W końcu nastał dzień czwarty, ostatni. Tym razem nie było słońca, od rana gęsta mgła plątała ścieżki, straszyła niesionymi z dala odgłosami, las zmieniała w tolkienowski Fangorn Forest





Nawet wyjście na połoninę Munczela nie dawało oddechu, dopiero na samym szczycie można było się domyślić, że wokół jest otwarta przestrzeń.



Później jednak, za szczytem, mgła zaczęła wyprawiać harce. Pokazywała i ukrywała, świeciła jak nafosforyzowana. Pięknie było.









Takich widoków jeszcze nigdy nie oglądałem.

Niestety wszystko dobre kiedyś się kończy, po zejściu niżej mgła się rozwiała, nadciągnęły chmury



Do Miżhirji było już jednak niedaleko,



i tym razem przed ulewą nie trzeba było się chronić pod namiotem. Chronił parasol przydworcowej restauracji.



KONIEC.