Strona 3 z 5 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 21 do 30 z 41

Wątek: Karpacki zaradnik

  1. #21
    Botak Roku 2016 Awatar asia999
    Na forum od
    11.2008
    Rodem z
    jakieś 73 cm od Tarnicy ... w skali 1:1.000.000
    Postów
    1,686

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    A w wersji papierowej będzie można gdzieś tę opowieść znaleźć? Bo skoro ilustracje już też są to rozumiem, że jest to w planach. A ja bym chętnie nabyła. :)

  2. #22
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Cytat Zamieszczone przez asia999 Zobacz posta
    A w wersji papierowej będzie można gdzieś tę opowieść znaleźć? Bo skoro ilustracje już też są to rozumiem, że jest to w planach. A ja bym chętnie nabyła. :)
    Po takich przychylnych komentarzach , przyznaję - dopisałem kilka kolejnych rozdziałów . Wydać chciałbym , nie przeczę . Jeśli coś się wykluje , niezwłocznie się pochwalę .

  3. #23
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    c.d.

    • Zsiadł z konia i oddał go pod opiekę stajennego posługacza . Przybył do rzadko przez siebie odwiedzanej zajezdnej przytuły

    Posadowiona była przy odległym i niezbyt bezpiecznym trakcie . Nawiedzana przez
    różnego autoramentu gości , wśród których nie brakowało i takich , którym przy
    narodzeniu nie przyświecały zbyt jasne gwiazdy.

    • Witajcie szlachetny Beczu – zajezdnik poznał go i gnąc się w ukłonach zamaszyście
      zapraszał do środka .
    • Przy szynkwasie spocznę tymczasem – Jurko sadowił się przy zajezdnej ladzie -
      słów kilka chętnie zamieniłbym z wami .
    • Śmiało panie , siadajcie gdzie wola wasza , już wam wieczerze naszykować karzę .
      Tymczasem miodu , trójniaka mego sycenia , pokosztujcie .
      Z pod lady wydobył omszały gliniany gąsiorek i ulał przybyszowi słuszną miarkę .
      Jurko , dyskretnie począł lustrować zgromadzonych w izbie biesiadników .
      Grupa zapewne miejscowych kmieci , głośno rozprawiających o zaletach swoich koni.
      Wyglądało na to że opijali jakiś handel , który nie mógł odbyć się bez rozpicia kilku
      kwaterek siwuchy .
      W ciszy i w powadze posilali się trzej stateczni jegomoście , zapewne kupcy , udający
      się gdzieś daleko zakupić lub też sprzedać swój towar .
      Tam gdzie światło świec słabiej rozpraszało zalegający izbę mrok przycupnęło dwóch
      marnie odzianych włóczęgów . Z nad szklanic z cienkim tanim piwem rzucali szybkie
      spojrzenia taksując obecnych biesiadników .
      Z wielką chęcią zapewne zważyli by im mieszki i sakiewki , gdyby tylko nadarzyła
      się sposobność ku temu .
    • Kim jest tamten jegomość – zaradnik ruchem głowy wskazał samotnie siedzącego
      w ciemnym kącie .

    Zaciekawiło go to że gospodarz pijąc ze swojej szklanicy , drugą postawił naprzeciwko.
    Jakimś niepojętym sposobem z obu naczyń ubywało złocistego trunku.

    • Ten to stary Ostapczuk , przychodzi tu ze swoim wychowankiem , tamten niewidzialny
      bywa ale piwo , tak jak i widziany gość spija .
      Nie przepadam za nimi bo mimo że stary płaci za wszystko , nie zdarzyło się jeszcze
      żebym , otrzymaną od niego srebrną monetę , nazajutrz odnalazł .
      Co ja nie wymyślałem , zamykałem w skrzyni , spałem z sakiewką zawierającą zapłatę .
      Wszystko na nic , nic nie pomaga , moneta niezmiennie znika i przepada .
      Dobrze chociaż że wiele nie piją , jeno po szklanicy .
    • To inkluz , taka właśnie szatańska moneta , wychowanki moc nad nią mają toteż gospodarz
      nią obdarowany nigdy niedostatku nie zaznaje .
    • Jest jakaś rada na to ? Bo strat już nie zliczę a dowieść mojej szkody nie potrafię .
    • Gdy wam dzisiaj tym inkluzem zapłaci , ukryjcie go w soli .
      Tej jak wiadomo , sługa Ostapczuka nie znosi , więc srebra w nocy nie odzyska .
      Rano kupcom odjeżdżającym ją wydajcie i niech jedzie gdzieś , gdzie już nikomu
      szkodzić nie będzie .
      To jedyny znany mi sposób .
    • Ech , żebyście tylko rację mieli – zatroskany zajezdnik nalał Beczowi kolejną miarkę
      wybornej miodowej nalewki .
      Tymczasem gospodarz popijający ze swoim niewidocznym towarzyszem , dokończył
      złocisty trunek , wziął drugą również pustą szklanicę i odstawił na zajezdną ladę.
      Obok położył brzęczącą monetę i nie czekając na resztę , skierował się do wyjścia .
      Ucichł gwar w izbie i wszyscy w milczeniu , spojrzeniami rzucanymi przez ramie
      obserwowali wychodzącego .
      Niepojętym sposobem zanim doszedł do ciężkich zajezdnych drzwi , te same rozwarły
      się przed nim , po czym wyszedł nie trudząc się ich zamknięciem . Uszedł już kilka
      kroków zapewne , gdy odrzwia zatrzasnęły się z hukiem.
      Przez dobrą chwilę w pomieszczeniu cicho szeptano ,zanim zwykły gwar znów zlał
      się w jeden , zwyczajny w takich przybytkach szum .
    • Rady waszej posłucham – zajezdnik upychał otrzymaną sztukę srebra w drewniane naczynie
      wypełnione solą .
    • Jutro , jeżeli ocaleje w świat ją wyprawię .

  4. #24
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    może jeszcze jakiś fragmencik :


    • Dajna , piwo się grzeje na piecu , przypilnuj , dopraw i przynieś gościowi – zajezdnik
      zbliżył się do ławy i uścisnął dłonie zaradnika .
    • Pomówić z wami chciałem i jak zwykle o poradę prosić – przysiadł naprzeciwko i
      wyłuszczał nurtujący go bolesny przypadek.
    • Onegdaj , gromadząc zapasy na zimę , spory wór ze zbożem jakoś tak nieszczęśliwie
      podniosłem . Ból srogi w okolicy kręgosłupa poczułem , doskwiera mi już dość długo
      i mimo że zelżał to całkiem ustąpić nie chce .
      Ruszam się przez to już nie tak żwawo jak dawniej a i nie podniosę tyle co kiedyś .
    • Tak , tak , częsta to przypadłość u ludzi wielce utrudzonych pracą . Macie tu – Jurko
      już szukał w swej przepastnej torbie podróżnej - siemie lniane , które po zmieleniu
      i ugotowaniu – przykładajcie .
      Równie dobre są podgotowane plastry cebuli jako okład stosowane .
      Uważajcie co by was nie przewiało , zwłaszcza spoconego. Są to sposoby doraźne mające
      szybką ulgę przynieść i ból ukoić . Na dłuższe leczenie najbardziej sposobna będzie
      owcza skóra , czysta i dobrze wyprawiona .
      Pościelicie ja sobie w łożu , pod prześcieradłem , włosem do góry układając .
      Spać się też na niej starajcie , już na zawsze .
    • Mam ci ja tych skór sporo – zajezdnik podniósł się ociężale – od dawna owce trzymam .
      Tymczasem cebuli na okład sparzę a wam Beczu stokrotne dzięki , rady wasze jak zwykle
      nieocenione i pomocne .
      Podążył do swojej kuchni mijając córkę niosącą garnuch , pachnącego ciemnego piwa.
    • Postawiła przed gościem , usiadła naprzeciwko i wlepiła roziskrzone spojrzenie w zaradnika.
    • Panie Beczu , od Sławka wiem o waszych przejściach i przygodach z topielicą , spotkaliście
      ją jeszcze kiedyś ? Bardzo was proszę , opowiedzcie . Czasu do snu jeszcze sporo , opowiecie ? Z nadzieją w oczach szybko chwyciła i uścisnęła dłoń przybysza.
    • Znając Banduryka na pewno przygodę mą , pięknie ubrał i przyozdobił , gdzież mi się
      z nim równać w bajdurzeniu .
    • Po tej niezbyt miło przeze mnie wspominanej przeprawie, trzeba ci wiedzieć że omijałem
      te tereny , często nadkładając drogi . Za pazuchą nosiłem wysuszony piołun , mając na uwadze jego moc w odstraszaniu wodnych stworzeń . Z czasem wykruszył się i utraciłem
      go trzepiąc z podróżnego kurzu sukmanę . Nie zwróciło to mojej uwagi jako że o zdarzeniu
      powoli zapomniałem .
      Pewnego razu po trzech lub czterech latach , przejeżdżałem przez oną okolicę i trochę się
      śpiesząc postanowiłem nie nadkładać drogi . Podążałem przez podmokłe zarośla i uroczyska
      jakich nie brak wokół tamtejszych starorzeczy .
      Było już po południu i po moczarach snuć się zaczęły mgły przedwieczorne . Koń strzygąc
      uszami , nie ponaglany raźno podążał nikłą ścieżyną . Przyznam że zacząłem żałować
      obranej pochopnie drogi . Ale odwrotu nie było .
      Tymczasem luźne tumany mgły poczęły kłębić się wokół nas , drażniąc mojego wierzchowca a mnie zimnym tchnieniem przyprawiać o ciarki , przebiegające po plecach.
      Mgliste strzępy zaczęły przybierać ludzkie postacie i otaczać nas coraz ciaśniejszym
      kręgiem . Dało zauważyć się jakby zwiewne kobiety ale o odpychających upiornych
      twarzach .
      Dwie z nich – Jurko przerwał , podniósł garnuch i pociągnął spory łyk piwa – chwyciły
      mego rumaka za uzdę , inne uczepiły się strzemion , zamierzając wstrzymać nas a następnie
      zapewne powalić .
      Zrozumiałem że jeśli upadniemy to już niechybnie po nas , poderwałem konia jak do skoku
      i dźgnąłem go w bok ostrogami . Mój wierzchowiec wspiąwszy się na tylne nogi , potrząsnął potężnie łbem , po czym pomknął niczym z łuku wypuszczona strzała .
      Z całych sił starając się nie spaść z galopującego rumaka , umykaliśmy z przeklętych
      mokradeł . Gdzieś za sobą usłyszałem miłosne – mój ci ty Jurko – po czym rozległ się
      przeraźliwy , głośny śmiech .
    • Od tej pory , wierz mi naprawdę staram się omijać te topieliska .
    • Aż się sama wystraszyłam waszej opowieści – Dajna zerwała się żwawo .
    • Posłanie wam na ławie zaraz naszykuję.

  5. #25
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2005
    Rodem z
    z nad oslawy
    Postów
    95

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Witam po długiej nieobecności czas by znowu sie odezwać. Lisku Twoja "bieszczadzka tfurczośc" jest napisana w fajnym klimacie połykam Każdy fragment z zaciekawieniem. Pozdrawiam Wszystkich forumowiczów z daleka!!!!

  6. #26
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Ano witaj friber , miło że czytasz moje ......a poza tym wracaj , bo wiesz że :

    nie ochłodzisz się już w wodzie , która rzeką popłynęła
    nie ogarnie cię już tchnieniem , wiatr niknący za Otrytem

    a i jeszcze fragmencik :
    Przed wieczorem dotarł do niewielkiej śródleśnej osady . Wezwano go do młodej z zamożniejszych włościan wywodzącej się dziewczyny . Zachowanie jej mocno zaniepokoiło
    najbliższą rodzinę jak i otoczenie. Ojciec z matką na przemian zdawali relację przybyszowi.

    • Panie dziw jakiś niepojęty – gospodarz z roztargnieniem drapał się po siwiejących kudłach.
    • Będzie dni kilka jak jej się całkiem odmieniło
    • Z łóżka wstawać przestała , wzrok wbity gdzieś tam przed siebie i głosem nie swoim
    • przemawia . Drze szmatki na sobie , do krwi się rani , nijakiego kontaktu z nią nie ma .
    • Męskim głosem , grubym i grzmiącym niczym echo w studni ; nas wyzywa – dodała

    zapłakana matka .

    • Oczy ma szalone jakieś , strach w nie spojrzeć – dodała młodsza , siostra zapewne .

    Zamilkła zgromiona wzrokiem gospodarza - Cichaj dziecino , sami poradzimy .
    Becza mając jako taki ogląd na sprawę , począł powoli szykować się do przeprawy .
    Z sakwy wyjął gliniane naczynko , nakład weń ruty zwanej wdzięcznym zielem po czym
    podszedł do domowego pieca. Z popielnych pokładów wyjął kilka żarzących się węgli i umieścił
    je w gliniaku . Podmuchał lekko , z naczynia zaczął unosić się lekki dym.

    • Przyślijcie mi tu dwóch krzepkich ludzi – zarządził - sami opuścicie nas i nie wchodźcie pod żadnym pozorem .

    Gospodarz z rodziną śpiesznie opuścili izbę a po chwili do środka weszło dwóch słusznej
    postury kmieci. Zaradnik polecił im stanąć , po obu stronach łoża .
    -Przytrzymacie ją tylko żeby krzywdy nam ani sobie nie uczyniła .
    Zbliżył się do dziewczyny , zdawała się nie rozumieć że coś się wokół niej dzieje.
    Pustym wzrokiem toczyła wkoło na nic nie zwracając uwagi . Becz dmuchnął delikatnie w
    naczynie , owiewając ją wonną chmurką dymu . Miarowym monotonnym głosem zaczął
    wymawiać starożytne imiona złych bytów . Szkodzących ludziom od zawsze i nie wiadomo
    do kiedy . Przy niesławnym imieniu Baldaroch w dziewkę jakby grom strzelił . Z rykiem
    godnym rannego niedźwiedzia szeroko rozkładając szponiaste dłonie , rzuciła się do oczu
    zaradnika . W porę pochwycona i nie bez trudu , została usadzona na pościeli .
    Szarpiąc się i szamocąc mamrotała nikomu nieznane słowa , tocząc z ust płaty piany .
    Zmierzwione i skołtunione włosy zakrywały jej obłąkaną twarz .

    • Opuść ją i w nas nie zostawaj , z dymem tego ziela szczeźnij – Becz monotonnie ale i bez
    • trwogi powtarzał pomocne formułki.

    Czas płynął a walka stawała się jeszcze bardziej bezwzględna i zacięta . Na próbę dotknięcia
    przez zaradnika ofiara zareagowała gwałtownymi torsjami . Zwróciła pokarm z trudem podany
    jej przez matkę . Pomocnicy z przerażeniem w oczach ostatkiem sił powstrzymywali się
    przed wybiegnięciem z tej przeklętej izby .Po długich nie mających końca wrzaskach dziewczyna
    zamilkła , wyprężyła się niczym leszczynowa laska . Zwiotczała nagle , zamknęła oczy i opadła na
    nieludzko skotłowane posłanie .
    Pomocnicy na gest Becza powoli odsunęli się od łoża . Podszedł dotknął dłonią czoła . Ogień
    i rozpalenie powoli opuszczało miarowo oddychającą dziewczynę .
    -Dziękować wam z serca chciałem , za pomoc – gospodarzy poproście .
    Panie , syn mój do niej cholewki smalił , zdatne dziewczę było , jak tu nie pomóc – jeden z kmieci
    wytarł ręką zroszone potem czoło . Do izby weszli gospodarze . Przez otwarte odrzwia ze strachem zerkało pozostałe rodzeństwo . Matka podeszła z cichym płaczem do śpiącej.

    • Śpi teraz , ostawcie niech trochę odsapnie , potem obmyjcie i nakarmcie .
    • Macie tu arlika , dziurawcem go zowią , spokój ducha i wytchnienie na nią sprowadzi.
    • Napar przyszykujcie , i pić jej dawajcie – niebawem zdrowie odzyska .
    • Panie , na wieczerzę prosim , w komórce posłane na noc , koń też sowicie zaopatrzony

  7. #27
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    c.d.
    Za oknami wciąż szalała śnieżna zamieć , mimo to do drzwi głośno ktoś załomotał .
    Zajezdnik wyszedł za lady i wycierając ręce w fartuch bez pośpiechu odsunął zasuwę .
    Do izby wraz z wirującym śniegiem wtoczył się okutany w futra przybysz.
    Zapewne dobry znajomy , gdyż po serdecznym przywitaniu gospodarz powiódł go do
    oddzielnego alkierza . Zniknęli za przepierzeniem .
    -To Szandor łowca z tamtej strony gór – Dajna szeptem informowała Becza .
    Dobry i zawzięty myśliwiec , ojcu mięsa przeróżne przynosi . Powiadają że łuk swój i rohatynę
    przedziwnie zamówione ma , ponoć nigdy nie chybia .
    Zatraca się jednak w tych łowach i mimo że urodny to dziczeje coraz to mocniej .
    Dawniej chociaż i zagadał , jakiś żart czasem rzucił . Teraz widzicie , niczym wilk spode łba
    spoziera .
    -Znana to przypadłość pośród łowców – Becza w zamyśleniu potarł ręką brodę.
    W głowach im się od tych namiętności myśliwskich dziwne myśli lęgną .
    Tropiąc i ścigając wszelakiego zwierza rzadko z ludźmi do czynienia mają .
    Drzwi od alkierza uchyliły się i w izbie pojawił się zajezdnik z niedawno przybyłym .
    Podeszli do siedzących przy ławie . Gospodarz przedstawił milczącego łowcę i usiedli zaproszeni zachęcającym gestem Becza .
    -Ten tu przybysz – zajezdnik gestem wskazał Szandora , bardzo mi oddany i pomocny jest .
    -W dobrej cenie i dużo mięsiwa przynosi , troskam się przeto o niego co by jak najdłużej w
    zdrowiu pozostawał. Resztę pewnie Panie znacie – wymownie spojrzał na spuszczającą oczy córkę.
    -Porady jakowejś chętnie wysłuchamy .
    -Jest wyjście z tej opresji i jakaś nadzieja - Jurko po raz kolejny zmierzył przybysza wzrokiem .
    Miał przed sobą młodzieńca o kruczoczarnych włosach również ciemnych choć „nieobecnych „
    oczach . Gibką i zwinną sylwetkę osiągnął w ciągłej za zwierzem pogoni .
    -Musisz – tu sięgnął do swej nieodstępnej sakwy – zażyć ten oto specyfik . Wyjął spory trzosik
    napełniony ususzonym i utartym na miałko zielem . Był to korzeń lubiśnika zmieszany z pokrzywą i nasionami orzecha . Zalecał go raczej starszym , chcącym wzbudzić w sobie
    wygasłe emocje .

    • Łowów na ten czas poniechaj , dziewkę jakąś krasną zapoznaj i poświęć jej chwilę .

    Futrem puszystym zapewne , względy jej zdobędziesz . Potem daj się nieść nurtom losu .
    Polować możesz nadal ale gdy głowę ci inne myśli zaprzątną , nie zatracisz się i nie przepadniesz gdzieś w kniei .

    • Mądrze prawicie – po raz pierwszy odezwał się Szandor .
    • Posłucham , na czapkę – wydobył z sakwy i położył na ławie dwie piękne skóry z kun. Podniósł się i bez słowa zniknął za drzwiami.
    • Wyjdzie z tej swojej łowieckiej pasji ? Jak myślicie – Dajna wpatrywała się w zaradnika.
    • Wielką namiętność tylko inną namiętnością osłabić lub zniweczyć można . Zobaczymy.

    Dniało , Jurko przebudził się i przeciągnął na wygodnym posłaniu . Usiadł ziewnął przeciągle i
    rozpostarł trzeszczące stawy . Drzwi otworzyły się i do izby wszedł powracający skądś gospodarz
    W obu rekach dzierżył potężne poroże jelenia. Była to pora w której mocarne byki pozbywały się
    swojego imponującego oręża . Nie potrzebny już po jesiennym rykowisku , traciły gubiąc go po
    leśnych wertepach . W niedługim czasie nasadzały nowy i nierzadko potężniejszy wieniec.

    • A gdzieście to wędrowali że wam taki okaz w ręce wpadł – Jurko podszedł i przejął zdobycz z rąk gospodarza .

    Zważył ich ciężar w dłoniach i szybko policzył szpiczaste , białe jak śnieg końcówki.

    • Po dziewięć i waga nielicha – podsumował .
    • Daleko nie chodzę – zaśmiał się zajezdnik - nieopodal w czas letni stogi z sianem sprawiam . Sam go nie skarmię bo w czas zimowy żywizny wiele nie trzymam .
    • W głuszy teraz zwierzynie ciężko toć i podchodzi . Ja im siana nie żałuję toć i takie

    gnaty w podzięce zostawiają .

    • Weźcie sobie Panie, mnie za bardzo do niczego nie zdatne – zresztą dozbieram sobie.
    • Jako że z kształtu i barwy piękne , chętnie je zabiorę . Jednak nie za darmo bo wy chociaż

    by i na sianie stratni jesteście . Te za ozdobę posłużą ale miejcie na uwadze i odłóżcie mi
    kilka mniejszych . Zmielić to trudno ale szczypta z lubiśnikiem pomieszana i z piwem
    podgrzanym spożyta – jurności niespożytych , przyczyną jest.
    Jurko wyjrzał na zewnątrz , po wczorajszej zadymce nie było ani znaku . Po smacznym , podanym przez Dajne posiłku , osiodławszy konia - nieśpiesznie wyruszył w drogę.

  8. #28
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Jeżeli ktoś to jeszcze czyta to c.d.


    • Znów panie Beczu uratowaliście mi skórę , jakieś dobre bóstwa postawiły was na mojej

    drodze . Nie przeczę że sam błądzę często , co przyczyną moich upadków jest i szkód
    na zdrowiu poniesionych .
    Ale, ale , rzeknijcie ; zdarza wam się błądzić ? Cokolwiek by to miało znaczyć.

    • Błądzić ? - powiadasz , ano jak każdemu , zdarza się .

    Pamiętam , było to jesienią , dni coraz krótsze , jechałem lasem – zdawać by się mogło
    dobrze mi znanym .
    Dróżka wyraźna i nie kręta , wiodła prosto do większego i dość ruchliwego traktu .
    Razem z moim wierzchowcem pokonywaliśmy ją już wielokrotnie .
    Powieki ciążyły mi dość mocno i będąc pewny orientacji mojego rumaka nie walczyłem
    z ogarniającą mnie sennością . Zdarzało mi się sypiać w siodle , łapiąc krótkie chwile snu
    podczas monotonnych podróży .
    Przebudziłem się raptem , nie wiedząc jak długo we śnie jechałem .
    Zapewne nie długo bo też słońce , dość wysoko jeszcze stało .
    Koń potknąć się musiał i tym wywołany wstrząs , wybił mnie z błogiej drzemki .
    Potknął się na w miarę równej drożynie ? - rozejrzałem się wokół chcąc rozpoznać okolicę.
    Ale gdzie tam , wokół nieznane mi wertepy , jakieś zarośnięte jary i dziko szumiące leśne
    strugi .
    W myślach odtwarzałem układ w miarę dobrze znanego mi lasu oraz swoje w nim umiejscowienie. Nic mi się nie zgadzało , słońce nie świeciło tam gdzie powinno i nie
    zmierzało w tą co zwykle stronę. Takie miałem dziwaczne odczucia .
    Coraz bardziej skołowany zyskiwałem pewność że to Błędny , znany ze swej lubości
    w kołowaniu ludzi , mną się zabawiał .

    • No dobrze , udał ci się żart , chylę czoła – rzuciłem głośno w otaczające mnie zewsząd

    zarośla .

    • Ukaż się i zakończ już to zwodzenie mnie , sowicie się okupię .

    Jak spod ziemi , przede mną , pojawił się schludnie odziany staruszek , z laska w ręku.
    Tak go też wielu już spotkało i opis między ludem , dość dokładny krążył .

    • Wskaż mi drogę właściwą a co będę mógł to ci ofiaruję .
    • Zniknął w mgnieniu oka i zza pleców moich usłyszałem – Potrzebuję ja czegoś ? Chyba nie .

    Szybko odwróciłem głowę , lecz on znów , będąc przede mną , głośno rechotał .

    • Śmiało, śmiało , nie ociągaj się , choć za mną choć za mną – to znikał to pojawiał się

    w coraz to innych miejscach .

    • Nie po drodze nam razem , widzę – głośno zakrzyknąłem – nic to , Dziewannie datek

    złożę . Ona mnie wysłucha .
    Nachyliłem się nad sakwą z zamiarem wydobycia wstążki o pięknej żółtej barwie .

    • Znasz panią lasu tego – szyderczy uśmiech spełzał z jego twarzy .
    • Znam czy nie znam , nie twoja troska . Podarek dla niej wiozę i chętnie jej ofiaruję -

    nic ci do tego .

    • Ech , ta moja głowa , ważne spotkanie mam a zapomniałem , bywaj – starszy jegomość

    w czarnym , dobrze skrojonym przyodziewku , rozpłynął się niczym strzęp zimnej mgły.
    Wstęgę o mieniącym się złotym kolorze , przywiązałem do nieopodal rosnącej leszczyny
    polecając się bogince pomocnej podczas leśnych eskapad .
    Nie mając lepszego pomysłu , skierowałem konia wzdłuż strumyka , zamierzając wraz z wodą , dotrzeć do ludzkich siedzib .
    Rzeczka co rusz tężała , łącząc swoje wody z kolejnymi strumykami.
    Pod wieczór dotarłem do osady oddalonej o pół dnia drogi , od mego pierwotnego celu
    podróży .

  9. #29

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Czyta a jakże.

  10. #30
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    dokończenie jednego z rozdziałów :



    Ledwie wjechał na podwórze dostrzegła go Dajna i jak wicher podbiegła .

    • Panie Jurku , witajcie ileż ja mam nowin , zachodźcie do środka .
    • Czekaj , czekaj , sakwę tylko wezmę no i konia by oporządzić – śmiał się przybysz.
    • Iwaśko migiem – Dajna zakrzyknęła w stronę i tak szybko nadbiegającego posłużnika
    • Strawę tylko wam podam i już opowiadam – jak wrzeciono zakręciła się po izbie.
    • A co to za nowiny , Becza dobrze udawał zainteresowanie dziewczęcymi sprawami .
    • Sławko – Banduryk nas nawiedził – wyszeptała .
    • Niech no tylko go dorwę – Jurko bez złości pogroził palcem .
    • Poniechajcie go Panie , sam los srodze go pokarał .

    Otóż , jak usnęliście , zbój przez was pojmany usilnie zaczął Sławka bogactwem mamić.
    Wspomniał o ciasnej szczelinie , niby lisia nora – znajdującej się nieopodal .
    Podczas ucieczki po udanym rabunku już , już , pogoń go dochodziła .
    Trzos pełny i brzęczący , bojąc się pojmania w dziurę wrzucił . Do tej pory , nie wydobył go z
    racji ciasnego i głębokiego otworu .
    Umyślili psa żywicą klejącą nasmarować i do onej nory wyprawić . Dukaty do sierści przylgnąwszy , razem z psiną na wierzch się wydostaną .
    Sławko zwietrzył duży łup i dał się omamić łotrzykowi . Skoro usnęliście , więzy mu przeciął
    i cichcem pomaszerowali ku nieodległej górze .
    Psa nazbieraną naprędce żywicą oblepili i wepchnęli do wskazanej przez zbója szczeliny.
    Poszedł chętnie wietrząc zapewne pomieszkującego wewnątrz zwierza .
    Po chwili dało się słyszeć dochodzące spod ziemi odgłosy walki.
    Dobiegały z różnych miejsc podziemnego labiryntu . Po pewnym czasie wszystko ucichło.
    Na próżno nawoływali i nasłuchiwali w wielu otworach . Cisza , pies nie wyszedł .
    Oznaczało to tylko jedno – trafił na borsuka który bez trudu potrafi zakopać atakującego go
    napastnika. Nic nie wskórawszy poczęli zbierać się do odejścia .
    Sławko schodząc przodem nawet nie poczuł mocnego , rozbijającego mu głowę uderzenia .
    Ocknął się już pod wieczór . Głowa bolała go nieznośnie ale żył . Z całego dobytku pozostała
    mu tylko jakaś szmatka . Z trudem dowlókł się do strumyka gdzie obmył się i ugasił pragnienie.
    Tam nad ranem odnalazł go jego wierny pies . Widać , zdołał odkopać się i ujść z matni.
    Na pociechę w jego skudłaczonej i posklejanej sierści Banduryk znalazł kilka błyszczących
    monet . Wystarczyło na jakie – takie odzienie i nawet nie najlichszego wierzchowca .

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Redyk Karpacki
    Przez asia999 w dziale Fauna i flora Bieszczadów
    Odpowiedzi: 17
    Ostatni post / autor: 20-08-2013, 11:31
  2. Karnawał Karpacki
    Przez Basia Z. w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 16-01-2009, 12:10
  3. Haft karpacki
    Przez justka w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 5
    Ostatni post / autor: 22-01-2008, 13:00
  4. główny szlak karpacki
    Przez krawc w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 06-04-2003, 15:43

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •