wielkanocne koszyczki. Idziemy drogą wzdłuż Stryja, więc marsz jest całkiem przyjemny. Pada i pada. Decydujemy się łapać stopa do Turki i tam poszukać noclegu. Kiedy już tracimy nadzieję, zatrzymuje się Wasilij, który na wejściu częstuje nas jabłkami, a do tego oferuje zawieźć nas do samej Turki. Po drodze opowiada o trudnym życiu u podnóża Karpat, choć akurat jemu powodzi się nienajgorzej - buduje domki dla turystów w Radyczu. Gdy słyszy, że śpimy pod namiotem, dzwoni do znajomej z motelu i załatwia nam nocleg w Jaworze. Płacimy w przeliczeniu 12zł/osobę, jesteśmy jedynymi gośćmi, a w łazience jest nawet dość ciepła woda Namiot zajmuje pół pokoju i do rana pięknie się wysuszy, a my nieco podbudujemy morale. Wieczorem o dziwo się przejaśnia, jutro powinien być ładny dzień. Nadmienię, że już nieco bardziej górski. Będzie kilka ciekawostek. Do napisania :)

    Zdjęcia:
    SAM_1265.jpgSAM_1270.jpgSAM_1272.jpgSAM_1280.jpgSAM_1281.jpgSAM_1282.jpg

  2. #2
    Forumowicz Roku 2012
    Forumowicz Roku 2011
    Forumowicz Roku 2010
    Awatar don Enrico
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Rzeszów
    Postów
    5,243

    Domyślnie Odp: 20min zamiast 20km, czyli o tym, jak nie dotarliśmy na Pikuj ;)

    Cytat Zamieszczone przez Izabela Zobacz posta
    (...). W związku z tym odpuszczamy wersję górską i po prostu wędrujemy doliną. Możemy dzięki temu pochwalić się przejściem całej Libuchory - tj. 12km, od przysiółka pod Starostyną, aż po kończący wieś napis szczastliwoj dorogi :D (...)
    Coś mi tu brakuje z tego przejścia przez Libuchorę
    ....hm ?
    магазини, де?

  3. #3

    Domyślnie Odp: 20min zamiast 20km, czyli o tym, jak nie dotarliśmy na Pikuj ;)

    Zapraszam na czwartą, ostatnią już część relacji:
    Następny dzień rozpoczął się tak jak poprzednie - sprawdzenie pogody i dyskusje nad mapą. Tym razem, o dziwo, świeciło słońce. Byliśmy w Jaworze. I co tu robić - wracać w góry? W końcu stwierdzamy, że okolica też niczego sobie, i przejdziemy się bezdrożami po okolicznych łąkach i wzgórzach, przy okazji zahaczając o źródła Dniestru. No to wyruszamy, a wraz z nami motelowe psy - Jackie i Saguro (nazewnictwo drugiego własne :D). Idziemy łąkami w stronę Rozłucza. Widoki przepiękne, wreszcie też można zrobić sobie przerwę i posiedzieć trochę w słońcu. No i jak przestrzennie - tylko łąki, góry, lasy, no i od czasu do czasu przejeżdżająca elektriczka. Przed Rozłuczem kierujemy się do źródeł Dniestru. Napotykamy nawet jakieś żółte znaki, które są też na mapie Krukara. Niestety, później pojawia się plątanina dróg zrywkowych, błoto po kolana, więc ostatecznie odpuszczamy. Udaje nam się za to znaleźć inne źródło, choć słowo "znaleźć" nie bardzo tu pasuje, bo obyło się bez poszukiwań. Ale o tym za chwilę. Schodzimy do Rozłucza. We wsi, koło cerkwi, napotykamy polski ślad - krzyż z tablicą pamiątkową. Jest tu też stary, drewniany kościółek, który zza górki wygląda bardzo biednie, ale jak się potem okazuje, przynajmniej częściowo został odnowiony. W Rozłuczu jest też wspomniane źródło wody "Sodowa". Dobrze się składa, bo jest Niedziela Wielkanocna i mahazyny pozamykane, możemy uzupełnić zapasy wody. Woda wydaje się być bardzo popularna wśród miejscowych, bo stoi do niej kilkuosobowa kolejka, a każdy kolejkowicz ma przy sobie co najmniej kilka 5-litrowych butelek. Nieśmiało pytamy, czy możemy napełnić naszą butelkę i kolejka się zgadza. Przed nami to samo zrobili panowie, popijający wódkę w pobliskim parku, nalewając Sodową prosto do pustej butelki po tejże. Może dobrze działa po piciu? Rano mylą mi się butelki i owsianka powstaje na mocno zmineralizowanej wodzie, ale po eksperymentalnym dorzuceniu pół tabliczki czekolady udaje się ją uratować Nadmienię, że pieski cały czas idą z nami, a zbliża się już popołudnie. Próbujemy namówić je, żeby wracały do siebie, ale bezskutecznie. Z opresji ratują nas młodzi kolejkowicze od Sodowej - oferują stopa do pobliskiej wsi, Jasienicy Zamkowej. Przystajemy na propozycję, wsiadamy. Biedny Saguro biegnie długo za starą ładą, aż się serce kraja. Mam nadzieję, że wróciły bezpiecznie do domu. W Jasienicy wysiadamy przy cerkwi, i tu ciekawostka - w kościele wschodnim jest zwyczaj, że w Niedzielę Wielkanocną każdy może dzwonić dzwonami, i to kiedy chce i ile chce. Wspinamy się zatem na starą, drewnianą dzwonnicę i dzwonimy do woli :) W Jasienicy dopada nas deszcz - na szczęście tym razem tylko przelotny. Noclegu szukamy kawałek za wsią, nad strumieniem. Jest ognisko, co jakiś czas jedzie pociąg i jest fajnie :)
    I ostatni dzień, o którym nie ma co wiele pisać - jedziemy stopem do Sambora (zabierają nas lwowscy lekarze - opowiadają jak w młodości jeździli z plecakami nad jezioro Szackie i jedli tam głównie słoninę; na pożegnanie dajemy im w podzięce zachomikowaną czekoladę, na co oni dają nam kawałek wielkanocnej baby, sałatkę jarzynową w słoiku i małą wódkę - dobra wymiana :D). W Samborze włóczymy się tu i tam, siedzimy trochę w parku, a trochę w rynku przy fontannie, a popołudniu łapiemy marszrutkę do Mościsk i dalej do Szegini. Tuż przy przejściu spotykamy młodych Polaków, dziewczyna strasznie narzeka na kurz panujący w sklepie, zgodnie stwierdzają, że muszą wracać do siebie na zachód, bo tu dziki kraj i w ogóle cała Polska wschodnia to wieśniaki. No cóż, w takim razie niech już nie wracają, bo to faktycznie nie miejsce dla nich.
    Z różnych ciekawostek jeszcze: przejazd z Samora do Sianek kosztował nas 17hr na głowę, czyli ok. 3zł :D
    Podsumowując - wyjazd, mimo że zupełnie odbiegał od pierwotnego planu zaliczamy do udanych. Mimo, że pogoda była niezbyt łaskawa i charakter wycieczki był mało górski Ludzie byli bardzo przyjaźnie nastawieni i pomocni. Wyjazd traktujemy jako rozpoznawczy, na pewno jeszcze wrócimy, i kto wie, może uda się przejść tytułowe 20km? :)
    Dziękuję za uwagę i do usłyszenia :)

    Don Enrico - ano były mahazyny, nawet do jednego wstąpiliśmy pytając o drogę, ale żadnych dłuższych znajomości nie nawiązaliśmy; pogoda i czas świąteczny temu nie sprzyjały

    Zdjęcia:SAM_1303.jpgSAM_1305.jpgSAM_1319.jpgSAM_1332.jpgSAM_1336.jpgSAM_1350.jpgSAM_1351.jpgSAM_1354.jpgSAM_1361.jpg

  4. #4
    Forumowicz Roku 2012
    Forumowicz Roku 2011
    Forumowicz Roku 2010
    Awatar don Enrico
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Rzeszów
    Postów
    5,243

    Domyślnie Odp: 20min zamiast 20km, czyli o tym, jak nie dotarliśmy na Pikuj ;)

    Dzięki za relację. Ja ją czytałem z dużym zainteresowaniem, to "moje" tereny i w takim miejscu zawsze przychodzi tekst Grzegorza Tomczaka
    ...Boże , jakbym tam chciał tam pojechać znów...
    pozwolę sobie na małą wklejkę, myślę że wpisuje się ona w Twoje podsumowanie

  5. #5

    Domyślnie Odp: 20min zamiast 20km, czyli o tym, jak nie dotarliśmy na Pikuj ;)

    Cytat Zamieszczone przez Izabela Zobacz posta
    Poszliśmy niebieskim szlakiem, ale w terenie przebiega on inaczej niż na mapie Użański PN. Nie skręca zaraz za wiatą, tylko wiedzie do Husnyja, i skręca za cerkwią w górę do lasu.
    Na mapie: „Wierchowyński Grzbiet Wododziałowy, Połonina Równa – Wyd. ASSA, 2014” przebieg szlaku niebieskiego zaznaczony jest zgodnie z obecnym oznakowaniem w terenie.
    Fragment mapy:
    Werchowinskie2015_ASSA_2a.jpg
    Ostatnio edytowane przez andkoz ; 16-05-2016 o 11:26

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Pikuj to nie pikuś!
    Przez P_A_B_L_O w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 4
    Ostatni post / autor: 02-10-2014, 15:22
  2. O tym, jak to plany są po to by je zmieniać ;)
    Przez calanthe w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 50
    Ostatni post / autor: 12-02-2013, 18:35
  3. Odpowiedzi: 2
    Ostatni post / autor: 25-08-2010, 21:53
  4. Odpowiedzi: 9
    Ostatni post / autor: 12-08-2010, 02:37
  5. Jak to z tym komentowaniem jest?
    Przez Gospella w dziale Techniczne
    Odpowiedzi: 6
    Ostatni post / autor: 30-08-2007, 21:36

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •