Nie było mnie kilka lat w Bieszczadach, jakoś w ostatnich latach bliżej mi było na Słowację tudzież Rumunii. Miesiąc temu wróciłem i mam kilka spostrzeżeń. Zmieniło się trochę... Co prawda, jeśli w najbardziej oblegany weekend października wyszło się o 6 rano z Wetliny, to i Połonina była pusta (6 osób na całym szlaku). Nigdy nie przyłączałem się do masowego narzekania na nowy schron, bo ani go wcześniej nie widziałem, ani nie miałem sentymentu osobistego do starego. Zmiany zawsze będą – to już wiem. Niemniej jednak, po odwiedzeniu nowego schroniska ogarnął mnie jakiś taki smutek. Niby nowe, ciepło w środku, ale właściwie nic więcej. Coś kupić można, ale przekaz jest jakiś taki: "o nic nie pytaj i nie zawracaj głowy".
Kibelki niby ładne, wszystko nowe, tylko co z tego, skoro pozamykane, pozagradzane i z napisami "nie dotykać", "nie wchodzić". Najbardziej przykre był widok ogromnego telewizora z jakimś programem muzycznym (nie, nie SDM). Brawo dla rodziców, którzy na pytanie pana z obsługi, czy włączyć dzieciom bajkę, grzecznie odmówili, mówiąc, że im to niepotrzebne. Zebraliśmy się więc czym prędzej i zeszliśmy na dół. Znamienne było to, że kilka osób (również obsługa) pytało nas, czy idziemy GSB, bo mieliśmy plecaki z karimatą i śpiworem. Jak się później przyjrzałem, to na kilkaset spotkanych osób tylko my takie mieliśmy.
Same Bieszcady piękne jak zwykle i warto było wrócić, Nowa wiata pod Czerteżem super, śmiesznie to wygląda jak kilkadziesiąt metrów na północ jest druga wiata w której długa lista czego nie wolno a po słowackiej coś w stylu "Witaj gościu, rozgośc się, zapal ogień, przespij i wody nabierz". Następnym razem jest plan na Słowackie Beszczady
Zakładki