W tym roku jesienny wypad w góry wypadł dosyć późno. 23 października w niedzielę, kilka godzin przed świtem, pakujemy manele do auta i w czteroosobowym składzie kierujemy się na południe. Ostatnie dwa dni lało, na czas podróży się wypogodziło i było całkiem ciepło. Zastanawiamy się jak nas przywitają góry i czy będą łaskawe.

Malownicze, w kolorach jesieni, rumuńskie serpentyny.



Słońce powoli się chowa, a jeszcze mamy kawałek do przejechania. Uroki krótkiego dnia.



Do Borșy docieramy już po zmroku. Szukamy noclegu i praktycznie od razu rzuca nam się w oczy oświetlone pensiunea. Za 35 lei/os nocujemy w niezłych warunkach.

C.D.N.