Od kilku tygodni, jak tylko jadę w góry, stawiam twarde warunki (sobie przede wszystkim): jeżeli jest szansa na białe idę wysoko. Na połoniny!

Tylko co z tego, skoro albo leje:


albo mgli:


albo, co najgorsze , kolory jakieś się pokazują:


A bywa, że i wszystko na raz! Gdzie ta zima, ja się pytam, gdzie zima?

Wczoraj postanowiłem spróbować ponownie. Prognozy były optymistyczne, śnieg miał walić przez trzy doby bez przerwy od wczoraj zaczynając. Zaparkowałem w Widełkach mniej więcej 7 godzin przed zachodem słońca i poszedłem szukać białego. Początek był z tych mgielno-mokrych, o taki: