Byłem wczoraj na prezentacji książki Piotra Duraka "Świątynie wygnane". Książkę kupiłem, wieczorem pooglądałem i dzisiaj mnie wygnało. Temat przewodni jest cerkiewno-cmentarny. Niby mógłbym daleko nie jechać, bo w Jarosławiu cerkwie mam dwie, cmentarze też dwa, a w pobliskich wsiach cerkwi jest kilkanaście. Ale wygnało mnie kawałek dalej. Pojechałem więc do cerkwi dalszych, bliższe omijając. Pierwszą (Werchrata) sfotografowałem z daleka.



Przy drugiej (Prusie) już zatrzymałem się na chwilę.


W nagrodę zobaczyłem wygnany w czeluście dzwonnicy piękny wieniec dożynkowy z ubiegłego roku.


W Siedliskach na jednym zdjęciu udało się zmieścić dzwonnicę, cerkiew i kawałek kapliczki świętego Mikołaja.


Z okna samochodu załapał się też temat niecerkiewny.


Jadąc tędy, tradycyjnie zatrzymuję się przy kapliczce w Potokach, by obejrzeć nieznanego świętego.


Pewnie kiedyś było on znany, ale od kiedy utrącono mu głowę, kończyny i większość atrybutów świętości, trudno rozpoznać, kim on był.


Dojechałem do kresu podróży samochodowej. W takich miejscach uczestnicy wycieczki zazwyczaj szukają „magazinu”, gdzie nabywają i częściowo spożywają. Ja nie mogłem dzisiaj spożywać, gdyż nie miałem zapasowego kierowcy, więc zamiast do magazinu, poszedłem na jarmark. Tak się to dawniej u nas na wsi nazywało. Tyle, że na tym moim jarmarku sprzedawano tylko jajka, indyki, gliniane koguciki, drewniane łyżki i maść na odciski. A tutaj asortyment był znacznie bogatszy. Jaki – widać na obrazku. Szczególną moją uwagę zwracał kufer na bagażnik samochodowy, tablica szkolna i traktorek na akumulatorek.


Asortyment butów wyglądał na większy, niż w niejednym sklepie. Największy wybór był w typie gumiaków i gumofilców.


Ja zatrzymałem się na chwilę przy stanowisku rowerowym. Mamy dzisiaj styczeń i kilkanaście stopni mrozu, więc wybór nie był duży.


Zanim dotarłem do obiektów cerkiewnych i cmentarnych, zobaczyłem takie coś.
Zagadka dla podróżnych: gdzie były stosowane taki zamek i klamka?


I mamy pierwszą wygnaną. Wprawdzie nie cerkiew, ale dzwonnicę. Wygnano ja z Teniatysk, a trafiła do Lubyczy. W Lubyczy jest pięć cmentarzy: trzy w Królewskiej, dwa w Kniaziach. Udało mi się dziś widzieć wszystkie. Ta dzwonnica stoi na pierwszym. Jest tu mnóstwo krzyży bruśnieńskich.


Po drugiej stronie drogi jest drugi. Tu też można znaleźć kilkanaście nagrobków z Brusna.


Teraz idę do Kniazi. Tutaj droga jest odśnieżana delikatnie a krajobraz przyjazny.


Zachowały się zabudowania z miejscowego kamienia łupanego.


Na trzecim cmentarzu są niemal wyłącznie nagrobki bruśnieńskie.


Spotkać tu można także prawdziwe "perełki".