Poranek ostatniego dnia. Zwijamy się i za chwilę wracamy w doliny.
Ostatnie zdjęcie z grzbietu. Było tu kilka koni, ale żaden z nich nie pamięta, żeby wczoraj widział Henia.
Schodzimy przez wieś Zawijka. Prawie całą ją tu widać. U dołu, po prawej makowiczka i krzyż z wieży cerkiewnej.
Domki porozrzucane są to po stromych stokach.
W wsi nie natrafiliśmy na obecność ani jednego samochodu (nie licząc zarośniętej trawą starej Niwy). Choć do niektórych domów dałoby się czymś mocnym dojechać.
Gośka wypatrzyła coś w oknie.
Mieszkańcy żyją chyba z pasterstwa. Pól uprawnych widać niewiele, za to sporo ogrodzonych pastwisk i brogów na siano.
Dojechać samochodem na pewno nie da się do tutejszej cerkwi.
Do cerkwi prowadzą dwie drogi. Jedna wygląda tak:
A druga, którą schodzimy, to ścieżka przez ten mostek.
Główna droga przez Zawijkę.
Budynek na ostatnim planie może być miejscowym „magazinem”
Jeśli tak jest, to w niedzielę jest zamknięty.
Na pożegnanie Zawijki poimy się w przydrożnym poidle. Garnuszek jest tutejszy.
Zakładki