Strona 2 z 5 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 11 do 20 z 41

Wątek: Karpacki zaradnik

  1. #11
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Jakieś opinie pliss..c.d.

    Gdzież to tym razem trakt was wiedzie ? - Banduryk jadąc z wolna , zadał od dawna nurtujące
    go pytanie . - Znów jakaś mroczna maszkara ?

    • Nad rzeczkę niesławną jadę . Tam wedle łodziowej przeprawy utopiec już okolicznym kmieciom dokuczył.
    • Mieszka tam od bardzo dawna i różnie mu się z ludźmi układało .
    • To ten co ze starym Kuźmą , przewoźnikiem w komitywie bywał ?
    • Ten sam – Becza poprawił się w siodle . Skąd się wziął ? Nie wiadomo . Gadają że z ludzi

    potopionych się wywodzą , pokutują za czyn swój samobójczy . Ja jednak myślę że to o wiele starsze istoty.
    Od zawsze pomieszkiwały w stawach i rzecznych odmętach . Na zawsze też z nami zostaną . Nie drażnione , wielkich szkód nie czynią . Ot siano suche , nad rzeką złożone pomoczą
    czy tam pijanego w błocie wytaplają .
    Ten nasz Bednarkiem zwany podobnież . Stary Kuźma , opowiadał jak to przyjaźń z utopcem
    zawarł . Otóż po jednym z jarmarków , ludzi sporo przeprawiwszy do wieczerzy się zabierał .
    Z otrzymanej mąki i jajek ciasto zagniótł , klusek nadrobił i brał się do gotowania na mleku.
    Wszystko to otrzymał za przeprawienie ludu zdążającego na jarmark.
    Mieszał drewnianą łyżką w kociołku , ustawionym nad brzegiem rzeki .
    Z pomiędzy wodnych oczeretów dostrzegł obserwujące go wyłupiaste oczy.
    Domyślał się kto jest ich właścicielem , widywał zielonkawego stwora nie raz jeden.
    Żadnych mu zbytków nie czyniąc i od niego nie doznawał krzywdy.

    • Wyleź że z wody i podejdź do kotła . Niemożebnie smaczną zacierkę uwarzyłem .
    • Sporo jej , dla nas obu wystarczy.

    Nie bez zdziwienia stwierdził że wywołany powoli podpłynął i jął nieśpiesznie na brzeg się wdrapywać.
    Włosy się Kuźmie zjeżyły na widok przybysza – z trudem na miejscu ostał.
    Niewysokiej postury , z cienkimi jak patyczki nogami . Ręce długie z żabią błoną między paluchami . Odziany w jakieś wyświechtane szatki z niewielkim kapeluszem na głowie .
    Oczy wyłupiaste , szeroko rozstawione na baniastej , zielonkawej głowie.
    -Zdaje się że w gościnę prosiliście – zaskrzeczał przybyły.
    -A juści , siadajcie już nalewam - przewoźnik zakrzątnął się żywo , jako że głos i możność ruchu
    mu wróciła . Podał gościowi misę zupy i łyżkę – zmyślnie wystruganą z lipowego drewna .

    • Powoli bo gorące – nie wiem czyście zwyczajni . - podmuchajcie.

    Utopiec , stwierdziwszy że wrzątek – dmuchnął tak że wir się w misce zrobił po czym z wielkim animuszem począł zajadać .
    Kuźma połowy nie spożył gdy przybysz już skończył i długim czerwonym jęzorem do czysta
    wylizał miskę . Powstał , odłożył naczynie i bez słowa wskoczył w odmęty rzeczki.

    • Ot i wdzięczność – pomyślał gospodarz zabierając się za zbieranie pobrudzonych naczyń .

    Nim kilka kroków postąpił woda rozwarła się ukazując utopca ciągnącego potężną złotego
    koloru brzanę . Nie bez trudu wywlókł ją na brzeg , sprawnie ogłuszył i ułożył wedle rozstawionego
    kociołka . - Wy mnie to i ja wam – zaskrzeczał - w kapuście upieczcie , z zieleniną – wyborna .
    Polubili się i od tego wydarzenia często spotykali. Przewoźnik jadło domowe mu warzył i nowiny
    ze świata opowiadał . Utopiec do pomocy skory , często w przeprawach pomagał . Zwłaszcza
    gdy woda wzbierała , jego pomoc nieodzowną była . Stary coraz bardziej na zdrowiu podupadał .
    Bywało że pomocnik sam jeden przeprawy pilnował . Po pracy do Kuźmy zachodził i wonne
    herbatki mu parzył . Po śmierci starego jakiś czas jeszcze , woził ludzi w wysłużonym czółnie .
    Nie miał już jednak serca do tej roboty . Kilku podchmielonych parobków przeprawiał kiedyś
    na wezbranej wodzie . Urągać mu zaczęli i drwić z jego przyodziewku . Cierpliwie to znosił ale
    gdy poszturchiwać go poczęli – na burtę stanąwszy z rozmysłem dłubankę przewrócił .
    Cudem nie potopili się do brzegu z trudem dotarłszy . We wzburzonej wodzie pozostały buty i
    kapelusze żartownisiów . Przestał się z ludźmi widywać i jak dawniej więcej szkód i desperacji
    czynił. Miarka przebrała się gdy gospodarz jeden , furmanką w dwa konie zaprzężoną przez brud
    się przeprawiał . Do łba mu strzeliło coby potrzebę swą do rzeki załatwić . Gdy to uczynił woda
    raptem przybrała i koń jeden od furmanki odpięty jak kamień w odmętach przepadł .
    Jakiś czas później znaleziono go we własną uprząż srodze zaplątanego.
    -Takoż i mnie wezwano – zakończył opowieść Becza.
    -Co byście nie zamierzali Panie ale wiecie że topieluchy w zagadkach zamiłowanie wielkie mają .
    -Chcąc coś na nim wymusić na pojedynek w zgadywankach was wyzwie .

    • Tak , tak – wiem i martwi mnie to niestety . Nie wiadomo co taki za zadania wymyśli.
    • Sam po drodze trochę głowę se łamałem coby zmyślne zagwozdki przygotować.-

    Zbliżali się do odmętów zamieszkałych przez odmieńca . Spokojna dotąd rzeczka tu z nagła
    przyspieszała , tworząc przepastne i bystre głębiny. Poniżej na spokojniejszej już toni znajdowała
    się rzeczna przeprawa . Młody i nowy przewoźnik starał się uczciwie zarobić na swoją skromną
    zapłatę . Nie potrafił jednak dogadać się z utopcem i bał się po zmierzchu wypływać . Ludzie psioczyli ale nikt nie chciał go zastąpić.
    Jurko zsiadł z konia i luzem puścił go na trawę . Podszedł do rzeki , przypatrując się migoczącej
    wodzie. Po chwili dostrzegł obserwującego go za kamienia cudaka .

    • Podejdź Bednarek , poczęstunek mam i porozmawiać chciałbym.

    Utopiec słysząc swoje imię począł nieśpiesznie gramolić się na brzeg.
    -Ktoś cie i czego ode mnie chcecie – nie znam was .
    -Poproszono mnie coby namówić was na przeprowadzkę . Wskażę wam większe i głębsze odmęty.

    • Więcej tam ryb i wszelakiego wodnego stworzenia . Dla was dostatek i cisza .
    • Uprzykrzyła mi się już ta okolica i sam dumałem żeby inny zakątek odnaleźć .
    • Ale nie , nie odejdę – chyba , chyba że mnie w zagadkach pokonacie .
    • Przyjmiecie wyzwanie ? I co postawicie żeby stracić w razie przegranej – zaśmiał się

    swoim skrzekliwym głosem .
    -Konia postawię – Jurko skrzywił się na myśl o powrocie pieszo .

    • Zaczynaj – zwrócił się do topielucha .
    • Było dwóch ojców i dwóch synów i były trzy jabłka . Po podziale każdy z nich wziął po
    • jednym , jak to możliwe .

    Becza potarł ręką zmarszczone czoło próbując rozkminić zagwozdkę .
    Trzy jabłka , trzy jabłka , ojciec syn , ojciec syn i wnuk – no jasne jeden z nich to ojciec i syn .
    Mam , było ich trzech ; dziadek , syn i wnuk – nie może być inaczej .

    • Zgadłeś – utopiec skrzywił się szkaradnie – teraz twoja .
    • Należy to do ciebie przez całe życie , ale inni częściej tego używają .
    • No co ty , no czekaj – paskudnik szybko dreptał w miejscu.
    • Moje moje , moja woda ? Moje ryby , moje raki – nie , nie , moje ciuszki ? Nikt ich nie używa . Moje , moje – maaaam – rozdarł się nad podziw głośno

  2. #12
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    kolejny fragmencik ..

    Kręta , kamienista drożyna wiła się pomiędzy zalesionymi górami . Z prawej strony
    obok drogi , szumiała srebrem wymoszczona rzeczka , przeciskając się między ze zboczy
    stoczonymi głazami . Okoliczne wzgórza podmywane wiosenną , wielką , roztopową
    wodą , utraciły cały z drzew utworzony przyodziewek . Runęły całe zbocza , ginąc w
    spienionych odmętach . Oczom ukazywał się obraz nagich obsuwisk poznaczonych
    barwnymi żyłami skał i minerałów. Na wierzchołkach resztki pokręconych buków i
    grabów rozpaczliwie czepiały się skał i co większych kamieni. O losie ich decydował
    silniejszy podmuch wiatru , śnieżna zima i kolejne po niej rozszalałe roztopy.
    Z hukiem waliły się w rozpędzoną kipiel niknąc gdzieś za kolejnym zakrętem .
    Na uwolnionych po upadku drzew goliznach , licznie pojawiały się młode zielone samosiejki.
    Jurko z przyjemnością chłonął widoki kontemplując zadziwiający rytm przyrody.
    Wiedział że miejsca wyrobione i przysposobione przez ludzi i dla ludzi , potem opuszczone
    na jakiś czas , bardzo szybko natura brała na powrót w swoje posiadanie.
    Miejsca kiedyś zamieszkałe , później zaś opuszczone , zarastały natychmiast . Młode drzewka
    wiotkie i zgoła mizerne , szybko goniły ku niebu , tężejąc i wartko nabierając mocy.
    Z zamyślenia wyrwał go jakiś ruch w krzakach przed nim . Z gęstej zieleni wychynął
    jakiś obdartus i zanim zaradnik zdążył cokolwiek uczynić , chwycił lejce wierzchowca .
    Lewą ręką trzymając konia w prawej dzierżył potężne szablisko .
    Zarośnięty z gorejącymi oczyma , obleczony w podarte osmalone przy ogniskach odzienie.
    -Witam Jaśnie Pana na mojej dziedzinie – zachrypiał – zaszczyt to dla mnie gościć , taką
    osobistość .
    -Znamy się ? - zaradnik szukał w zakamarkach pamięci , wątpliwej z kimś takim przyjaźni.
    -Możecie nie pamiętać , ale jakiś czas temu przedniego ziela mi daliście na straszne boleści
    brzucha . Na jednym z jarmarków to było – dodał .
    -Pomogło ? Becza zwietrzył możliwość rozstania z tym niemiłym osobnikiem .
    Był to jeden z licznie błąkających się po lasach łotrzyków . Za nic mieli ludzkie życie .
    Rabowali i łupili słabszych , najczęściej mordując ofiary . Schwytani kończyli nie rzadko w
    cieniu szubienicy , bujając się na wietrze ; ku uciesze kruków i wron.
    -Zatem przepuścisz mnie , myślę – Jurko podtrzymał w dobrym kierunku idącą rozmowę .
    -Ha takoż że za waszą dobroć życie wam oszczędzę , ale wyzwolę was z dobytku który
    mnie się bardziej przyda – zarechotał , ukazując duże żółte zębiska .

    • Nie ociągajcie się , popędzać was nie chcę – potrząsnął trzymanym w prawicy żelastwem .

    Jurko pokazał obie puste dłonie i sięgnął za pazuchę .
    Wydobył spory mieszek i potrząsnął aż zadzwoniło .
    -Złoto i srebro bierz – przemówił , zimnym okiem obserwując zbója .
    Temu oczy zaś jeszcze bardziej rozgorzały i niczym jastrząb wzrok utkwił w opasłym mieszku.
    Jurko wolno zanurzył lewa dłoń w trzosie i zaczerpnął z dna samego .
    Wyjął pełną garść , podsunął opryszkowi pod nos i z wolna rozprostował palce .
    Na dłoni błysnęło kilka sztuk złotych i srebrnych monet . Napastnik jeszcze bliżej podszedł
    gdy wtem Becza z wielka mocą dmuchnął w rozpostartą dłoń. Chmura pyłu błyskawicznie
    otoczyła głowę zbója powodując u niego wściekły ryk bólu .
    Jurko bez zastanowienia , prawą ręką , uzbrojoną w solidny dębowy bukłaczek walnął rabusia
    w kudłaty łeb . Ten z jękiem osunął się na ziemię .
    Powoli już schował wydobyte monety do trzosa i niespiesznie wytarł z kurzu lewą rękę.
    Od dawna w sakiewce z kosztownościami nosił na dnie sporą porcję utartego na pył piołunu
    pomieszanego z innymi jadowitymi ziołami .
    Zsiadł z konia i wydobytym z juków rzemiennym postronkiem , związał mocno i solidnie ręce
    napastnika . Chlupoczącą jeszcze w antałku resztą wody przemył oczy kudłatemu rabusiowi.
    -Nie mnie cię sadzić – mruknął – ale zapewne inni , chętnie z tobą pomówią .
    Przywiązał długi postronek do siodła i wolno podążył w stronę najbliższej osady.




    Miało się ku zachodowi gdy dotarli do rozstai . Krzyżowało się tu kilka dróg i ścieżynek łatwiej
    też spotkać można było podróżnych . Jakoż i po chwili Jurko dostrzegł znajomą sylwetkę muzyka
    i wierszoklety .

    • Bywaj Sławko , miło cię widzieć , sam zobacz w jakim towarzystwie droga mi wypada .

    Przybyły podjechał bliżej z ciekawością przyglądając się pojmanemu .

    • Jak to panie doszliście do takiej komitywy – Banduryk nie spuszczał oczu z zarośniętego
    • rozbójnika – nieciekawy to kompan – stwierdził.
    • Nie jam go szukał tylko on mnie znalazł , ale wynik spotkania jemu nie po myśli.
    • Gdzie to zmierzasz i kim jest twój towarzysz – Becza z uśmiechem wskazał na psa

    który przybiegł za Jurkiem a teraz z niepokojem i z pewnego oddalenia oczył po nowo spotkanych
    Był to wychudzony ale z łowieckim rysem , nieduży kosmaty ujadacz . Tego typu psy chętnie
    używano do polowań na dziki . Sprawdzały się też jako cięte i ostre norowce . Z pasją i zamiłowaniem tropiły rudych lokatorów podziemi .

    • Jakiś czas temu naszedł mnie w lesie , zabiedzony i wymoknięty . Dałem mu co nieco na ząb i tak już przystał do mnie.
    • Przesadnie go nie pasiesz – zaradnik wyjął kawałek suszonego mięsa i podrzucił psu pod
    • nos . Dzikarz spojrzał oblizał się zamaszyście ale nie tknął podarku .
    • Oo , a co on nie głodny – Becza z podziwem obserwował wahającego się kudłacza .
    • Bez mojej komendy nie ruszy – Sławko aż pokraśniał z dumy – ułożony i niebywale posłuszny .
    • No weź – powiedział robiąc jednocześnie ruch dłonią . Pies chwycił mięso i w dwóch
    • ruchach szczęk zmiażdżył i połknął pospiesznie .
    • Panie , iść już dalej nie zdołam – kudłaty rabuś zaczął jękliwym głosem .
    • Odcisk mam na stopie i doskwiera mi czasem okrutnie.
    • Konia ci nie użyczę , skoro swojego się nie dorobiłeś , za chwilę obozować będziemy -
    • wytrzymaj .

    Zjechali nad brzeg rzeczki gdzie Becza na niewielkiej równej polance postanowił przenocować .
    Zakrzątnęli się rozkulbaczając konie i zbierając chrust na wieczorne ognisko . Po chwili paliło
    się jasno dając miłe ciepło .
    Zaradnik na uboczu nałamał sporo dzikich malin i włożył do wrzącej w kociołku wody .
    Gdy już napar dobrze naciągnął , przestudził trochę w zimnej rzece po czym przelał do składanego
    skórzanego wiadra .
    Podszedł do więźnia i postawił przed nim .

    • Na odcisk ci ulgę przyniesie , wymocz nogę .


    • Panie , wdzięczny ci będę aż do śmierci – chrypiał opryszek taplając nogą w ciepłym naparze .
    • Czyli już niedługo – Jurko przeczuwał co może spotkać pojmanego. Przypiszą mu kilka
    • łotrostw popełnionych w okolicy i niechybnie obwieszą . Smutny, ale nie bez winy koniec.

    -Miej na niego baczenie mimo że dobrze skrepowany , ja z nóg lecę i spać się kładę .
    Rozłożył ściągniętą z konia derkę , pod głowę wsadził sakwy i okrywając się podróżną opończą
    zasnął natychmiast .
    Skoro świt ocknął się z głębokiego snu poderwał się z posłania i zmartwiał .
    Wokół panowała błoga poranna cisza . Był sam . Nieopodal wierzchowiec skubał pokrytą
    rosą trawę . Ognisko dawno wygasłe , czerniało niedopalonymi polanami .
    Pozbierał swoje – do obozowania zdatne graty . O dziwo , niczego nie brakowało .
    Rozejrzał się z uwagą , szukając oznak walki i przemocy . Nic , kamień w wodę .

  3. #13
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    c.d.

    Siedział pod ścianą własnej sadyby , wystawiając twarz w stronę zachodzącego słońca .
    Dawał się pieścić ciepłym , zamierającym promieniom . Przepadał za rozległym widokiem
    rozciągającym się ku odległym krainom. Uwielbiał zwłaszcza różnorodność obłoków przemykających najczęściej z zachodu ku wschodowi . Prezentując całą gamę w przyrodzie
    znanych kolorów, układały się we wszelakie – przez wyobraźnię tylko ograniczone – kształty.
    Dzikie i groźne twarze jakichś zamierzchłych olbrzymów, stwory jakieś zapewne przedpotopowe
    i te dla Jurka najpiękniejsze ; wierne odwzorowania okolicznych gór i dolin. Rozległe stoki
    gonne potoki i połoniny przestronne.
    Odwrócił wzrok od niebiańskiego teatrum i spostrzegł ruch na drożynie wspinającej się ku niemu.
    Po niedługim czasie pod chatą pojawiło się dwoje wędrowców. W słusznym wieku , skromnie
    odziana kobieta wiodła ze sobą około trzydzieści wiosen liczącego syna . Podeszła żwawo do
    wstającego zaradnika .

    • Panie już tylko u was ratunku wypatruję , moje prośby i groźby już na nic się nie zdają .
    • Co też za zgryzotę macie – Jurko wskazał ręką na ławę - usiądźcie , coś do picia
    • przyniosę i opowiecie .

    Wszedł do izby , skąd po chwili wyniósł gliniane naczynie wypełnione aromatyczną ziołową
    niedawno z malinowych pędów , zaparzoną herbatą.
    Kątem oka dostrzegł dziwne zachowanie przybysz . Ten po przybyciu rzucił jakieś zdawkowe
    słówko i oddalił się nie zwracając na nich większej uwagi .
    Odszedł gdzieś pod opłotki by tam przyniesionym przez siebie podróżnym kosturem łamać
    pleniące się chwasty.

    • Sami widzicie – matka z bólem w oczach wskazała ręką w stronę syna.
    • Pierworodny , następcą naszym miał zostać , nic nie zwiastowało kłopotów.
    • Jak każdy tak i on wyszaleć się powinien , nic ponad zwyczaj nie czynił .

    Z kolegami bydło pasał , ogniska palił i za dziewczętami biegał .
    Wyszumiał by się zapewne i ustatkował , ale nie nie on – matka zapaską otarła napływające
    do oczu łzy .
    On gorzałkę umiłował i jej tylko zawierzył . Pijał z początku jak każdy , a to u młodych

    • okazja jakaś a to ognisko czy też zgoła święta któreś.

    Co raz częściej przynoszono go upitego niczym wieprz a i po kilka dni bywało nie trzeźwiał

    • Teraz to już koszmar ; jada niewiele , mało sypia a jak pracuje to tylko za napitek .
    • Nie pomaga już nic , nikogo nie słucha , ojca i mnie ma za nic – tylko za gorzałką węszy.
    • To jak go tu przywiedliście , zapewne nie było to łatwe – Becza wtrącił zapytanie.
    • Oj nie było , nie było – ojciec z braćmi młodszymi przyrzekli mu że do krwi go oćwiczą
    • jak nie pójdzie . Tak i przyszedł .
    • No cóż , podejmę próbę – zaradzić coś się postaram. Łatwo nie będzie i o wyniku końcowym trudno mi coś rzec – Jurko zasępił się i spochmurniał .
    • W was Panie ostatnia nasza nadzieja – zatroskana kobiecina uchwyciła rękę zaradnika .
    • Uczyńcie co w mocy waszej a o zapłatę się nie troskajcie i wdzięczność naszą dozgonną

    posiądziecie.

    • To nie jest największe zmartwienie , tymczasem zostawcie go u mnie i za dwa dni

    przybądźcie po niego. Z daleka jesteście ? Bo wasza obecność z nami jest mi nie po myśli .

    • Do domu mam spory szmat drogi , ale w okolicy krewniaków posiadam gdzie bez trudu

    te dwa dni pomieszkam. Zdrowi bądźcie tymczasem – czas na mnie .
    Zasmucona matka pochylona pod ciężarem trosk swoich , obrzuciła smutnym wzrokiem
    postać syna i powoli oddaliła się stromą drożyną.

    • Podejdź tu i ostaw te chwasty – Becza zaprosił go ruchem reki. Jak cię zwą ?

    Zawołany podleciał wartko i zaczął szybko mówić , uśmiechając się nieszczerze.

    • Panie , wołają mnie Janko i widzę że matulę odesłaliście – może to i lepiej .

    Mnie tam żadne leczenia potrzebne nie są , ino gorzałki dali byście krztynę – suchość od
    rana mam niemożebną. Okowitę zapewne macie toż ten nektar w każdym domu bywa.

    • Mam , mam – nie troskaj się , krył go przed tobą nie będę – Jurko przerwał gwałtowny

    słowotok przybysza .

    • Usiądź tymczasem i naparu popróbuj a ja ci niebiański trunek przygotuję.

    Wszedł do izby i z rozmysłem zaczął tworzyć wielce specjalny napitek . Jako że i gość
    był nie codzienny tak też i w miksturę Becza wkładał całą swą wiedzę i wielopokoleniowe
    doświadczenie.
    Zaczął od kilku nasion szatańskiej dziędzierzawy , grzybków o pieskiej reputacji kilka
    dołożył po czym utarł to na proch , ziołowym naparem zalał i wzmocnił niewielką
    miarką mocnej okowity.
    Wyszedł przed dom i podał pucharek przybyłemu.
    Ten pod nos podetknąwszy skrzywił się jak by mu piołun w gardło wlano.

    • Słaba jakaś , tęższej nie mieliście – trzęsącą się ręką przechylił zdecydowanie całą

    zawartość. Obejrzał z niesmakiem naczynie i oddał w ręce gospodarza.
    Co za ohyda – skrzywił się niemożebnie – jak wy to pić możecie .

    • Ja ogólnie to raczej rzadko pijam – umiar we wszystkim mieć trzeba . Miał dodać coś

    co oświeciło by mroczny umysł młodzieńca ale wstrzymał się .
    Spostrzegł że Janko ukląkł na zaśmieconym podwórzu i ze spokojem zabrał się do
    zbierania zalegających go różności .

    • Jakaż łąka piękna i kwiecista , jakiej krasy i urody zioła .

    Tulił do piersi zdjętą z głowy czapkę i upychał w niej kurze pióra , wyschnięte odchody
    i przez deszcze wymyte kamyki.
    Długi czas wynajdywał po obejściu swoje skarby i gromadził w przepełnionej czapie .
    Nagle bez wyraźnej przyczyny wyprostował się , wysypał zgromadzoną zawartość
    a pomiętą i zakurzoną czapę cisnął z rozmachem za siebie.
    Rozpostarł szeroko ramiona i podszedł do najbliższego drzewa – jednego z kilkunastu
    jesionów otaczających sadybę.
    Objął go nie żałując czułości , postał chwilę i pośpieszył do następnego .

    • Ileż wy macie trosk i zmartwień - przemówił – nie spocznę puki wszystkich nie wysłucham.

    Zaradnik widząc że Janko znalazł sobie dłuższą fascynację wszedł do izby i zabrał się
    do sporządzania kolejnej mikstury .
    Do naczynia ulał sporą porcję kwasu z kiszonej kapusty, dodał podobną ilość zsiadłego
    mleka i słuszną porcję mocnej gorzałki .
    Wywołując tym specyfikiem silne torsje zamierzał ostatecznie zniechęcić leczonego
    do smaku i zapachu umiłowanej przez niego siwuchy.
    Wyszedł na podwórze gdzie Janko , coraz bardziej przejęty dramatycznym losem drzew
    ściągał z siebie ostatnie szmatki okrywając nimi kosmate pnie przemarzniętych drzew.
    Zaaplikował przybyszowi przyniesiony napitek po czym usiadł pod ścianą gotując się
    na całonocne czuwanie.
    Gdzieś koło północy kuracjusz padł bez życia , co pozwoliło Beczowi zawlec go do
    szopki i ułożyć na sianie . Okrywszy leczonego ciepłym suknem sam usiadł opodal
    i zawinąwszy się w podróżną opończe – czuwał.
    Janko zerwał się bladym świtem i od nowa począł ulepszać swój wymyślony świat.
    Wysłuchał wszystkich trosk jakie do tej pory dręczyły podwórkowy drób . Zaoferował
    swą pomoc domowym kotom i psom , ale te znając jego wczorajsze wyczyny omijały go
    jak zarazę. Pod wieczór zaczął odzyskiwać styczność z otaczającym go światem.
    -Kim Pan jest i gdzie my się znajdujemy - z trudem przychodził mu powrót do rzeczywistości .
    -Matka cię tu przywiodła i jutro przybędzie po ciebie.

    • Matula ? A tak no tak , przyszlim do was rano – coś mi pamięć szwankuje .
    • Rano ale wczoraj , zresztą nieważne – ogarnij się trochę kolację spożyjemy .


      • Może gorzałki miareczkę wypijesz – zaradnik zaproponował nieszczerze licząc na odmowę.

    Widząc odmowny ruch głową i silny dreszcz który wstrząsnął Jankiem – uśmiechnął
    się z satysfakcją .
    Rankiem pojawiła się gospodyni z niepokojem przypatrując się mizernej figurze syna.

      • Jest nadzieja że mu się odmieni – Becza ujał kobietę pod rękę i odprowadził na stronę.
      • Gorzałki przy nim jakiś czas nie pijcie co by mu pokusy nie czynić . Do zajazdu

    po nic nie posyłajcie .

      • Panie , u nas w domu siwucha , rzadkim gościem bywa . O to się nie troskam .

    Zbierać się będziem tymczasem a za niedługi czas chłop mój z zapłatą przybędzie.

      • Idźcie zdrowi , idźcie.

    Po dość długim czasie , gdy Jurko już niemal zapomniał o Janku do sadyby przybyli
    dwaj goście , prowadząc jucznego konia . Był to ojciec z synem . Torby podróżne
    wypełnione były z daleka pachnącą wędzonką .

      • Do komory panu Beczowi wiktuały zanieś , utrudziłem się trochę – rzucił głośno w

    stronę syna . Sam tymczasem podał rękę gospodarzowi , kłaniając się nisko.

      • Panie , nigdy się wam nie odpłacimy za to coś cie z nim uczynili – myśmy ratunku już

    nie widzieli .

      • Czyli że zmiana jest , bardzo rad z tego jestem – Jurko uśmiechnął się szczerze .
      • Odmienił się , oj odmienił , w domu teraz przesiaduje i gospodarstwem się zajął.

    W większości trudów nas wyręcza i co najważniejsze w stronę siwuchy nie spogląda.
    Raz podejrzałem jak odkorkował flachę to tak nim wstrząsnęło że aż na ziemię upuścił.
    W podzięce wieprza sprawiliśmy i wyroby jałowcem podwędzane przywozimy.
    Wrócili pod sadybę i usiedli na zadaszonym ganeczku

  4. #14
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    c.d.

    Banduryk westchnął tylko i odłożył instrument.

    • Widzicie Panie , w taką zadymkę z sercem na dłoni przyszedłem.
    • Serce może i przyniosłeś ale trzos to ci chyba nieźle przewiało – wtrącił zajezdnik
    • przysłuchujący się rozmowie .


    • Wracałem podobną porą , droga wypadła mi przez odległą i pustą połoninę .

    Śnieg nie sypał zbyt obficie więc nieśpiesznie podążałem w doliny. Tam łatwiej jakiś nocleg
    znaleźć i po odpoczynku dalej wędrować . Jak wiecie nie jest to moja ulubiona pora na podróże.
    Cenię sobie ciepło swego siedliska i niechętnie z niego rezygnuję. Miałem jeszcze dwa dni drogi
    do domu więc nocleg gdzieś , był nieodzowny.
    Koń powoli acz miarowo przedzierał się przez kopny nawiany śnieg . Z lewej strony pod szczytem zauważyłem nieduży śnieżny wir . Mimo niewielkiego wiatru kręcił się jak wrzeciono
    przemieszczając się w różne strony . Po plecach poczułem spływający mi zimny pot – to był zawij .
    Złośliwy i uparty byt czerpiący dziką radość z możliwości zaszkodzenia komuś .
    Bywało że i śmierć przywołać potrafił . Tymczasem umykałem cichcem mając nadzieję
    że mnie nie dostrzeże . Ale gdzie tam . Kątem oka dojrzałem jak z objęć śnieżnego wiru
    wyrwał się stary głośno kraczący kruk i jak czarna zjawa poszybował w dal.
    Nim to widocznie zajmował się złośliwy zawij . Dostrzegłszy mnie porzucił zmęczone ptaszysko.
    Począł kręcić się dookoła , zrazu dalej i wolniej potem coraz bliżej . Koń zastrzygł uszami i
    trwożnie zarżał . Wokół zaczęło wirować coraz więcej śniegu . Zamazał się horyzont , wzrok
    nie przebijał śnieżnej zamieci . Zdałem sobie sprawę że straciłem orientację . Liczyłem że koń
    w tej zawiei sobie poradzi i wyniesie cało nasze głowy. Niestety , zwierze oślepione zewsząd atakującą zadymką , puszczone wolno , bezradnie kręciło się wkoło .
    Trwało to już dobrą chwilę i nie zanosiło się na jakikolwiek ratunek
    -Ale przeżyliście , wszak was widzimy – wyszeptała mimowolnie córka zajezdnika .
    -No w końcu przypomniałem sobie że zawij odpuści kiedy rzecz jaką , w szczególności cenną
    porwać potrafi .
    Nie namyślając się długo wydobyłem z sakwy chustę prześliczną w modre kwiaty zdobioną .
    Potrzymałem chwile na wietrze po czym wypuściłem . Porwana , poszybowała w zapadające
    ciemności. Wraz z nią przepadł i zanikł wściekły powietrzny wir.
    Na śniegu dostrzegłem szeroką wydeptaną przez jelenie ścieżkę . Nie mając innego pomysłu
    podążyłem za nią . Wyszło mi to na dobre bo po ich śladach trafiłem na pasterską kolibę .
    Zwierzęta odwiedzały ją szukając resztek soli , pozostawionej przez wypasników a używanej do
    dokarmiania bydła. Mając jako taką osłonę , spokojnie spędziliśmy noc.
    Do dziś niemile wspominam moją bezradność wobec złego .

  5. #15
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Może jeszcze fragmencik z działalności dzielnego ' zaradnika"




    Powoli nie ponaglając zbytnio wierzchowca podróżował krętą i kamienistą drogą . Wiła się pośród zakrzaczonych zagajników , pól uprawnych i łąk trawiastych , do wypasu bydła zdatnych .
    Jako że pora jesienna już dobrze zadomowiła się w okolicy , spokój i wyciszenie panowało w przyrodzie .
    . Plony zebrane upychano po stodołach ,brogach i alkierzach . Dołowano w kopcach
    wszelakie zbiory , niezbędne do przetrwania nadchodzących zimnych , wietrznych i ciemnych dni.
    Jurko Becza z ulgą dostrzegł rozległą osadę , rozlokowaną wzdłuż prastarego traktu winnego.
    Centrum stanowił obszerny plac , na którym dwa razy do roku urządzano wielkie i ludne jarmarki.
    Co tydzień odbywały się mniejsze lokalne targi .
    Osada słynna z win , przywożonych masowo z południowych krain bogaciła się na przechowywaniu i handlu wybornym trunkiem.
    Liczne domostwa okalające plac rynkowy bywały głęboko podpiwniczone – tam to składowano
    wszelakie towary .
    Podjechał pod zajezdną przytułe , oddał konia do stajni i z nieodłączną sakwą podróżną wszedł
    do gwarnej izby.
    Przymrużył oczy , przyzwyczajając się do panującego wewnątrz półmroku .
    Dostrzegł go bystry zajezdnik , podbiegł rychło i usadowił nieopodal huczącego wesoło kominka.

    • Bardzo rad jestem – zagadywał – wieczerze podam i wiadomość zanieść każę , żeście przybyli.
    • Pośpiech zbędny – Jurko sadowił się za obszernym stołem .
    • Jutro zamierzoną rzecz wykonamy , ale owszem , dziś warto by się rozmówić i pewne
      ustalenia poczynić . Zatem niech starsi przybędą.

    Zabrał się za smakowicie wyglądające i kusząco pachnące jadło. Pochłonął słuszny kawał
    baraniny , duszonej w sosie borówkowym i popił grzanym piwem o ledwie wyczuwalnym
    żywicznym posmaku.
    Wycierając tłuste dłonie w lniana szmatkę podniósł wzrok i ujrzał zbliżającego się do ławy
    osobnika . Na jego twarzy uwidaczniał się wyraźny bolesny grymas .
    -Wybaczcie panie , nie śmiałem przeszkadzać kiedy spożywaliście posiłek , ale jeśli możecie
    to poratujcie.
    -A cóż to was trapi – Jurko z zainteresowaniem przyjrzał się zagadującemu doń człowiekowi.

    • Panie co tu dużo mówić , ząb mi doskwiera i znikąd ratunku . Kowal co ponoć wybornie je
      usuwa gdzieś wyjechał i chyba szczeznąć mi przyjdzie .
    • Coś poradzimy , czekajcie - zaradnik pochylił się nad sakwą i chwile zawzięcie czegoś

    poszukiwał. Wyprostował się trzymając w dłoni kawałek konopnego sznurka .

    • Podejdźcie do kominka – podał obolałemu – podpalcie i dym wciągnijcie nosem .
    • Na jakiś czas pomorze - potem zapewne trzeba będzie usunąć.

    Do izby tymczasem zaczęli wchodzić starsi osady , powiadomieni o przybyciu Becza .
    Witając się z przybyszem przysiadali się do zajętej przez niego ławy . Zajezdnik śpiesznie
    donosił napełnione pieniącym się trunkiem naczynia .

    • Radzi wam jesteśmy Beczu – zagaił stateczny gospodarz , podkręcając sumiastego wąsa.
    • Naszą zgryzotę z grubsza znacie , rok był nad podziw łaskawy takoż i wszystko godnie
      obrodziło . Zebralim bogate plony co radość i uczucie dostatku w mieszkańcach wywołało.
    • Do czasu , do czasu gdy ni stąd ni zowąd pojawiła się przeklęta plaga , plaga szczurów .
    • Zawsze jakieś tam były , w naszych przepastnych piwnicach pomieszkując . Ale koty
      czy tam psy cięte,trzymały to szczurze plemię w ryzach . Aż do teraz – nijak już rady
      nie dajemy . W was Beczu ostatnia nadzieja , radźcie co czynić mamy.
    • No tak , tak - Jurko w zamyśleniu mierzwił skołtunione włosy – trudna to i nie zawsze
      zwycięska przeprawa . Całe teatrum odtworzymy jutro , do was należy zgromadzenie
      na placu jak największej liczby mieszkańców .
    • Przed południem , najlepiej .

    Gospodarze dopijali trunek i wychodzili ściskając dłonie zaradnika .
    Słońce już wspięło się dość wysoko, w swej nie ustającej wędrówce gdy lud zebrany na placu
    spostrzegł zbliżającego się Becza . Wracał znad rzeki niosąc w ręce kij leszczynowy , świeżo
    wycięty i zaostrzony . Podszedł do ciżby i uniósł rękę , dając do zrozumienia że chce przemówić .
    Cisza zaległa zupełna , Jurko zaś oświadczył .

    • Ważnym jest co byście wysłuchali co powiem i ściśle wykonali co usłyszycie .
    • Ustawicie się wokół placu w miarę w równych odstępach i nic mówić i czynić wam
    • nie wolno . Co by się nie zdarzyło – patrzcie tylko , najlepiej w ciszy zupełnej .

    Zaradnik zakończył krótką przemowę i poszedł na środek placu . Starsi szybko ustawiali
    mieszkańców wkoło , pozwalając drobnej dziatwie stanąć obok rodziców .
    Tymczasem Jurko wbił zaostrzony kij w środek rynku i wydobytym z sukmany , kawałkiem
    miękkiej białej skały nakreślił okrąg o średnicy kilkunastu kroków .
    Skończył , stanął obok koła i wydobył z przepastnych kieszeni

  6. #16
    Botak Roku 2017 Awatar długi
    Na forum od
    09.2002
    Rodem z
    Sopot
    Postów
    2,363

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    W połowie, w ćwierci zdania przerwać... to się nie godzi
    człeku dobry, zmiłuj się dokończ choć zdanie, myśl, wątek, a nie tak w pół słowa, jakby jaki pierun chlasnął..
    Stało się co, mleko wykipiało, żona kazała pierogi lepić, bigos szatkować?
    Państwo dość silne, by Ci wszystko dać jest dość silne, by Ci wszystko odebrać

  7. #17
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Cool Odp: Karpacki zaradnik

    No faktycznie nie ładnie postąpiłem , po prostu bylem pewien że dalsze czynności przy ' wyprowadzaniu szczurów " są ogólnie znane

    Skończył , stanął obok koła i wydobył z przepastnych kieszeni gwizdek . Wykonany z kości -
    mówiono że szczurzej – przeraźliwie zagwizdał . Na ten dźwięk , tłum zgromadzony wzdrygnął
    się i wielu odczuło ciarki przebiegające po ciele . To co po tym nastąpiło sprawiło że lud zastygł
    w niemym osłupieniu , nikt nie wydał z siebie głosu – cisza panowała zupełna .
    Z różnych zakamarków i szczelin zaczęły wychodzić całe tabuny szczurów i popiskując
    przeraźliwie gromadziły się w centrum namalowanego okręgu.
    Trwało to chwil kilka po czym Jurko podnosząc ręce do góry , gromko krzyknął .
    -Nie wszystkie – i zadął w swój przeraźliwy instrument .
    Na ten odgłos z czeluści wychynęło jeszcze kilkanaście gryzoni , dużych , upasionych , niewątpliwie elita . Te wściekłe , piszczące – ale nie potrafiące oprzeć się czarowi gwizdka
    również podążyły do nakreślonego koła .
    Zaradnik chłodnym okiem ocenił sytuację po czym znów wznosząc ręce ku górze zakrzyknął
    -Nie wszystkie – i znów przeszywająco zagwizdał .
    Ujrzano po chwili ogromnego , o srebrnym futrze szczura z niechęcią zmierzającego do swoich
    braci .

    • Król , król – cichy szept , jak podmuch wiatru przeleciał po zebranych.

    Zaradnik bez trwogi wszedł między gryzonie , chwycił kij leszczynowy i skierował się w stronę nieodległej rzeki. Nieprzeliczona rzesza ogoniastych szkodników karnie podążyła za nim.
    Doszedł do wartkiej i wezbranej po niedawnych ulewach wody i z rozmachem wrzucił w
    ciemny nurt przyniesiony z placu kij . Szczury jak zaczarowane bez namysłu ginęły w wezbranych
    odmętach . Po chwili na brzegu nie było już po nich śladu.
    Nieśpiesznie wrócił na plac osady gdzie zaaferowani mieszkańcy szybko gestykulując omawiali
    niedawne wydarzenia .
    Do Becza podeszła starszyzna , prosząc na poczęstunek .
    -Jak my się odwdzięczymy , dozgonną wdzięczność wam winniśmy .
    -Ten stan nie potrwa zbyt długo – wtrącił zaradnik – wojny z tym wrogiem zapewne nie wygramy
    nigdy .

    • Ale walczyć trzeba – dodał jeden z gospodarzy – inaczej pożrą nam zapasy a później to i do nas się dobiorą .
    • Psy cięte i kocury warto hodować – Jurko dawał jeszcze pomocne w gospodarstwach rady .
    • Wiedzieć też wam trzeba że stwory te nie cierpią czosnku , nostrzyka jak też i wilczomleczu. Hyczkę , czyli bzowine czarną warto mieć w obejściu . Liśćmi tegoż
    • dziury mysie i szczurze wypychać , jako że ich nie znoszą .

    Tak pogadując i poruszając wiele gospodarskich spraw udali się do zajezdnej przytuły .

  8. #18
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    c.d.

    ----------------------------------------------------------------------------------------------
    Tłok był i gęsto od przewalającej się ciżby ludzkiej . Jarmark coroczny odbywał się w dominującej
    nad okolicą osadzie. Słoneczna pogoda przywiodła nieprzebrane tłumy. Z okolicznych gór i połonin
    zeszło się mnóstwo luda . Każdy raz w roku starał się , nawiedzić najbardziej okazały targ . Niektórzy sprzedać coś zamierzali , inni kupno niezbędnych rzeczy mieli na uwadze.
    Ściągnęli też w wielkiej liczbie handlujący wszelkim dobrem. Jurko przechadzał się wśród tłumu
    kmieci . Z zaciekawieniem obserwował scenki rozgrywające się wśród ludzkiej ciżby.
    Obwoźni sprzedawcy wystawili przywiezione dobra , a to wszelkiego kształtu misy i dzbany gliniane . Zmyślnie na kołach garncarskich utoczone , ozdobione wzorem pradawnym i wypalone
    w piecach ognistych. Tłoczyły się gaździny , głośno prawiąc - który statek do czego by się nadał.
    Gospodarze gęściej przy rymarzach stali oglądając przeróżne wyroby ze skóry , uprząż , siodła
    jak i insze rzemienie w codziennym trudzie niezbędne .
    Zaradnik dostrzegł kmiecia o rozbieganym spojrzeniu który dwa paski do spodni przymierzał .
    Widząc nieuwagę sprzedawcy jeden zapiął i szybko przysłonił wypuszczoną na wierzch koszulą.
    Z drugim w ręku głośno spytał czy dłuższego nie ma . Na przeczącą odpowiedz odłożył i odszedł
    nieśpiesznie . Dalej stali sprzedający wyroby z drewna i wikliny . Czego tam nie mieli . Łyżki
    lipowe , stolnice i sita . Kosze , koszyki i miotły . Zmyślnie plecione opałki , skopce , wiadra i
    konewki , Maślniczki do robienia masła i beczki do kiszonek niezbędne .
    Kłębiło się przy kolejnym straganie , wszelakim suknem obłożonym .
    Gospodynie przymierzały różnobarwne chusty . Malowane w nieziemskie kolory i wzory .
    Powodzenie miały zwłaszcza w kwiaty bajeczne przyozdobione . Kumoszki sprzedawszy przyniesione kury , jajka czy tam sery z ogniem w oczach , przymierzały kolorowe tkaniny.
    Młodsze i mniej majętne poprzestawały na wstążkach , mieniących się wszystkimi kolorami.
    Tam zaś słodkości zalegały stragan . Otoczony głównie przez dzieci z wypiekami na twarzach
    pożerających oczyma moc barw i zapachów. Serca z pierników i lukru , ludziki różnych
    kształtów i kolorów . Zapach słodkości i miodów zawrót głowy powodował.
    Trochę na uboczu napitki przeróżne polewano . Głośno tam było harmider nieopisany panował.
    Wielu wziąwszy zapłatę za sprzedane owoce swojej ciężkiej pracy , przepijało ją tutaj bez opamiętania. W zgiełku i wrzawie pijackiej co rusz wybuchały zwady i bójki.
    Po pod drzewa leżeli już do nieprzytomności spici biesiadnicy . Przyglądali im się z daleka
    różnej maści obdartusy i włóczędzy . Z utęsknieniem oczekiwali zmierzchu mając nadzieję
    na łupy jakie jeszcze mogły pozostać w sakiewkach pijanic.
    W śród tłumu przechadzali się wędrowni śpiewacy . Przystając co chwilę recytowali pieśni
    opowieści i ballady . Brzdąkając na noszonych przy sobie instrumentach starali się zgromadzić
    jak największe grono słuchaczy . Najlepiej takich co to i groszem sypnąć , byli by skorzy.
    Dziadów wędrownych i żebraków przewijało się również mrowie . Lgnęli do takowych
    zbiorowisk , jako że sposobności nie brakowało aby uprosić coś albo też i ukraść.
    Zaniedbani , obdarci – obnosili się ze swoją biedą , litość i szczodrość wzbudzić usiłując.
    -Panie zaradniku ; poratujcie , nie odtrącajcie przez los dotkniętego. Znikąd ratunku już się
    nie spodziewam , ale w was szczerze wieżę .
    Jurko dostrzegł obdartusa którego już nie raz wspomagał.

    • Co tym razem was trapi – przystanął i podszedł , widząc nieudawany ból malujący się na twarzy włóczęgi .

    Ten zaś odsłonił sięgającą ziemi sukmanę . Ukazał obie nogi pokryte ropiejącymi wrzodami.

    • Chodzić chyba zaprzestanę i szczeznę jak proch marny – zajęczał .
    • Do konia ze mną podejdźcie dam wam ziół , pomóc wam powinny .
      To mech leśny z igliwiem sosny pomieszany , kwiat rumianku też dodam.
      Przez dziesięć dni w tym odwarze chore nogi moczcie . Wierzę że was to poratuje.
    • Do śmierci wdzięczność moja trwać będzie – proszalnik nisko skłoniony wycofywał się
      z sakiewką ziela

  9. #19
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Jeżeli ktoś to jeszcze czyta to kolejny fragmencik :


    • Wiesz co Sławko ? zaradnik zwrócił się do wierszoklety , podróżującego z nim jeśli tylko
      nadarzała się okazja .
    • Piękne te nasze góry w puszczę i połoniny przyodziane . Lata całe włóczę się po tych wertepach i znużenia widokami nie odczuwam .


        • Panie , mnie to mówicie? Moja romantyczna dusza wprost z piersi się wyrywa , żeby niczym sokół z wysokości niedostępnych podziwiać uroki i czar tej krainy.
        • Pięknie dziś – Banduryk omiótł wzrokiem bezkresne , porannym słońcem okryte
          przestrzenie – przepięknie .

    Jakiś czas jechali w milczeniu ale młody towarzysz Becza nie był skory do przydługich
    nostalgicznych westchnień .

      • Powiedzcie mi , czym jest dla was szczęście i spełnienie , znane są wam takie stany ducha ?
      • Czy mi znane ? - Jurko roześmiał się serdecznie .
      • Jak by ci to jakoś w miarę jasno wyklarować . Otóż zdarza się , tu powiem że nie rzadko , kiedy wracam powoli w domowe pielesze . Pomoc komuś czy wsparcie
        dawszy , trosk większych nie dostrzegam . W podobnych okolicznościach piękna
        naszej natury , myśli moje troską nie trawione , wzlatują niczym podmuch wiosennego
        wiatru . Prawie dotykiem odczuwam tą więź i spójność z otaczającym mnie światem .
        Doznanie jest tak realne że jego pojawienia się , nieraz z ochotą wyczekuję .
      • Po za tym wiesz, za majątkiem i przepychem nie przepadam . Do tej pory wiele
        okazji miałem , coby bogactwo pomnażać . Ale tu w niewolę i w złotą klatkę łatwo
        można dać się zamknąć . Wiesz mi , nie jest to warte utraty , wolności i swobody .

    -Jasne macie myśli i cele , panie Beczu – Sławko rozpamiętywał zasłyszane wyznania .
    Sam myślę że szczęścia nie ma co dzielić na mniejsze i jakieś tam duże . Szczęście to po prostu
    szczęście .

    • Widzę że pojąłeś , i wiesz mi że wielu swoje małe radości przeżywa mocniej i intensywniej
      niż niektórzy naprawdę wielkie dary od losu .

    Tak rozmawiając , przemieszczali się szerokim , widać często używanym gościńcem .
    Pies przybłęda , należący do Banduryka , ochoczo prezentował swoje łowieckie umiejętności.
    Z lewej strony traktu , ze znajdującego się tam lasu co chwilę na drogę wypychana była
    przeróżna zwierzyna .
    Po szybkim i płochliwym szaraku , gościniec przecięła rodzina saren a w niedługi czas potem
    czarna samura z kilkorgiem drobiazgu , fukając ostrzegawczo na prześladowcę , skryła się
    w gęstej trawie .
    Pies jakoś dziko , nie ścigał zwierza ale bardzo umiejętnie i bez hałasu zmuszał mieszkańców
    lasu do defilady .

    • Jemu by z łowcą , komitywe trzymać – mieli by z siebie pożytek .
    • We dwóch też sobie radzimy – Sławko uśmiechnął się promiennie .
      Po pewnym czasie psina , znudzony nieefektywną naganką , zrezygnował i dreptał obok
      wierzchowca swego pana . Przejechali w spokoju spory odcinek drogi .
      Psisko ni stąd ni zowąd zaczęło przystawać i z niepokojem oglądać się za siebie .
      Przystawało węsząc , po czym doganiało jadących podróżnych i znów odwracało głowę
      w stronę skąd przyjechali .
    • Ani chybi ktoś za nami podąża – zaradnik po cichu informował współtowarzysza.
    • Też to panie dostrzegłem – myślisz że to zbóje jakowyś ?
    • Nie sądzę , oni by się na nas od czoła zaczaili , zresztą nic nie słyszałem żeby tu jacyś
      grasowali . Ale kto ich tam wie . Za niedługo dojedziemy do szczytu tej rozległej połoniny.
      Popas tam się urządzi , koniom wytchnienia trochę damy , jak nie ma złych zamiarów
      to nas ten ktoś niechybnie dogoni.
      Rozkulbaczone konie puścili w bujną trawę , a sami zakrzątnęli się coby skromny podróżny
      posiłek przygotować .
      Po pewnym czasie z za zakrętu wychynął samotny jeździec i powoli podjechał do obozujących .
      Okazał się być , dość marnie odzianym wagabundą jadącym na również lichej chabecie .
    • Bądźcie pozdrowieni – zakrzyknął z pewnej odległości i wstrzymał siwego kłusaka .
    • Podejdź śmiało – Jurko zaprosił go gestem – nie mamy w zwyczaju pożerać napotkanych
      wędrowców .
      Przybysz uśmiechnął się krótko acz nie szczerze i zmierzył ich kosym , taksującym
      spojrzeniem .
    • A bo to panie wiadomo kogo nam spotkać przyjdzie , Ihnat jestem , tak mnie wołają .
    • Siadaj , posil się i odpocznij , jeśli chcesz . Ja sobie małą drzemkę sprawię , później
      pojedziemy dalej .
      Ułożył się na derce , opatulił ciepłą opończą podróżną i szybko usnął .
      Przebudziwszy się złowił uchem , jakby głośniej wymawiane słowa i rozejrzał się
      z zaciekawieniem . Obaj jego towarzysze wadzili się dość zawzięcie , szybką gestykulacją
      popierając swoje wywody .
      Becz podniósł się z posłania i bezszelestnie znalazł się za plecami Ihnata .
      Jedno spojrzenie uświadomiło mu co tu się właśnie odprawia .
      Przed przybyszem leżała niewielka sosnowa deseczka , po której on z latami trenowaną
      zręcznością , przesuwał trzy puste skorupy po orzechach .
      Pokazywał co rusz pod którąś z nich , małą z kory utoczoną kulkę . Zadaniem przeciwnika
      było odgadniecie , pod którą ze skorup znajduje się kulka .
    • No obstaw śmiało , to nic trudnego , odegrasz się – gwarantuję .
      Rozmieścił łupiny i zachęcał biednego wierszokletę do hazardu .
      W tym momencie Becz błyskawicznie schwycił go za obie ręce i silnie przytrzymał .
    • Co jest , co wy – oszust wrzasnął przerażony , usiłując wyrwać się ze stalowego uścisku .
    • Nie wrzeszcz i nie szarp się , nic tu już nie zwojujesz .
      Sławko podejrzyj te skorupy , sam jestem ciekaw gdzie jest kulka .
      Nigdzie jej nie ma ? - udał wielkie zdziwienie .
    • Ma ja za każdym razem w dłoni , tak też nigdy byś z nim nie wygrał . To oszust i
      wydrwigrosz , nie warto z nim zaczynać .
      Puścił dłonie Ihnata , pokazując jego zgięty najmniejszy palec z ukrytą pod nim kulką .
    • Ile przegrałeś – zwrócił się do Banduryka .
    • Pięć sztuk srebra panie , wszystko co miałem .
    • Oddaj mu i wież mi , drugi raz nie poproszę .
    • Tak , tak , już oddaję – to tylko taka zabawa była – oszust będąc w mniejszości
      bez szemrania wykonywał polecenia .
    • Tu macie te pięć sztuk srebra – wysupłał z kieszeni kapoty monety i podał je wędrownemu
      poecie .
    • Czekaj , czekaj , powoli , - zaradnik przejął podawane pieniądze i zważył w wyciągniętej
      dłoni .
    • Co to jest ? - podrzucił i schwytał , przysłuchując się wydanemu dźwiękowi .
      Zamiast wysokich srebrnych tonów usłyszał coś , jakby nie przymierzając ; grzechot
      toczących się kamieni .
    • Ze skóry cie obedrzemy , jak tak dalej postępować z nami będziesz – Jurko już dobrze
      zirytowany , podniósł głos .
      Nie dość żeś oszust i złodziej to jeszcze fałszerz ? - za to kiedyś niechybnie gardło dasz.
      Wziął jedną z fałszywych monet i bez trudu przełamał . Z pod srebrnej cieniutkiej
      warstwy widać było szary ołów ,
      Z rozmachem cisnął je za siebie w gęste zarośla .
    • Panie tu są te jego , wybaczcie , pomyliłem się – podał Beczowi srebro wydobyte ze
      zmyślnie ukrytej kieszonki.
    • Zniknij mi z oczu i to migiem , pakunków naszych żebyś tknąć nie śmiał .
      Co z tobą ? - po jarmarkach bywasz , nie widywałeś tych drapichrustów i wydrwigroszy?
    • A juści że pełno ich wszędzie , tyle że ja nie zaprzątałem sobie głowy ich wyczynami .
      Uwagę mą zaprzątała troska o to , co bym ja , kilka monet przytulił .

  10. #20
    Bieszczadnik Awatar bacza
    Na forum od
    07.2017
    Rodem z
    Warmia (Olsztyn)
    Postów
    163

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Czyta się... Na PW będzie moja malutka uwaga o tekście.

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Redyk Karpacki
    Przez asia999 w dziale Fauna i flora Bieszczadów
    Odpowiedzi: 17
    Ostatni post / autor: 20-08-2013, 11:31
  2. Karnawał Karpacki
    Przez Basia Z. w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 16-01-2009, 12:10
  3. Haft karpacki
    Przez justka w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 5
    Ostatni post / autor: 22-01-2008, 13:00
  4. główny szlak karpacki
    Przez krawc w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 06-04-2003, 15:43

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •