Koniec kwietnia, wielka majówka, postanawiamy znaleźć prawdziwą wiosnę. Taką ze słońcem, ciepełkiem, zieloną trawą, kwitnącymi kwiatami i rzecz jasna z górskimi widokami. – Mieliśmy wyjechać w piątkowe popołudnie. Niestety - udaje nam się wyjechać dopiero w sobotę przed południem. Mijamy Rzeszów i grzęźniemy w korku. Po kwadransie, dwóch dojeżdżamy na miejsce i sprawa wyjaśnia się – to tylko światła w Boguchwale. Dalej już bez przeszkód jedziemy na południe. Od Nyiregyhazy zaczyna padać i tak aż do granicy węgiersko-rumuńskiej. Tu nadrabiamy minimum godzinę – w odróżnieniu od letnich wypraw - na granicy jesteśmy sami – zero kolejek! Śpimy na opłotkach Satu Mare.
Nazajutrz słoneczny poranek z wyraźnie wyższą temperaturą 10-11 stopni (to aż o 10% cieplej niż wczoraj). Szybko docieramy do Baia Mare i drapiemy się na przełęcz Gutai. Droga jest w remoncie, co w tym przypadku oznacza , że brakuje tylko ostatniej warstwy asfaltu a tu i ówdzie trzeba dołożyć barierki lub zbudować murki oporowe. Ten remont musi już jednak trochę trwać bo gdzieniegdzie zabrano się za naprawę tej przedostatniej warstwy, wydawałoby się niedawno położonej. Sama przełęcz w chmurach, a potem już cały czas w mniejszej lub większej mżawce.
Szkoda, bo mijane wioski są naprawdę bardzo ciekawe – takiej ilości i różnorodności bram maramureskich jeszcze nie widziałem. Nie robimy zdjęć, jest pochmurno, pada i nie jest prosto bezpiecznie się zatrzymać – droga nie jest zbyt szeroka, brak zatok, spory spadek.
W Sighetu Marmatiei wracamy na dobrze znany nam szlak do Borszy i na przełęcz Prislop. Może pogoda się poprawi i uda się zobaczyć Alpy Rodniańskie w śniegu?
Nic z tego, pada z różnym natężeniem, a na dodatek okazuje się, że mniej więcej od Moisiei droga jest w remoncie/rekonstrukcji, a konkretnie w jego początkowej fazie, czyli w totalnej DESTRUKCJI!. W końcu Ci od których to zależało zdecydowali się na gruntowną przebudowę tej trasy. Żeby to zrobić prawidłowo rozpoczęto od przełożenia/ułożenia wszelkich instalacji biegnących w poprzek jezdni. Są więc potężne przekopy (pod odwodnienie, kanalizację, kable itp). Częściowo zasypane, częściowo nie, częściowo zalane wodą, częściowo nie... Po obu stronach trwa budowa murków oporowych.
Za wyjątkiem króciutkiego odcinka w samym centrum Borszy stan taki utrzymuje się do samej przełęczy, za którą natężenie rozkopów jest mniejsze, ale stan jezdni i bez tego był tam katastrofalny, więc o jakimkolwiek tempie jazdy mowy nie ma. Pełzamy na jedynce, marząc o wrzuceniu wyższego biegu choćby na chwilę. Ostatnie maszyny drogowe zastajemy sporo za Carlibabą, choć żółte oznaczenia ciągną się praktycznie aż do skrzyżowania w Iacobeni. No a na samej przełęczy była gęsta mgła.
I tak przejeżdżając obok Roman, Bacau, Adjud, Focsani docieramy do Braili - to nasz kolejny nocleg. Cały dzień bez słońca, czasami z deszczem, ale z coraz wyższą temperaturą – zasypiamy przy „aż” 12 stopniach.
cdn.
Zakładki