Od kilku lat trzykrotny Forumowicz roku namawiał mnie na wyjazd w ukraińskie Bieszczady. Raz już byłem, ale teraz była zaplanowana ze wszystkimi szczegółami wyprawa na Pikuj. Ale po kolei..
Już „łońskiego roku” planowaliśmy wyjazd w Bieszczady. Tak w sześć osób Kuzyn Darek z żoną Marzeną, nasi przyjaciele Paweł z żoną Magdą no i Renatka ze mną. Gdzieś wiosną okazało się, że Paweł z Magdą nie pojadą. Marzena zapodała pomysł: „a może byśmy na Pikuj weszli?” Pomysł się spodobał. Zaplanowaliśmy 3 tygodniowy urlop w Bieszczadzie w październiku. Zaczęliśmy przygotowania…. Paszporty, noclegi, mapy, plany wycieczek itp. Zaplanowane było również, że na Ukrainę jedziemy podczas pobytu w Jaśkowie. Termin? Oczywiście wtedy, kiedy będzie pogoda, bo w Jaśkowie 2 tygodnie spędzać będziemy. Kilka telefonów do trzykrotnego Forumowicza roku, do Bazyla, i plan gotowy. Jeszcze tylko zakup map, przewodników i jesteśmy przygotowani. Pozostaje czekać do października. A plan był taki: rano (pojęcie względne) przekraczamy granicę w Krościenku. Następnie zwiedzamy, to, co jest do zwiedzenia i nocujemy w metropolii o nazwie Husne Wyżne. Rano wymarsz na Pikuj, i powrót na kwaterę. Nocleg w tym samym miejscu i powrót do Jaśkowa inną drogą coby coś jeszcze zwiedzić np. Sianki. Łatwo, prosto, czyli plan dopięty w szczegółach. Tak Mio się wtedy wydawało.
Kilka dni przed wyjazdem na Ukrainę pojechaliśmy do Ustrzyk (tych większych). Celów wyjazdu było kilka, ale jednym z nich był zakup hrywien. W kantorze w runku kurs był iście złodziejski, więc szukaliśmy dalej. W kantorze w domu towarowym kurs był mafijny. Jak oni tam egzystują? Może żyją ze sprzedaży innych walut… Udajemy się, przeto do banku. Gdzie jak gdzie, ale w banku kurs powinien być normalny. W banku okazuje się, że możemy kupić dulary, euro, ale nie hrywnie. W zasadzie, po co bank w mieście przygranicznym miałby handlować walutą państwa sąsiedniego? Marzena wpadła na genialny pomysł (jak nam się wydawało). Idziemy do Biedronki. Tam przed tym szacownym sklepem stoją przecież mrówki z Ukrainy, to od nich kupimy. Okazało się, że od mrówek to można nektar życia kupić i słodycze na zagrychę, a nie hrywnie. Za darmo dostaliśmy jednak drogocenną radę. „Jak przekroczycie granicę, to po kilku kilometrach będzie po prawej stronie pod dużym drzewem stała stara kobieta i ona wam wymieni złotówki na hrywnie po dobrym kursie”. Codziennie sprawdzamy stan pogody i zapada decyzja – jedziemy trzynastego. Przesądny nie jestem więc się zgodziłem. Pomimo tego, że byłem tam kilka lat temu i widziałem jakie tam są drogi, pomimo tego, że miejscowi odradzali mi wyjazd ze względu na stan dróg –wierzyłem hiszpańskiemu szlachcicowi, że po drugiej stronie stan dróg się poprawił….

CDN (nie wiadomo kiedy)