Wszyscy piszą, że "niestety", no to trzeba było samemu pojechać;-)
Schronisko stoi i dobrze się trzyma. Wpaść tam można o każdej porze dnia (i chyba nocy). Gospodarz nie zawsze jest obecny, bo czasem schodzi na dół coś kupić albo załatwić. Wtedy trzeba na niego zaczekać lub go poszukać (nie odchodzi dalej niż kilkanaście kilometrów, do Łuhów). Warunki do bytowania są na razie spartańskie, trochę podobne do panujących w Hotelu Kieputa lub Hotelu Burkut. W bezpośrednim pobliżu źródło i strumyczek. Zwraca uwagę nowy wychodek przenośny.
Gospodarza spotkaliśmy w pobliżu Łuhów, gdy schodził do wsi. Bardzo życzliwy dla wędrowców. Dał nam klucze i zaprosił na kawę lub herbatę (samoobsługowo) oraz do pozostania na noc. Wspomnieliśmy, że jeśli nie będzie lało, to chcemy iść dalej i wyżej, bo jeszcze 1/3 dnia przed nami. Udzielił instrukcji, gdzie zostawić klucze, jeśli pójdziemy jednak dalej. Nie lało, więc poszliśmy.
Zakładki