Zgodnie z obietnicą - relacja :)
20 min zamiast 20km
… czyli o tym, jak nie dotarliśmy na Pikuj, ale i tak było fajnie.
Zapraszam do czytania i oglądania.
Dzień 1
Wyruszyliśmy z Przemyśla bardzo wcześnie, biorąc pod uwagę różnicę czasu, a chcemy zdążyć na marszrutkę, która odjeżdża o 7:10. Na przejściu ruch dość spory, zbliża się wschodnia Wielkanoc. Na stację docieramy 20 minut przed planowym odjazdem, mimo to marszrutki ni widu ni słychu, ani przed, ani o, ani po czasie. W końcu zmarznięci łapiemy pierwszy lepszy bus do Mościsk, a stamtąd o 9 ruszamy w kierunku Sambora. Jedziemy fajną marszrutką, taką z butlami na dachu, która ma niskie siedzenia-ławeczki, ustawione przodem i tyłem do kierunku jazdy. Takie siedzenia mają sporo zalet, np. odległości między nimi są na tyle duże, że spokojnie można zmieścić i plecak i nogi, a do tego układ siedzeń daje możliwość obserwacji pasażerów. Jedzie z nami m.in. pan z wąsami żywcem wyjęty z Trylogii i dziewczyna o wschodnich-kocich oczach. W Samborze przesiadamy się na elektriczkę do Sianek (docelowo jedziemy do Wołosianki, można kupić bilet od razu do celu). Podróż miło płynie, zwłaszcza po tym, jak udaje się nam zająć miejsce przy oknie, przez które coś widać. W podróży zupełnie inaczej niż w polskich pociągach – wszyscy rozmawiają, tylko kilka młodych osób siedzi z oczami wlepionymi w smartfony. Do Sianek pociąg dociera z małym opóźnieniem, ale pociągi są skomunikowane, więc spokojnie przesiadamy się na elektriczkę do Wołosianki. Razem z nami z pociągu wysiada duża grupa Cyganów, którzy przewożą chyba cały swój dobytek. Przesiadka trochę trwa, nikomu zbytnio się nie spieszy, po ok. kwadransie ruszamy w trasę. Tunele, wiadukty, widoki na góry – jest pięknie! I tylko jedno nas nieco niepokoi – na grzbietach jeszcze całkiem sporo śniegu… Koło 15 wysiadamy w Wołosiance i ruszamy drogą w kierunku Użoka. Po drodze całe stada kotów wygrzewających się w słońcu – i ciekawostka - na Ukrainie wołają na nie ksy ksy ksy zamiast kici kici W Użoku rzut oka na cerkiew, następnie skręcamy do Husnyja (plan w międzyczasie uległ modyfikacji – decydujemy się spać w dolinie, a rano ruszyć na połoniny). Tak też robimy – rozbijamy się niedaleko wiaty. Ognisko, cisza, spokój. Wreszcie jesteśmy w Ukraińskich Karpatach!
CDN – jeśli chcecie
Zdjęcia:
SAM_1211.jpgSAM_1212.jpgSAM_1213.jpg
Zakładki