Miejsce tego tragicznego zdarzenia jest mi doskonale znane. Zmienili się jak widać ludzie.
Też chodziliśmy na jabłka do tego sadu, no może nie tego ale rosnącego w tym samym miejscu.
Możliwe, że jedliśmy jabłka z tych samych drzew, co słynny Wojciech Bellon, który do siódmego roku życia mieszkał w tej miejscowości, bardzo blisko sadu.
Wtedy część drzew była jeszcze przedwojenna. Nasz nauczyciel był myśliwym, mieszkał z żoną w internacie, tak jak my. Nigdy nawet nam przez myśl nie przeszło żeby się go bać z tego powodu, z innych tak. Dość często samowolnie chodziliśmy na jabłka.
W latach siedemdziesiątych w internacie mieszkało nawet 300 osób, więc trochę uszczuplaliśmy zbiory.
Kolega braci Bellonów z dzieciństwa był jednym z moich "wodzów" podczas zs wojskowej stąd sporo wiem.
Zakładki