Gdyby ta granica była taka jak na przykład polsko-słowacka to można by stanąć po obu stronach ścieżki. Jak wiesz tam tak nie jest. Od słupka N do słupka N-1 jest z reguły ileś tam setek metrów. Jest jakaś lepiej lub gorzej wydeptana ścieżyna, a jak jej brak, a widzi się następne słupki to się idzie do nich na krechę. Przy czym my uważaliśmy aby "krecha" nie była skrótem po stronie UA. Gdybym miał GPS, a strażnicy byliby prawdziwi to być może byliby tacy mili i dali się wciągnąć w dyskusję kto gdzie jest? Ale ta kwestia (kto gdzie jest) nie była jakąś kategorycznie stawianą sprawą. Zwłaszcza od momentu kiedy pokazałem im mapę ASSY. Pytali o różne rzeczy, dostali odpowiedź. Chcieli zobaczyć dokumenty. Nie dostali ich. Pouczyli nas o zakazie przekraczania drogi granicznej (z tego wniosek, że jej nie przekroczyliśmy), dostali kawałek papieru po angielsku na otarcie łez i tyle. Myślę, że ważne jest, że to oni do nas przyszli, a nie, że my do nich... leżeliśmy na ścieżce między kolejnymi słupkami, w jagodzisku i pochłanialiśmy ten dar boży...
Zakładki