cd
- Czy nie nazbyt często cię spotykam Sławko ? Becza dojechał do rozstajów , gdzie zrównał się z oczekującym nań Bandurykiem .
- Za często Panie ? Choćby i co dzień to milo by mi było z wami podróżować .
Z daleka znajomą sylwetkę poznałem , toć i czekam . Z kąt to powracacie - jeśli
można zapytać. Podejrzewam że po próżnicy nie zdzieracie końskich kopyt ?
- Jakiż cel byłby w próżnym i niczemu nie służącym wałęsaniu się . Niezłą trzeba
mieć fantazję żeby takie daremne eskapady uprawiać .
Chociaż czekaj – zaradnik z uśmiechem spojrzał na współtowarzysza - przecież ty
przedstawiciel solidnego rzemiosła , musisz sporo wędrować .
Takoż i inni z pokrewnych ci wolnych fachów to niezłe i wieczne łaziki .
- Kogo Panie masz na myśli , mówiąc o pokrewieństwie .
- No chociażby , bractwa żebracze , oszustów i wszelkiej maści szalbierzy – Jurko
roześmiał się głośno , widząc okrągłe ze zdumienia oczy wierszoklety .
- Żartowałem , ha , ha , cenię twój talent i nigdy nie postawiłbym cię w jednym rzędzie
z tamtymi wydrwigroszami .
- Uf , przeraziłem się , że wy na poważnie – Sławko wciągnął i wypuścił duży haust
powietrza .
- Chociaż tak po prawdzie to razem należymy do tak zwanych ludzi drogi . Dużo i często
przemieszczamy się po gościńcach i tak wy to wiadomo , ja jako artysta i poeta ludziom strawę duchową niosący .
- Tak , tak – Jurko rozbawiony przytakiwał – ileż to wolnych zawodów reprezentują
członkowie wesołej kompani do której nas zaliczyłeś .
- Wierszokleci , bajarze , roznosiciele nowin wszelakich . Kuglarze , sztukmistrze
i aktorzy , sztuką przezabawna lub zgoła dramatyczną , lud zabawiający . Jak nie
wspomnieć o lalkarzach potrafiących życie tchnąć i nieomal ożywić swoje kukiełki.
- I na koniec , wszelkiej maści dziady jarmarczne , proszalne , jałmużnicy , pątnicy
cała rzesza żebraków , obnoszących się ze swoją prawdziwą czy też nie rzadko -
udawaną nędzą . Żyją z datków z jałmużny , wiodąc życie wolne i beztroskie chociaż
nie wolne od trosk i utrapień dnia codziennego .
- Ale wierz mi , nie spotkałem jeszcze między nimi takiego który by je dobrowolnie
porzucić zamierzał .
Prawdą jest też i to że potrzebni bywają a osiadły po odległych sadybach lud , nierzadko
z radością wita ich i gości . Ileż to wieści , nowin i pieśni z daleka przynoszą .
- Macie w zupełności rację – Sławko wyrwał się z zamyślenia , podniósł głowę i ręką
wskazał na odległe jeszcze drzewo.
- Ktoś tam siedzi , odpoczywa zapewne , jakaś dziwna persona .
- Podjedziemy to się okaże kto zacz – zaradnik mrużył oczy spoglądając pod słońce .
Zbliżyli się niebawem i dostrzegli , czysto choć skromnie odzianego starca z bujną
i niemal pasa , sięgającą siwą brodą .
- Spoczywał pod rozłożystą lipą rosnącą nad wijącą się nieopodal strugą . Toczyła
krystalicznie czystą wodę i z niej to zapewne pochodziły dorodne raki gotujące
się w naczyniu , ustawionym na niewielkim , otoczonym kamieniami ognisku .
- Bądźcie pozdrowieni – Jurko dotknął dłonią swojej czapki – spocząć obok was chcielibyśmy , wody i paszy dla koni dostatek a i w towarzystwie posilać się raźniej .
Zagadnięty , o dumny spojrzeniu starzec , powiódł wzrokiem po przybyszach po czym
bez słowa wskazał gestem na miejsce obok siebie.
- Rozsiodłaj konie , napój je i na łąkę zapędź - Becza zwrócił się do Banduryka -ja
tymczasem strawę przygotuję .
- Z nieodłączną sakwą w reku , podszedł do chwilowego gospodarza tego miejsca
po czym wyjął skromny podróżny posiłek .
Składał się z placków jęczmiennych , pieczonych na węglach w piecu chlebowym
sporej grudy owczego sera i niewielkiej połci dobrze wędzonego , jałowcem
pachnącego boczku .
- Zwą mnie Jurko Becza , jestem tak jakby miejscowy , dziękuję za zgodę na popas
w waszej tu obecności .
- Znam was , co prawda z opowieści ale dobrze o was mówią – brodaty starzec uścisnął
podaną mu przez zaradnika prawicę .
- Wiele dobrego , temu ludowi czynicie , skóry z nikogo nie zdzierając . Przez to szacunek
i dobre słowo za wami idzie . Tak czyniąc , bez frasunku , losu spokojnego oczekiwać
możecie , dobro wraca – zakończył .
- Mnie natomiast zwą Kaliniecki i choć rodem , również tutejszy jestem to się znać nie
będziemy , gdyż spory szmat świata schodziwszy od niedawna w te strony zawitałem .
- Aa , słyszałem , słyszałem – Jurko szeroko otworzył oczy – wieszczycie ponoć , bardzo
celnie niewiadome sekreta odgadując . Was to dopiero nieprawdopodobne i zadziwiające
opowieści poprzedzają . Rad jestem niezmiernie z takiego spotkania i za dopust szczęśliwego losu go uznaję .
Do rozmawiających podszedł Banduryk i ukłoniwszy się wieszczowi zasiadł do
skromnego posiłku .
- Raków sam jeść nie będę – odezwał się starzec - podzielimy się . W zamian sera
mi ofiarujcie kawałek jako że ulubionym moim , pożywieniem bywa.
Wespół pospieszyli z poczęstunkiem , po czym Sławko zabrał się do wyłowienia
czerwonego gotowanego raka z czeluści parującego kociołka .
- Jak wam się przydarzyło moc wieszczenia uzyskać , rzeknijcie jeśli w tym jakowejś
tajemnicy nie ma – Jurko sypał do swojego kociołka susz przeróżny , chcąc siwobrodego
starca zacną herbatą poczęstować.
- Jak już wspominałem – zaczął opowieść Kaliniecki – w tych okolicach na świat przyszedłem . Pacholęciem będąc jak i wszyscy trzodę domową po okolicznych
połoninach wypasałem . Razu jednego , pochłonięty struganiem fujarki z łozinowej
kory , nie spostrzegłem na czas , zza gór nadciągającej gwałtownej burzy .
Ogarnęła mnie wnet wściekła dujawica , rozpraszając po wertepach przerażone
stado . Z niepojętą siłą wir powietrzny , przepotężny , owionął mnie , podniósł i
niczym źdźbłem trawy prasnął o wysuszoną , kamienistą ziemię .
Zmysły utraciwszy , nie wiem ile tak leżałem , gdy mnie odnaleziono ponoć bardziej
do chochoła niźli do żywej istoty upodobniony byłem.
Ciężko odchorowawszy tę niemiłą przygodę , powoli wracałem do zdrowia .
Z niemałym zdziwieniem począłem obserwować u siebie , nigdy wcześniej nie występujące objawy . Bez większego trudu odnajdowałem rzeczy ukryte lub zawieruszone . Zagubione krowy , owce czy też woły nie przepadały już bez wieści jako że chwilowe moje skupienie , pozwalało nieomylnie , miejsce ich przebywania wskazać . Przez to że użyteczny stałem się dla gromady , szacunek i podziw zyskałem .
Nie trwało to jednak zbyt długo , sprawców ciężkiego pobicia sąsiada , wskazałem
nieomylnie . Im niewiele zrobiono , ale mi srogą zemstę zaprzysięgli .
Niewiele się namyślając , porzuciłem wszystko i wyruszyłem w świat odległy .
- Herbaty zaparzyłem , popróbujcie – zaradnik podał naczynie starcowi – lipowa
z odrobiną suszu malinowego .
- Wyborna i smakowita , jak ta cała ziemia – westchnął .
Tułałem się odtąd po najodleglejszych krainach , zaznałem i biedy – nieodłącznej
towarzyszki wędrowców ale i dostatki mnie nie omijały.
Służąc radą i niecodziennym postrzeganiem świata , zyskiwałem wdzięczność
i szacunek napotkanych a w potrzebie będących .
Powoli nauczyłem się , że nie warto wszystko każdemu wyjawiać .
I nie idzie tu o kmiotka , który głośno i donośnie pomstował na liszkę w obecności
swojej połowicy . Rzecz szła o zaginioną kokoszkę którą ów opój potajemnie na
siwuchę wymienił .
- Toż zapewne z waszej , niewielu dostępnej wiedzy żyć można błogo i profity mnożyć ?
- Banduryk odezwał się , kończąc wysysać wyborne rakowe szczypce .
- Ty to ciągle o jednym – Jurko zgromił wzrokiem wierszokletę .
- Ee , nie dziwujcie się , młody jest , tak też i po swojemu świat postrzega , wierzaj mi
że umiejętność ma , bardziej przekleństwem jest niż darem . Zatem nieliczni jedynie
pojąć to i zrozumieć mogą .
- Wezmę wasz sak i raków nazbieram – nie godzi się cobyśmy was objadali - Sławko
zerwał się na nogi – rzeknijcie ino czy w dół czy też w górę strumyka iść się opłaca ?
- Ja z dołu przyszedłem , tam trochę przebrałem, idź zatem pod prąd .
Młody jeszcze – wyrzekł po cichu starzec . Spoglądając w ślad za idącym łowcą raków .
- Szczęściem jest że nijak nie potrafię , zdarzeń przyszłych przepowiadać . Wielką jest odwaga , pozwalająca na rozprawianie o rzeczach które dopiero nadejść i wydarzyć się
mają . Nie sądzę też , żeby taka wiedza , komukolwiek dana być miała .
Niepotrzebne niepokoje , zawieruchy i zamęty u ludności spokojnej , wywołać może .
I pożytek z tego żaden , jako że przed przeznaczeniem – uciec niepodobna - zakończył
cicho , milknąc i opuszczając głowę .
Spoczywali jeszcze dobrą chwilę , bez słów czekając na powrót rakołapa .
Po jego powrocie pożegnali siwobrodego starca , dzieląc się z nim posiadanym pożywieniem .
Osiodławszy wierzchowce wyruszyli , chcąc przed zmrokiem dotrzeć do najbliższej osady
Zakładki