Chcę uzupełnić to co napisałem w #45 o nieudzieleniu pomocy przez miejscowych o świadectwo człowieka z którym pracowałem na początku lat osiemdziesiątych w Opolu Lubelskim. Sprawa dotyczy osób, które jakimś cudem ocalały z egzekucji i wydostały się z dołów śmierci. Zaznaczam, że podobne przypadki z innych egzekucji są udokumentowane a ten mój jest oparty jedynie na opowieści jednego człowieka, którego nazwiska nie pamiętam.
Rzecz dotyczyła pewnego rolnika, zawsze skromnego, niezamożnego, który opowiedział mojemu rozmówcy historię z czasów wojny. O tym, że w obozie w Poniatowej Niemcy przeprowadzali egzekucje, ludzie wiedzieli w promieniu wielu kilometrów. Gdy się "uspokoiło" rolnik wybrał się do lasu po drewno i ładował gałęzie na wóz, nagle odkrył nagiego człowieka, który prosił go o pomoc. Nie pamiętam szczegółów ale wiem, że przez jakiś czas ten rolnik pomagał ocalonemu a po jakimś czasie wyposażył go na drogę. Po wojnie ten ocalony odnalazł naszego znajomego i odwdzięczył się tak, że ten mógł pomóc swoim dzieciom. Sprawę utrzymywał w tajemnicy i sam nigdy nie obnosił się z bogactwem.
Mam świadomość,, że to brzmi jak bajka ale przy odrobinie zaangażowania mógłbym spróbować dojść prawdy.
Życie toczy się szybko na tyle, ze na takie prywatne śledztwa brak czasu.