Dawno temu oglądaliśmy spod obserwatorium na Popie Iwanie panoramę rumuńskich gór. Nie znaliśmy ich, ale wyglądały pięknie i było jasne, że chcemy tam być.
Dwa lata temu przetuptaliśmy Góry Rodniańskie od Ineu po Pietrosul. Byliśmy na Mihailecu, Farcaulu i Stohu. W tym roku chcemy poznać inne zakątki.
Spotykamy się w Chatce SKPB w Teodorówce.
Marek już tam jest. Ja z Alą dojeżdżamy wieczorem. Dwie gospodynie (ze Szczecina) częstują wszystkich kubkami gorącej herbaty. Wspominamy dawne wyprawy, pogadujemy o nowych planach. Od Justyny dowiadujemy się, że kawałek dalej PGNiG wierci za ropą i gazem. To tłumaczy, dlaczego dwa ostre zakręty drogi do chatki mają poszerzone pobocza. Trzeba jakoś wiertnię wwieźć i zwieźć na dół. Rano rzut oka na widok spod chatki i jazda w dół.
Przejeżdżamy Przełęcz Dukielską, a za nią ... bitwa trwa nadal
Dojeżdżamy do Borszy wieczorem w coraz większym deszczu. Uzgadniamy postój naszego autka, załatwiamy transport na p. Przysłop
Rano wita nas całkowicie zachmurzone niebo. Niskie chmury straszą deszczem. Jedziemy na Przysłop. Na samej przełęczy trafia się kilka minut słońca
w Cabana Alpina sami Polacy. Czwórka wybiera się w Góry Rodniańskie. Inni chcą przejechać górą do Baia Borszy.
Słońce znika, a my ruszamy dalej. Przełęcz Tarnita Balasanii to nasz dzisiejszy cel.
Spotkani Polacy opowiadali nam o wielkiej burzy wczoraj popołudniu i wieczorem. Ślady tego "wodolejstwa" widać jeszcze na roślinach po obu stronach drogi
Zastanawiałem się przed wyjazdem, czy droga jest przejezdna dla samochodów osobowych. Widzę teraz, że oprócz początkowych metrów tuż za Cabaną (oraz jak się później okaże fragmentu koło stany na Podul Prelicilor) droga jest w dobrym stanie, dobrze zachowany bruk, a spotykane co jakiś czas dziury da się rozważnie ominąć.
paręset metrów dalej nasze przemyślenia znajdują potwierdzenie. Ten automobil na pewno nie jest 4x4
Tuż przed staną natykamy się na wysadzony żelbet (most, bunkier?)
Gdy dwa lata temu wędrowaliśmy przez Góry Rodniańskie, z wielu miejsc widzieliśmy charakterystyczny jaskrawo czerwony/pomarańczowy budynek na północ od nas. W wycinku fotografii prezentował się tak:
Teraz jesteśmy tuż obok...nawet bez słońca "daje po oczach". ale zdaje się tutejsi lubią wyraziste kolory. Jeden z pasterzy idących do koszaru ubrany jest w odblaskową kamizelkę w "pastelowym" kolorze.
Kilkaset metrów dalej droga zmienia się. Pojawia się rów odwadniający, a nawierzchnia jest bardzo, bardzo równa
Po kilometrze sytuacja wyjaśnia się, bo spotykamy taką oto machinę
Próbujemy dopytać się, czy "na to" pójdzie asfalt czy grys? Próba jest nieudana. Droga jest w różnych stadiach remontu aż do Cabany Fantana Stanchii
Z drogi korzystają też liczni inni użytkownicy
Pojawiają się piękne okazy grzybów
Widok na cabanę leśników. Po prawej Kreczela
Tuż przed nią, przy drodze tkwi coś takiego! Bunkier? Po podejściu bliżej widać jednak mało militarne fragmenty: drewniane okiennice, pustaki...
Z tyłu całkiem cywilne drzwi, kominek kozy. W środku dwie prycze, zapas wody i opału. I porządek!
Z racji zmiennej pogody braliśmy pod uwagę możliwość noclegu w cabanie.
Gospodarz pokazał nam dwa pokoje - ok! Ale zapachy unoszące się we wnętrzu skutecznie wypłoszyły nas na zewnątrz. Pichcimy obiad i zmykamy dalej
Pokazało się słońce, będzie tak już do wieczora. Zza kolejnego zakrętu drogi ukazuje się przełęcz Tarnita Balasanii.
Na przełęczy jest nowa tablica Parku Narodowego, parę metrów na zachód duży krzyż. Powyżej i dalej na zachód biało czarny słupek i kolejny słupek z oznaczeniem szlaku czerwonego paska, czyli początek płaju Kreczeli.
Zaraz za tym ostatnim słupkiem napotykamy na pierwszy strumień spływający z Kreczeli. Zatrzymujemy się, odpoczywamy, podziwiamy panoramę doliny Balasany i Tasli i ... rozbijamy namiot.
cdn.
Zakładki