don Enrico. Patrzyłem, zastanawiałem się ale niestety pustak ze mnie. Jakoś tak ze tej strony mi trudno.

Kontynuuję i próbuję się streszczać. Idąc dalej w kierunku Pikuja liczyłem na jakieś przejaśnienia, a przede wszystkim na polepszenie widoczności. Momentami byliśmy we mgle, w chmurach i nic nie było widać. Z racji tego, że to pierwsza wędrówka tymi górami, żałowałem, że nie ma lepszej widoczności. Owszem, mgła ma w sobie coś pięknego, tajemniczego ale ja chciałem WIDZIEĆ jak najwięcej. Cały ten dzień, ta niedziela właśnie taka była. Chmury, mgła, wiatr, nikła widoczność co również utrudniło poszukiwanie wody. Dopiero w okolicach Wielkiego Wierchu, właściwie pod nim udało ją się znaleźć. Jedno źródło było całkowicie wyschnięte, na szczęście drugie, to niżej pozwoliło napełnić dwie 1,5 litrowe butelki. I to był też dobry pomysł, wbrew przekonaniu mego syna, że wody nam wystarczy. (niestety by zabrakło) Warto było zejść sporo niżej by uzupełnić braki wody. Po drodze w okolicach Wielkiego Wierchu spotkaliśmy samochody terenowe. Zdecydowanie nie jest to moja forma przemieszczania się po górach ale wiem, że na pewno wymaga wielu umiejętności. Widziałem nachylenie góry z jakiej i na jaką te auta wjeżdżały, zresztą oklejone polskimi naklejkami (wiem, że akurat polskie numery rejestracyjne o niczym w tym wypadku nie świadczą).
Niesamowite uczucie gdy na wysokości pewnie powyżej 1000 m, przy wręcz zerowej widoczności słyszy się dzwonki i głos pasterza. I to wcale z niedużej odległości.
Niesamowite uczucie gdy chmury się odsłaniają i się widzi wreszcie coś dookoła siebie. A przecież tam jest na co patrzeć.
Niesamowite uczucie gdy przez chmury przebijają się promienie słoneczne oświetlając dolinę.
Niesamowite wreszcie uczucie gdy rozkładasz namiot w dużym zagłębieniu by choć trochę schronić się przed wiatrem, we mgle, gdy nie wiele widzisz a zaraz potem gdy wiatr ją rozwiewa niedaleko od siebie dostrzegasz dwa namioty w odległości takiej, że słyszysz głosy rozmawiających ze sobą "turystów" po rosyjsku lub ukraińsku.
I jeszcze jedno, przez cały dzień, przez całą naszą wędrówkę ten król Pikuj schował się przed nami, zakrył się chmurzaną kołdrą i nie chciał pokazać. Nawet gdy byliśmy już tak blisko niego.
IMGP6273res.jpgIMGP6274res.jpgIMGP6277res.jpgIMGP6280res.jpgIMGP6289res.jpg
IMGP6297res.jpgIMGP6300res.jpgIMGP6301res.jpgIMGP6302res1.jpgIMGP6304res.jpg