Miniony weekend zapowiadał się na Podkarpaciu bardzo obiecująco, miało być ciepło i słonecznie. Wiatr też miał być, nawet halny, ale poza Bieszczadami czy Beskidem Niskim nie miał być uciążliwy. Niestety miałem wolny tylko jeden dzień i z przykrością musiałem zrezygnować z dwudniowej wędrówki Górami Słonnymi w zacnym towarzystwie. Z drugiej strony inne zacne towarzystwo musiało zrezygnować z jednodniowej wędrówki ze mną i tak zostałem sam.

Wariantów wędrówki rozważałem kilka, na ostateczny wybór wpłynęła informacja o spodziewanym wysypie polowań z nagonką . Nie jest łatwo znaleźć w sieci informacje na ten temat, ale to co znalazłem potwierdzało otrzymane od sir Bazyla dane: będzie się działo Niespecjalnie uśmiechało mi się wyjście na lufy (raz już to przeżyłem, więcej nie chcę), więc postanowiłem trasę wędrówki ułożyć tak, aby poruszać się we w miarę gęsto zaludnionym terenie.

Decyzja okazała się słuszną, na polu (ale nie na dworze) spędziłem cały dzień, przez pół tego czasu słyszałem dalszą lub bliższą kanonadę, wyglądało to tak jakby zaczęła się kolejna wojna światowa. Na szczęście ja sam tylko raz otarłem się o granicę obszaru polowania, z samochodu widziałem jednak i myśliwych i nagonkę.

Jak napisałem wyżej wybrałem wariant wędrówki w okolicy obfitującej w ludzkie siedziby. Bez przesady jednak, lasów, łąk i pagórków jest tam całkiem sporo! Krótko po godzinie ósmej zajechałem na parking u podnóża wzgórza Dębnik w Uluczu i udałem się w stronę zupełnie inną, niż z reguły czynią to zatrzymujący się w tym miejscu. Udałem się mianowicie na Dzikie Pola!