Kto jest autorem i jaki jest tytuł książki (poświęconej w całości Bieszczadom), z której pochodzą następujące fragmenty:
„Zabobony i zwyczaje
Bojkowie, niegdyś sól tej ziemi, byli ludem wyjątkowo konserwatywnym i zabobonnym. Przez wieki, niemal w niezmienionej formie, kultywowali tradycję swoich przodków.
(...)
Powszechnie wierzono w możliwość powrotu zmarłego w jego dawnej powłoce cielesnej do świata doczesnego. Taki przypadek miał się zdarzyć w Solinie. Mąż nieboszczyk przychodził do swojej żony przez rok. Pomagał jej w gospodarstwie i współżył z nią, w wyniku czego urodziła dziecko. Najczęściej do świata żywych wracały upiory. Zapobiec ich powrotom miało rozkopanie grobu, odcięcie głowy nieboszczykowi i włożenie mu jej między nogi lub wbicie w nią żelaznego kołka. Najczęściej był to ząb od brony. W jednych wsiach wierzono, że upiór ma dwa serca, w innych, że pod pachami wyrasta mu pierze.
(...)
Uciążliwi dla żywych mogli być także samobójcy. Grzebano ich na ogół poza cmentarzem, by nie kalać poświęconej ziemi. Zdarzało się palenie ciał samobójców na stosie (...). Ostatnie spalenie na stosie miało miejsce około 1860 r. Na stosie spłonęło wówczas ciało Kasi z Tarnawy (Niżnej lub Wyżnej). Kasię wydano za mąż, gdy skończyła zaledwie 14 lat. Po śmierci pierwszego dziecka porzuciła męża i związała się z dworskim parobkiem Wasylem. Żyli z sobą bez ślubu 3 lata. Kiedy Wasyl odłożył trochę grosza i kupił grunt, postanowił się ożenić, ale nie z Kasią. Rozżalona opuściła wieś i poszła w świat między obcych, gdzieś na Podole. Tęsknota za rodzinnymi stronami po dwóch latach przywiodła ją z powrotem w Bieszczady. Spotkała razu jednego Wasyla, ale ten ani słowem się do niej nie odezwał. Załamało to Kasię do tego stopnia, że postanowiła śmierć sobie zadać. (...) Matka przebłagała popa i ten pozwolił pochować Kasię na cmentarzu. Wioskowa gromada była jednak z tego niezadowolona. Obawiała się, że skalanie poświęconej ziemi ściągnie na wieś nieszczęście. Którejś nocy odkopano trumnę z Kasią, potajemnie wywieziono jej ciało na połoninę i tam spalono, rozsypując popioły na wszystkie strony świata.
(...)
Specyfik złodziejski
(...)
Uny, te zbijnyki, dały mu, tomu gazdi, korec hroszi. A win swoju żinku wyprawyv mołoty pszenyciu do młyna, a ich namowyv, żeby wzieły swoju zbroju, żeby szły za neu. A jij maleńka detyna już toto czuła i dała ji znaty, że una już już prodana, zapłaczena, że na wiki straczena. Tak ta gazdynia piszła do brata i powidat, że ji gazda prodaw: „Szczoż ty, brate, że ja już prodana, straczena na wiki ?” A brat mowyt: „Idy ty do młona, a ja pidu za toboju i wozmu swoju zbroju, żeby tie obronyty”. Piszoł win di toho gazdy: „Szczoż ty, szwagre, zrobyw, szczos ty prodał swoju żenu, moju sestru ?” A gazda: „Ha, już sam ne znaju, szczo zrobyv, pryszły do mene, postawyły korec hroszi i ja sie złakomyv, i prodav; no to teper, szczoż robyty !”
(...)
Życzę przyjemnego zgadywania. Pozdrawiam.



Odpowiedz z cytatem
Zakładki