W środku tygodnia wyklarowało się , że mam szansę na wolną sobotę. Jest środek lata , nie można przepuścić takiej okazji. Jeden dzień to zbyt mało na jakąś wyprawę, ale można zrobić fajną wycieczkę. Zacząłem intensywnie kombinować jak optymalnie wykorzystać ten czas , tak aby nie tracić zbyt dużo czasu na dojazdy i przyjazdy. Decyzja padła na obszar mało eksploatowanego Pogórza Przemyskiego.
Jak to zrobić , aby w krótkim czasie wiele zobaczyć będąc ciągle w kontakcie z naturą ?
Odpowiedź jest prosta - rower.
Dzień wcześniej rozsyłam wici z pytaniem czy jeszcze może jest ktoś chętny ?
- Jestem - mówi kolega Ciepły - ale muszę wziąć ze sobą ul z pszczołami.
Przez chwilę zastanawiam się jak to będzie wyglądało, gdy na bagażniku rowerowym będzie przymocowany ul.
- No dobra - zgadzam się - ale ja jadę z przodu - coby mnie pszczoły nie goniły.
----
Sobotni poranek powitał nas lekko siąpiącym deszczykiem. Zajeżdżam pod dom kolegi samochodem i pakujemy do jego wnętrza dwa rowery i jeden ul. Okazało się , że ten ul nie będzie jeździł na rowerze, tylko mamy go przetransportować na wieś w pobliżu lasu , aby pszczoły mogły wykorzystać rozpoczęty sezon spadziowy.
.
hm.P1050202.jpg
.
Wypakowujemy brzęczącą skrzynkę, którą naczelny bartnik podkarpacia pinie sprawdza przed opuszczeniem , czyli czule żegna się z rodziną...
.
hm.P1050205.jpg
.
Następnie cienkimi asfaltowymi dróżkami którymi dzień wcześniej ścigali się jakieś kolarze jedziemy naszym pojazdem do miasteczka nad Sanem, czyli do Dynowa.
Rynek w Dynowie zyskał ostatnio nowe, zmodernizowane oblicze, ale na szczęście król Jagiełło pozostał na swoim miejscu, Wszystko inne zostało poplątane i pomieszane o czym przekonujemy się dokonując dwukrotnego objazdu w poszukiwaniu wolnego miejsca do zaparkowania. Bezskutecznie.
Skończyło się to powrotem do knajpki "pod semaforem" która jest na krzyżówce przed wjazdem do tego miasteczka.
Tu zamawiamy kawę i patrzymy przez okno na siąpiący deszcz . Nie jest zbyt duży, ale lepiej gdyby nie padał.
Podejmujemy kolejną próbę, tym razem jedziemy na dworzec kolejowy w Dynowie, gdzie bez trudu parkujemy nasz pojazd.
Są wole miejsca parkingowe bo na tym dworcu nie ma ruchu, już teraz nie jeżdżą tu żadne pociągi (ponoć się nie opłaca) , pozostały szyny i jedna fajna lokomotywka.
.
.
Budzi nasz podziw dla sztuki według której została wykonana
i politowanie za zaniedbanie, w środku kabiny już roślinność się pojawiła. Ot kolejny przykład nieudacznictwa naszych włodarzy kolejowych.
.
.
Mimo siąpiącej mżawki , wsiadamy na rowery i ruszamy do przodu. Kolega Ciepły sugeruje że powinniśmy jechać z wiatrem, więc patrząc na łopocące reklamowe flagi wiemy , że pojedziemy na południe wzdłuż Sanu.
Pokonujemy tą rzekę mostem zaopatrzonym w sygnalizację świetlną i patrzymy na wezbrany opadami nurt
.
.
cdn
Zakładki