Droga w dol idzie nam lepiej niz przypuszczalismy. Wykorzystujac w kilku miejscach opcje "dupozjazd" i jest nawet calkiem akceptowalnie.







Na Troscianie, w ktoryms momencie, poczułam ze zalatuje wyrazny aromat miety. Czyzby gdzies tu rosła? Zebralismy wierzbowke, wiązówke, dziurawiec, macierzanke.. Ale miety nie bylo... Pozniej odkrywam zrodlo zapachu, ktory za nami chodzi. Siadłam w gume do zucia. Przykleiła sie do spodni na dobre. Probuje ją zcierac szmatką, wydrapywac nozem. Bezskutecznie. Chyba skonczy sie łatką w tym miejscu. Jakis czas pozniej zalatuje mnie zapach kupy. Juz zaczynam sie obawiac nie na zarty, ale to na szczescie chyba od pasących sie nieopodal owieczek

W Sławsku jestesmy sporo przed czasem. Idziemy sie wiec powłoczyc po targu przykolejowym. Mozna zakupic wszystko- od dywanow, przez ręczniki na wężach ogrodowych konczac. Miejsce to jest tak wyprazone sloncem, ze jednemu sprzedawcy popękały gumowe piłki. Jest chyba 50 stopni.







W Sławsku sa dwa perony- ale nie "pierwszy i drugi" a "szeroki i wąski". Jak przez megafon zapowiadaja pociag to mowia, ze "odjedzie z szerokiego peronu". I wszystko jasne! Nie trzeba sie zastanawiac, ktory jest pierwszy! Fajny patent!

W poczekalni kręci sie spora grupa dzieci a kazde z nich ma przyklejoną kartke na czole. Nie wiem co to ma symbolizowac, ale wyglada dosc nietypowo.

Jakis czas siedzimy sobie na peronie i przygladamy sie lokalnym klimatom okołokolejowym :)









W elektriczce m.in. podrozuje cyganska rodzina. Na oko półtoraroczne dziecko wylewa na podloge różowa oranzade, wkrusza do tego czipsy i tupta po owej mazi bosymi nozkami. Od czasu do czasu czuje naplyw apetytu, schyla sie i wyciaga rozmiękły chrupek, ktory z apetytem zjada. Czworka starszego rodzenswta patrzy z zazdroscia. Wyglada jakby im juz nie wypadało wyczyniać takie brewerie. Z melancholijnymi minami zjadaja wiec czipsy na sucho z torebki. Siedzaca nieopodal babuszka, obciera co chwile chusteczka buty, opryskane przez tupiące w soku dziecko. W drugim koncu wagonu dwoch chlopakow wrzucilo pod siedzenie papierek po lodzie. Konduktor to zauwazyl. Robi im awanture. Chyba skonczy sie mandatem. Ten sam konduktor gdy mija Cyganów, patrzy w inna strone. Akurat podziwia ksztalty lamp. Ot kasty nietykalnych...

A tu nietypowa jak na ukrainskie zwyczaje stacyjka- opuszczona i zarośnieta. Rzadko to sie tutaj zdarza. Ciekawe czemu akurat ją spotkał taki los? Pociag sie tutaj zatrzymuje, wiec przystanek jest uzywany.



Panie z lizakami oczywiscie na stanowiskach. Podniesienie bialego lizaka oznacza odjazd, ale co oznacza żółta pałeczka to nie rozszyfrowalam!





We Lwowie nocujemy tam gdzie zawsze- jestesmy wierni hotelowi Arena :)



Zaglądajac na przyoperowy bazarek zauwazamy zmiane asortymentu. Dawniej nie sprzedawano tu srajtasmy i wycieraczek z Putinem ani koszulek z UPA.







Z dziwnych rzeczy mozna tez sobie nabyc dokument potwierdzajacy, ze jestes znanym politykiem lub celebrytą.



Nieopodal znow powiew "nowych czasow"- zbiórka na wojne na wschodzie...



Przy tym wszystkim zastanawiajaco wypada plakat reklamujacy zaciąganie sie do strazy granicznej. Nie ma jednak wzmianki czy jedzie sie do Mościsk czy do Donbasu. A ma to chyba spore znaczenie



Nie tylko na karpackich wsiach, ale rowniez w centrum miasta mozna wypatrzec auta na czarnych blachach!



Przypadł mi do serca tez jeden miejski szalet - udekorowany kwiatkami. Od razu jakos tak przytulnie sie zrobilo!



A tak prezentuje sie Lwów o 5 nad ranem :D Wstaje kolejny, sloneczny dzien.. żal wracac...



KONIEC