„Było nas trzech
W każdym z nas inna krew
Ale jeden przyświecał nam cel”*
Zdobyć zimą Dziumbier!
Na full nakarmionym jakiem pognaliśmy najpierw cwałem autostradą, później galopem zakopianką a po minięciu Chyżnego już tylko stępa czasem przechodzącego w delikatny kłus. Nie to żeby się jak zmęczył ale od czasu gdy pewna nocna mara z mieczem świetlnym w ręce, zaproponowała mi pokutę w wysokości 460 euro za ździebko przekroczoną prędkość z powodu niezauważenia ukrytego w krzakach komunikatu sugerującego ściągnięcie wodzy – staram się nie wracać do tych nocnych koszmarów i przestrzegam innych przed takimi upiornymi spotkaniami. Powożący jakiem znał tą historię i starał się powstrzymywać zapędy reszty ekipy skandującej: Panie szofer gazu, Panie szofer gazu, bo litr mleka jest w garażu! Musi on mleka nie lubi, bo po minięciu granicy telepotaliśmy się z prędkością wspinającego się himalajską ścieżką jaka.
W końcu dotarliśmy do Przełęczy Certovica, zrzuciliśmy z jaka cały szpej i w drogę!
Hen w oddali, ze dwadzieścia metrów od miejsca startu ujrzeliśmy kusząco rozpostarte wrota do kamiennego, piętrowego szałasu sugerującego naściennymi malowidłami, iż przed dalszą drogą trzeba skosztować capovanego. Ciekawi co to takiego , podjęliśmy trud wspinaczki na piętro i tam założyliśmy pierwszy obóz.
--------------------------------------------------------------------------------------
*Perfect „Autobiografia”
Zakładki