tytułem wstępu
Pikuj to najwyższa góra w Bieszczadach , (tak twierdzi wielu, aczkolwiek są też inne zdania)
Legendy mówią , że na to magiczne miejsce dotarła przed wiekami królowa Bona, bo była to granica jej dóbr uzyskanych od króla.
Potem przez setki lat pasmo Pikuja oddzielało Galicję od Węgier.
Gdy 100 lat temu Polska odzyskała niepodległość należało wytyczyć od nowa granice.
Pikuj znów stał się wówczas ważnym punktem granicznym pomiędzy Polską i Czechosłowacją nadano mu więc numer 1 na tym odcinku.
Dziś nie przebiega przez niego granica państwowa, jeno teoretyczna wewnętrzna na Ukrainie pomiędzy obłastią Lwowską i Zakarptcką
* obłast (область) to odpowiednik województwa
.
Na początku roku pojawił się plan , aby specjalną okazję uczcić specjalnym wyjazdem. Plan przygotowywany był na spokojnie i szczegółowo.
Grupa przyjaciół w liczbie 5 osób poruszająca się samochodem osobowym ruszyła na wschód.
Wyjazd miał być łikendowy z przesunięciem fazowym. Zamiast standardowego terminu piątek-sobota-niedziela wybraliśmy przesunięcie o jeden dzień aby uniknąć kumulacji na granicy. Obecnie sporo Ukraińców pracujących w Polsce wraca do swoich domów w tym zwykłym terminie.
Na granicę w Krościenku docieramy w sobotę ok 8-mej rano i zastajemy tylko kilka samochodów, więc całość zamknęła się w 30 minutach.
To o tyle istotne , bo zbyt długie czekanie na odprawę z reguły wprowadza w grupie niepokój i zmęczenie.
Tym razem wjechaliśmy bezproblemowo. Kantor na krzesełku działał (mimo że termometr pokazywał minus 11 stopni) i można było dokonać wymiany waluty.
Na tym przejściu (w Krościenku) są trzy możliwości wymiany.
1. po polskiej stronie jest zaraz za szlabanem budka po prawej stronie z dwoma kantorami
2. po ukraińskiej stronie kantor krzesełkowy (ok 500 m za granicą)
3. po ukraińskiej w pierwszym sklepie spożywczym po prawej stronie (zaraz za stacją)
W tym trzecim punkcie dokonujemy niezbędnych zakupów , bo zaopatrzenie jest pod polską specyfikę.
Dzień pierwszy, rozruchowy.
Aby pogonić poranne senności dobrze jest napić się dobrej kawy w dobrym miejscu.
Dojeżdżając do Chyrowa należy po prawej stronie wypatrywać mało widocznej informacji że w konwikcie jezuickim jest teraz ośrodek wypoczynkowy. Tak, tak, konwikt nabiera nowego biegu, w nowej odsłonie (nie wiadomo jak długo ?)
Skręciliśmy tam i po wąskiej zalodzonej drodze docieramy do bramy, gdzie odśnieża cieć.
Od niego dowiadujemy się że "restoran" otworeny od 12-tej .... nici z porannej kawy.
Nie, nie poddajemy się , kilkanaście kilometrów dalej między Stara Solą i Starym Samborem jest przecież Salzbork
Nie wiem co dosłownie znaczy to niemieckie słowo, kojarzy się z solą (może ktoś rozszyfruje ?)
Fizycznie jest to przydrożny obiekt typu motel , można tu przenocować, ale jest najważniejsze że jest restauracja w plenerowymi domkami.
Z tych domków rezygnujemy (jest przecież sporo na minusie) i zasiadamy w głównej sali na poranną kawę z expresu.
Czy wyprawa na najwyższy szczyt Bieszczadów to tylko same umartwienia i wyrzeczenia ?
Nie !
Można połączyć jedno z drugim.
W tym pierwszym dniu zaplanowaliśmy rozruchowe wejście na jakąś górkę. Jedziemy więc 40 kilometrów dalej do Rozłucza, gdzie przed hotelem wita nas ten sam Pan parkingowy, co pół roku temu co zostało opisane tu
Jesteśmy w bramie Bieszczadów i z przyjemnością patrzymy na prawdziwie zimowe krajobrazy jakby żywcem wzięte z Ossendowskiego
.
[IMG][/IMG]
cdn.
Zakładki