Pierwszy odcinek zejścia z przełęczy jest dość płaski ale lepkie błoto sprawia, że ciężkie rowery nie utrzymują kierunku i trzeba je sprowadzać. Mamy stracony cały wysiłek wspinania się na przełęcz - nawet zjechać sobie z góry nie możemy. Jedziemy do tej pory w sandałkach, trudno utrzymać się w pozycji pionowej, zmieniamy buty na turystyczne, Tak, obszerne sakwy pozwalają na wożenie z sobą kilku par butów. Dobrze, że przestało lać i tylko pada.


Dochodzimy do pierwszych zabudowań wsi Ławoczne, stajemy na pedały. Czy to, co z boku płynie, to już Opór? Szkoda dla takiego drobiazgu wyciągać mapę, bo zmoknie.


Nie, to nie był Opór. To był jeden z dopływów potoku Ławoczanka. Do Oporu dojeżdżamy dopiero w Ławocznem.


Ławoczne. Ucieka nam właśnie pociąg do Lwowa. Nie szkodzi, my nie jedziemy do Lwowa.
O drodze, widocznej na tej fotografii pisał 12 lat temu Henio: http://forum.bieszczady.info.pl/show...porem-do-Oporu
Jechał nią samochodem i dojechał do tajemniczej miejscowości OPÓR. Tajemniczej, bo na mapach takiej nie ma. A w ogóle, to trzeba było rowerem jechać, nie miałbyś problemu z drogami;-)


Podjeżdżamy na chwile na dworzec, zrobić pamiątkowe zdjęcie. I wtedy na chwile pokazuje się słoneczko.


Henio pisał, że Sławsku kończy się asfalt. Z naszego punku widzenia, tutaj się właśnie asfalt zaczyna! Jest już jednak po godzinie 20 i długo się dzisiaj asfaltem nie będziemy cieszyć.


Sławsko to miejscowość wczasowo-turystyczna. Jest mnóstwo obiektów, w których można się przespać. Formuła naszej wycieczki przewiduje wyłącznie spanie we własnym namiocie. Spanie w hotelu to nie grzech, ale wstyd;-) Mijamy Sławsko, skręcamy w druga boczną dróżkę w prawo (pierwsza była ślepa). Dróżka kończy się mostkiem wiszącym nad Oporem. Rower z sakwami się nie zmieści. Przenosimy sakwy i przeprowadzamy rowery.


Około 20:30 nasz namiot już stoi. Opór nie jest jeszcze taki brązowy, jakim widzieliśmy go wyżej, byliśmy szybsi od rzeki;-)