Domyślam się , że masz na myśli to wejście opisane tutaj.
Tam była duża grupa która szła na lekko .
Myślmy mieli założenie , że po wyjściu na grańkę poszukamy miejsca na postawienie namiotów które targaliśmy na plecach.
Najpierw trzeba było dostać się na tą grań. Widząc stromiznę przed sobą pomyślałem że łatwiej wejdę idąc trawersem , bo jest mniejsze nachylenie, tyle tylko że chodzenie trawersem w rakietach wcale nie jest proste. Gdy po kolejnym kroku odpięła mi się rakieta spróbowałem z buta, ale noga zapadała się po ....
Założyłem z powrotem i krok po kroku parłem do przodu nasłuchując coraz mocniejszego huku, a właściwie ryku wiatrru który chciał naśladować startujący samolot.
Ucieszony dotarłem do grani na której nie było już śniegu i postawiłem na niej krok poczułem że jakaś siła powaliła mnie na glebę.
Co jest ? zdziwiłem się, pewnie się potknąłem. Przy kolejnej próbie podniesienia się asekurowałem się mocno kijkami i już prawie stałem , ale coś ściągnęło mi czapkę z głowy i poniosło w stronę Libuchory, a mnie jakaś dziwna siła znów powaliła na ziemię.
Przykląkłem na chwilę zastanawiając się co się dzieje ? Czyżby tak mocny wiatr ?
Na kolanach przeczołgałem się na drugą stronę i ruszyłem ku szczytowi.
Tam już siedział Daniello ze spokojem patrząc na zjazdy i podejścia Bazyla i Kuny
.
.
Gdy już wszyscy dotarli na szczyt Starostyny postanowiliśmy z tej okazji zrobić sobie zdjęcie grupowe.
Nie zgadzał się z tym wiatr i za każdym razem strącał aparat postawiony na plecaku który pełnił rolę statywu.
Słońce skłaniało się coraz niżej , ale wiatr który powinien już słabnąć wcale nie miał tego zamiaru.
.
.
Momentalnie stało się jasne że przy takim silnym wietrze nie mamy szans na postawienie namiotu w zimowych warunkach na połoninie.
Decyzja była szybka i jednoznaczna, musimy zejść w dół i szukać płaskiego zacisznego miejsca. Najkrócej jest na przełęcz Hrebień, (latem 40 min)
Zimą, gdy idziemy po lesie zalegającym głębokim śniegiem, przy zapadającym zmroku wcale nie jest to tak szybko, ale nie mieliśmy innego rozwiązania.
Musieliśmy dojść, ku pokrzepieniu rozpalić ognisko i mimo zmęczenia spędzić coś zjeść a nabrawszy otuchy , zrobić steny-party przy ogniu, ciesząc się szczęśliwym finałem
.
.
a to już poranne porządki.
p.s. gdyby ktoś w Libuchorze znalazł moją polarową czapkę z pomponem proszę o oddanie, bo się do niej przyzwyczaiłem
Zakładki