Pojawiło się kilka dni wolnego i trzeba było je jakoś wykorzystać. Padło na wyprawę rowerową w rejony Roztocza. Nie ukrywam, że częściowo zainspirowały mnie dawne relacje z tego forum.

DZIEŃ 1 - Środa - 15 sierpnia


Spakowany, wczesnym rankiem, wsiadam ze swoim wehikułem do "wakacyjnego" pociągu. Jestem wcześnie więc jeszcze wagon pusty.



Przed odjazdem pociąg się zapełnia i jest sporo rowerzystów. Koło za kołem turlamy się ponad trzy godziny w stronę Roztocza. Połowa pociągu wysiada w Zwierzyńcu, ja jadę do końca trasy czyli Bełżca. W Zwierzyńcu zaczyna padać. Pogoda się nie zmienia i wysiadam wraz z dwójką innych rowerzystów z sakwami w strugach deszczu. Stacyjka do okazałych nie należy, nie ma nawet gdzie się sensownie schować przed deszczem. We trójkę z rowerami chowamy się w jakiejś wnęce z zadaszeniem. Przegryzłem, popiłem, przebrałem się, pożegnałem i ruszyłem w stronę centrum Bełżca. Chcę zobaczyć pierwszą cerkiew. Pogoda póki co stabilna, czyli ładnie leje. Staję sobie pod drzewem koło cerkwi i kombinuję jak tu wyciągnąć aparat. Pierwsza fotka spod lipy.



Niebo się lituje i przestaje padać, mogę połazić z aparatem i coś popstrykać.



Miałem jechać terenowo czyli polnymi drogami, pogoda mi pokrzyżowała plany więc obieram kierunek Hrebenne i jadę ruchliwą szosą.
Zaczyna ponownie padać. Mijam stację kolejową, dwójka rowerzystów która jechała ze mną jeszcze nie wyruszyła. Czasami robię przerwę pod napotkanym zadaszeniem.



Przed Lubyczą Królewską odbijam od głównej drogi do przysiółka Kniazie. Chronię się przed deszczem pod cmentarną drewnianą dzwonnicą.



Nie byłem jeszcze w tych rejonach i muszę przyznać, że bruśnieńskie krzyże mnie urzekły. Cmentarze są bardziej klimatyczne niż te w Beskidzie Niskim.





Ruszam dalej w poszukiwaniu ruiny cerkwi w Kniaziach. Wita mnie tabliczka "zakaz wstępu, teren prywatny" a za nią tablica turystyczna z opisem i cerkiew. Łamię zakaz i wkraczam na teren prywatny obejrzeć cerkiew i cmentarz. Deszcz ponownie ustaje i pozwala wyciągnąć aparat.





Mknę dalej szosą na Hrebenne, w końcu przestaje padać i można zrzucić mokre ubranie i jechać na lekko.
Następny przystanek cerkiew w Hrebennem.



Opuszczam w końcu ruchliwą drogę. Kolejny postój w Siedliskach przy kapliczce i źródełku. Gorący posiłek, kalorie i wilgoć uzupełnione.



W Siedliskach kapliczek i źródełek jest kilka, jest też i stara cerkiew.



Zbliżam się do doliny Werchraty. Z górki widać kolejną cerkiew, tym razem w Prusiech (Tak się odmienia?).



Roztoczańskie krzyże...



Podjazdów i zjazdów nie brakuje...



Kopuła werchradzkiej cerkwi...



Bobrowe leśne rozlewiska...



Docieram do malowniczego cmentarza i cerkwiska w Dziewięcierzu.



Cerkwisko otoczone murem i dwiema bramami.



Dalej toczę się leśnymi drogami. Odnajduję kamyczek z dziurką. W sumie to atrakcja jest oznaczona, nawet mini parking zrobili.



Dookoła bukowe lasy, jary, klimat prawie górski. Udaję się do kapliczki przy źródłach w Nowinach Horynieckich i robię dłuższy postój. Miejsce bardzo ładne, ale nieco przeładowane ilością sakralnych budowli. No i tłumy ludzi. Ciężko zrobić zdjęcie bez turystów w tle.



Zaczynam rozglądać się za miejscem noclegowym, kręcę się po okolicy...



W końcu rozbijam mój wigwam kilkaset metrów od kapliczki, na górce. Zrobione ponad 60 km, pora spać.



C.D.N.