Cześć!
Dziękuję wszystkim za pomoc przy planowaniu trasy i wszelkie wskazówki. Zapraszam na obiecaną relację!
Dzień 1:
Z Przemyśla wyruszamy o 7:30 2 lipca. Mimo wczesnej pory, czuć że będzie upalnie. Plan jest taki - póki temperatura nie osiągnie apogeum jechać ile się da, a potem zrobić sobie sjestę w cieniu. Jedziemy przez Fredropol, dalej Sierakośce, Rybotycze, Grąziową - czyli jak tylko można omijając podjazdy wraz z rzeką Wiar :) Szkoda, że nie da się jechać wzdłuż niego cały czas. Ruch niewielki. W Sierakoścach spotykamy miejscowego w koszulce z napisem: Trekking in Nepal. Egzotyka. Jak zawsze zachwycają łąki w okolicach Rybotycz:
SAM_1425.jpgSAM_1427.jpg
Niedaleko Łomnej napotykamy pierwszą przeszkodę:
SAM_1428.jpg
... którą łatwo da się ominąć. Innym śladem po ostatnich ulewach jest kolor Wiaru - kawa z mlekiem. Koło południa docieramy do Nowosielców Kozickich i tam w cieniu lip przy kościółku robimy postój. Wieś jest bardzo licznie zamieszkała przez bociany:
SAM_1441.jpg
Fruwających udało nam się doliczyć prawie 20 sztuk.
Za Nowosielcami uderzamy w pierwszy tego dnia podjazd - przez Góry Sanocko-Turczańskie. Nie lubię takich podjazdów - długa prosta, wiem, że do końca jeszcze kawał drogi. Serpentyny są dużo fajniejsze - do przodu pcha chęć sprawdzenia, co jest za zakrętem. Za to zjazd do Ropienki wynagradza wszelkie trudy - licznik mierzy w pewnym momencie 62km/h. Chłodzimy się wspaniale. Dalej jedziemy przez Ropienkę Górną. W tej części wsi zostało jeszcze kilka starych domów:
SAM_1445.jpg
Mijamy po drodze kilka cerkwi - kto zgadnie, w której wsi jest taka?
SAM_1447.jpg
W Brzegach Dolnych smutny widok - rozjechany wąż, a wokół niego jaja. Zdjęcia nie było.
W Ustrzykach robimy zakupy w jednym z marketów, przed którym kwitnie handel towarami ze wschodu. Kupujemy chałwę.
W UD jesteśmy koło 15 - w sam raz, żeby przed otwarciem schroniska młodzieżowego, gdzie mamy nocleg, pójść na basen. Woda jest lodowata (choć podobno ma 26 stopni), ale i tak pływanie po całym dniu jazdy (85 km) jest, co tu dużo mówić, super. Wieczorem meldujemy się w schronisku, gdzie jesteśmy sami. Czytamy sobie Drugie wołanie z połonin. Co ciekawe, część pierwsza jest dostępna w internecie, szczerze polecam!
Dzień 2:
Pogoda diametralnie różna od wczorajszej. Po upale nie ma śladu. Jest ok. 20 stopni i co jakiś czas pada deszcz. Korzystając z przerwy między opadami ruszamy na trasę. Deszcz łapie nas przy cerwki w Hoszowie, gdzie się chowamy (tzn. nie w samej cerkwi, bo zamknięta, ale pod daszkiem przy wejściu). Deszcz pada i pada... Przyjdzie nam tam spędzić dwie godziny, ale bynajmniej się nie nudzimy - robimy kanapki, zdjęcia, piszę też relację z poprzedniego dnia. W końcu przestaje padać, więc ruszamy dalej. W Czarnej podejmujemy decyzję co dalej - przy tej pogodzie szanse, że dojedziemy na Krywe są marne, zwłaszcza, że duża część trasy miała przebiegać terenami, gdzie nie ma gdzie się schować w razie ulewy (mieliśmy jechać przez Rajskie, a potem stokówką). Decydujemy się jechać do Lutowisk i tam zobaczyć co będzie. Przejeżdżamy kolejne pasmo - tym razem grzbiet Otrytu. Tutaj ciekawostka pogodowa - po "naszej", północnej stronie - pochmurno, ale nie pada. Po drugiej stronie - deszcz i gęsta mgła. Widoczność niemal zerowa. Włączamy światła i szybko zjeżdżamy do Lutowisk. Żałuję, że tam na górze nie zrobiłam zdjęcia. Punkt widokowy mijamy ze smutnymi minami. W Lutowiskach jemy obiad i decydujemy się zostać na noc. Od jutra poprawa pogody, czas mamy, nie ma co jechać w deszczu. Wynik tego dnia marny - ledwie 28km. Ale jeszcze nadrobimy... :)
Cdn.
Zakładki