Lubię wieczorem lub w bezsenną noc wejść na forum i powędrować z kimś czytając relacje z wędrówek, tak miło ogląda się fotki i tak bardzo tęskni do tamtych miejsc.
Spróbuję i ja podzielić się wrażeniami z jednego z wyjazdów .
Naczytałem i naoglądałem się na zdjęciach kolorków bieszczadzkich,że i ja zapragnąłem poczuć je na żywo,niestety praca dopiero w listopadzie pozwala mi na urlop jesienny. Pełen wiary w sukces wyprawy wyruszyłem z Ustki do Skierniewic gdzie przepakowałem się do auta brata Tadeusza i już na drugi dzień raniutko przechadzałem się po Wetlinie i próbując dojrzeć cokolwiek przez mgłę. Nic to myślę sobie- jak tylko trochę słoneczko wzejdzie to zrobi tu porządek (jak wzejdzie).
Ponieważ nie mamy wysokich wymagań dotyczących komfortu a cenimy spokój jako kwaterę wybraliśmy PTSM w Wetlinie i to był jak się pózniej okazało świetny wybór: cisza przede wszystkim, czysto, kuchnia do dyspozycji,ciepła woda no i żadnych kolejek pod prysznic.
Ponieważ w aucie trochę pospaliśmy(na miejscu byliśmy ok.5 a recepcję otwierają o 7) to po zakwaterowaniu śniadanie,przygotowanie do wymarszu i kierunek Kalnica, tylko minęliśmy ABC i już złapaliśmy stopa więc nie zmarnowaliśmy czasu na asfalcie.
Na wszelki wypadek wzięliśmy do plecaków ochraniacze, jak się okazało były potrzebne już na starcie a my śmiejąc się z własnej amatorszczyzny zakładaliśmy je starając się nie umazać błotem. No ale idziemy, energia rozpiera bo wreszcie idziemy. Spokojnie laskiem aż do wiaty niby "nic ciekawego" ale radocha z każdego kroku ogromna bo o to łażenie nam chodzi.Gdy las pozostał w dole pokazały się płachty śniegu, niby trochę ale czasem trochę więcej, pomału zbliżaliśmy się do miejsca skąd szlak wznosi się bardziej a i krzyż na Smereku jest widoczny.
Wiatr już od pewnego czasu wyraznie przypominał nam,że to już listopad, czapki,kominy,rękawiczki,kaptury-wszystko na swoim miejscu tylko brakowało gogli bo idąc pod wiatr wyciskał nam łzy. Co prawda słonko nie wzeszło aż z taką mocą jak bym chciał ale widoczność była wystarczająca by cieszyć się widokami i tą niesamowitą kolorystyką bieli i szarości w pełnej gamie,połonina falowała w rytm świstów i porywów wiatru, a gdy łaskawe słonko liznęło z góry promieniami nagle wszystko zabłysło i zazłociło się , na chwilę ale było pięknie.
Nieprzespana noc i krótki dzień zmusiły nas do racjonalnej decyzji i zejścia do Wetliny z Przeł.Orłowicza . Po osiągnięciu linii drzew pięknie, ale to bardzo pięknie świeciło słoneczko, cieszyliśmy się nim, chociaż mogło to zrobić pół godziny wcześniej. Ale za to wiem dlaczego szlak,którym schodziliśmy ma kolor żółty- w miejscach gdzie rosły modrzewie cała ziemia była usłana opadniętym igliwiem i nadawało to uroku naszej wędrówce.
No i tak minął pierwszy dzień , gdy dochodziliśmy do naszego schroniska ktoś jakby czarodziejskim pstryczkiem wyłączył światło:
16.00 pstryk i ciemno. Ja rozumiem,że listopad ale to nasze słońce nad morzem zachodzi jednak pózniej a to górskie wcześniej(?):)
W schronisku szybki obiad w towarzystwie złotowłosego anioła,który zaglądał nam w talerze wisząc na przeciwległej ścianie i mała drzemka pod jego opieką i po zażyciu kilku kropel(niekoniecznie)nasennych o smaku cytryny z nutą miodu.Po drzemce pytanie co robimy ?
Na dworze nadal ciemno ale godzina jeszcze przyzwoita -za wcześnie na dalsze spanie, ruszamy gdzieś, tylko gdzie? nie znając terenu ale pierwsi napotkani wskazali nam kilka miejsc gdzie "miedz brzęczącą zamieniają w pluszczące złoto". Od razu wybór padł na przybytek PTTK stojący naprzeciwko naszej kwatery. Co nas uderzyło: tłumy przeogromne( a na szlaku minęliśmy tylko dwóch turystów),brak miejsc siedzących,nie mówiąc o wolnym stoliku no i ceny godne, którymi nie powstydziłby się żaden deptak nadmorski, ale najbardziej uderzyła nas mechaniczna muzyka,w której wyraznie przebijała się piosenka zespołu Wham(...christmas..). Dopiliśmy, pogadaliśmy z współbiesiadnikami i żegnani przez psy siedzące pod schroniskiem (tak myślałem,że to psy a to lisy żebrały ) wróciliśmy do naszego anioła,który wiernie czekał.
W ciszy,spokoju i bez kolejki do prysznica udaliśmy się na spoczynek powierzając nasze sny Złotowłosej( bo to zdecydowanie ona)