DZIEŃ 3 - Piątek - 17 sierpnia


Po całonocnym deszczu rankiem nie pada. Krzaki mokre, drzewa mokre, z nich jeszcze trochę kapie. Śniadanie, zwijam graty i trzeba się dostać przez leśne krzaczory do drogi. Wyjeżdżam na drogę i od razu spotykam dwa obładowane rowery jadące w przeciwnym kierunku. Ranne ptaszki, czyli nie tylko ja wcześnie wstaję, bo jest przed siódmą.
Kilkaset metrów dalej otwiera się ładny widok na górę Brusno.



Jeszcze podeszczowe "dymy" snują się nad lasami i deszczowe chmury walczą ze słońcem.



Niestety deszcz zaczyna pokapywać. Wodospadzik przy dawnym młynie sobie niestety daruję, deszcz i wysoka mokra trawa zniechęca. Mijam staw i zaczyna padać konkretnie. Chowam się pod drzewem i obserwuję rozwój sytuacji.



Deszcz trochę zelżał i jadę dalej. Kombinuję jak tu dalej jechać żeby nie władować się w trudny podeszczowy teren. Póki co śmigam Green Velo. Czasami mocniej popada i znowu staję pod jakimś drzewem.



Roztoczańskie lasy pokryte mchem.



Mijam kolejnego, tym razem samotnego, objuczonego rowerzystę, mijam Starą Hutę i docieram do Huty-Złomy. Odbijam z Green Velo i początkowo piaszczystą, potem utwardzoną drogą dojeżdżam do stawów. Jest wiata. Fajne miejsce na biwak.



Chwila przerwy na konsumpcję i odpoczynek od deszczu/mżawki.



Lawiruję utwardzonymi leśnymi drogami. Chciałem obejrzeć te malownicze Dahany, ale pogoda nie sprzyja. Wypadam na szosę Werhrata-Wola Wielka i śmigam do tej drugiej gdzie dopada mnie ostatni atak deszczu.



Roztoczańska chałupa w agonii...



...i niedaleko krzyż.



Zrobiłem kółko i ponownie znajduję się w okolicy Huty-Złomy. Z pagóra ładny widok na roztoczańskie góry.



Szybki zjazd do wsi i ponownie mozolny podjazd na kolejną widokową górkę.



Na polach wartę pełni bociek.



W Łówczy odnajduję kolejną cerkiew. Na skraju lasu, bez wydeptanej ścieżki, zbyt często to odwiedzana nie jest. Ale jest malowniczo.







Powoli opuszczam Roztocze Wschodnie i przemieszczam się na północ. Przedostatnią cerkwią na trasie była ta w Płazowie. tym razem murowana i niszczejąca.



I jeszcze widok na górującą kopułę spod pobliskiego sklepu.



Ostatnią odwiedzoną cerkwią były ruiny w Hucie Różanieckiej.



Zbliżam się do słynnych Szumów na Tanwi. Jest piątek przed południem więc mam cichą nadzieję, że może nie będzie zbyt dużo ludzi.
Niestety, tłum jak na Krupówkach. No nic, za to dobre i zimne piwo mają.



Nie może zabraknąć zdjęcia samych Szumów. Szumią nawet całkiem głośno.



Wybieram sobie do zwiedzania szlak po okolicy. Malowniczy, ale wybór dla tych co lubią rower nosić i pchać.



Wisienką na torcie była skarpa pod którą musiałem wnieść rower.



Roztoczańska dżungla...



Ostatnią atrakcją na tym szlaku był wodospad. Fajny, ale ludzi tyle, że ciężko zrobić zdjęcie.