Trzeci raz w Bieszczadach. Dokładnie miesiąc po pierwszym dniu tamtej wędrówki wyciągam to z pamięci by móc się podzielić wspomnieniami i przedłużyćtamten obraz w pamięci.

Dzień 0.
Podróż z środkowej Polski. Najpierw do Rzeszowa, by stamtąd trafić do Polańczyka. Podróż się przedłużyła. Dopiero po fakcie, po powrocie dowiadujemy się, że burza, którą widzieliśmy narobiła tyle szkód.
Najważniejsze że jedziemy.

Dzień 1.
Docieramy do Polańczyka. Wita nas pięknym słońcem i ogromnym upałem.
Jest burzowo.
Jesteśmy tu za późno.
Prognozy mówią, że będzie burzowo, mamy nadzieję, że uda nam się przechytrzyć pogodę.

IMG_20170812_123959.jpg

Ruszamy. Cofamy się do Myczkowa i wchodzimy na zielony szlak.
Jest gorąco. Jest pięknie. Jest pusto, spotykamy pojedynczych ludzi.

IMG_20170812_134437.jpgIMG_20170812_141943.jpg

Na Wierchach słychać i widać. Nad Zalewem Solińskim burza. Grzmi bardzo. Trudno. Idziemy dalej. Liczymy na to, że opad zatrzyma się nad zbiornikiem. Na szczęście się udało.
Po drodze najadamy się jeżynami. To jest w górach piękne. O ile jest się poza Parkiem Narodowym, to zawsze znajdzie się jakaś jeżynka albo jagódka na poprawę morali.

IMG_20170812_144409.jpg

Mijamy Wołkowyje i atakujemy cerkiew w Górzance.
Piękna świątynia.
W strumieniu obok, regenerujemy stopy w pobliskim strumieniu.
Wspaniałe uczucie.

IMG_20170812_161733.jpgIMG_20170812_160656.jpg

Ruszamy dalej dochodzimy do Bukowca.
Zaczyna wiać i być nieprzyjemnie. Cerkwisko widzimy tylko ze wzgórza. Robi się szarówka, a nie lubimy chodzić nocą.
Idziemy w stronę Terki.
W końcu tam dochodzimy z myślą o przekimaniu się w namiocie. Pogoda jednak nie jest wyrozumiała, więc znajdujemy plan awaryjny.
Jest tysiąckroć lepszy.
Tak czy siak, OSP w Terce robi na nas piorunujące wrażenie.

IMG_20170812_194447.jpg