kolejny fragmencik ..
Kręta , kamienista drożyna wiła się pomiędzy zalesionymi górami . Z prawej strony
obok drogi , szumiała srebrem wymoszczona rzeczka , przeciskając się między ze zboczy
stoczonymi głazami . Okoliczne wzgórza podmywane wiosenną , wielką , roztopową
wodą , utraciły cały z drzew utworzony przyodziewek . Runęły całe zbocza , ginąc w
spienionych odmętach . Oczom ukazywał się obraz nagich obsuwisk poznaczonych
barwnymi żyłami skał i minerałów. Na wierzchołkach resztki pokręconych buków i
grabów rozpaczliwie czepiały się skał i co większych kamieni. O losie ich decydował
silniejszy podmuch wiatru , śnieżna zima i kolejne po niej rozszalałe roztopy.
Z hukiem waliły się w rozpędzoną kipiel niknąc gdzieś za kolejnym zakrętem .
Na uwolnionych po upadku drzew goliznach , licznie pojawiały się młode zielone samosiejki.
Jurko z przyjemnością chłonął widoki kontemplując zadziwiający rytm przyrody.
Wiedział że miejsca wyrobione i przysposobione przez ludzi i dla ludzi , potem opuszczone
na jakiś czas , bardzo szybko natura brała na powrót w swoje posiadanie.
Miejsca kiedyś zamieszkałe , później zaś opuszczone , zarastały natychmiast . Młode drzewka
wiotkie i zgoła mizerne , szybko goniły ku niebu , tężejąc i wartko nabierając mocy.
Z zamyślenia wyrwał go jakiś ruch w krzakach przed nim . Z gęstej zieleni wychynął
jakiś obdartus i zanim zaradnik zdążył cokolwiek uczynić , chwycił lejce wierzchowca .
Lewą ręką trzymając konia w prawej dzierżył potężne szablisko .
Zarośnięty z gorejącymi oczyma , obleczony w podarte osmalone przy ogniskach odzienie.
-Witam Jaśnie Pana na mojej dziedzinie – zachrypiał – zaszczyt to dla mnie gościć , taką
osobistość .
-Znamy się ? - zaradnik szukał w zakamarkach pamięci , wątpliwej z kimś takim przyjaźni.
-Możecie nie pamiętać , ale jakiś czas temu przedniego ziela mi daliście na straszne boleści
brzucha . Na jednym z jarmarków to było – dodał .
-Pomogło ? Becza zwietrzył możliwość rozstania z tym niemiłym osobnikiem .
Był to jeden z licznie błąkających się po lasach łotrzyków . Za nic mieli ludzkie życie .
Rabowali i łupili słabszych , najczęściej mordując ofiary . Schwytani kończyli nie rzadko w
cieniu szubienicy , bujając się na wietrze ; ku uciesze kruków i wron.
-Zatem przepuścisz mnie , myślę – Jurko podtrzymał w dobrym kierunku idącą rozmowę .
-Ha takoż że za waszą dobroć życie wam oszczędzę , ale wyzwolę was z dobytku który
mnie się bardziej przyda – zarechotał , ukazując duże żółte zębiska .
- Nie ociągajcie się , popędzać was nie chcę – potrząsnął trzymanym w prawicy żelastwem .
Jurko pokazał obie puste dłonie i sięgnął za pazuchę .
Wydobył spory mieszek i potrząsnął aż zadzwoniło .
-Złoto i srebro bierz – przemówił , zimnym okiem obserwując zbója .
Temu oczy zaś jeszcze bardziej rozgorzały i niczym jastrząb wzrok utkwił w opasłym mieszku.
Jurko wolno zanurzył lewa dłoń w trzosie i zaczerpnął z dna samego .
Wyjął pełną garść , podsunął opryszkowi pod nos i z wolna rozprostował palce .
Na dłoni błysnęło kilka sztuk złotych i srebrnych monet . Napastnik jeszcze bliżej podszedł
gdy wtem Becza z wielka mocą dmuchnął w rozpostartą dłoń. Chmura pyłu błyskawicznie
otoczyła głowę zbója powodując u niego wściekły ryk bólu .
Jurko bez zastanowienia , prawą ręką , uzbrojoną w solidny dębowy bukłaczek walnął rabusia
w kudłaty łeb . Ten z jękiem osunął się na ziemię .
Powoli już schował wydobyte monety do trzosa i niespiesznie wytarł z kurzu lewą rękę.
Od dawna w sakiewce z kosztownościami nosił na dnie sporą porcję utartego na pył piołunu
pomieszanego z innymi jadowitymi ziołami .
Zsiadł z konia i wydobytym z juków rzemiennym postronkiem , związał mocno i solidnie ręce
napastnika . Chlupoczącą jeszcze w antałku resztą wody przemył oczy kudłatemu rabusiowi.
-Nie mnie cię sadzić – mruknął – ale zapewne inni , chętnie z tobą pomówią .
Przywiązał długi postronek do siodła i wolno podążył w stronę najbliższej osady.
Miało się ku zachodowi gdy dotarli do rozstai . Krzyżowało się tu kilka dróg i ścieżynek łatwiej
też spotkać można było podróżnych . Jakoż i po chwili Jurko dostrzegł znajomą sylwetkę muzyka
i wierszoklety .
- Bywaj Sławko , miło cię widzieć , sam zobacz w jakim towarzystwie droga mi wypada .
Przybyły podjechał bliżej z ciekawością przyglądając się pojmanemu .
- Jak to panie doszliście do takiej komitywy – Banduryk nie spuszczał oczu z zarośniętego
- rozbójnika – nieciekawy to kompan – stwierdził.
- Nie jam go szukał tylko on mnie znalazł , ale wynik spotkania jemu nie po myśli.
- Gdzie to zmierzasz i kim jest twój towarzysz – Becza z uśmiechem wskazał na psa
który przybiegł za Jurkiem a teraz z niepokojem i z pewnego oddalenia oczył po nowo spotkanych
Był to wychudzony ale z łowieckim rysem , nieduży kosmaty ujadacz . Tego typu psy chętnie
używano do polowań na dziki . Sprawdzały się też jako cięte i ostre norowce . Z pasją i zamiłowaniem tropiły rudych lokatorów podziemi .
- Jakiś czas temu naszedł mnie w lesie , zabiedzony i wymoknięty . Dałem mu co nieco na ząb i tak już przystał do mnie.
- Przesadnie go nie pasiesz – zaradnik wyjął kawałek suszonego mięsa i podrzucił psu pod
- nos . Dzikarz spojrzał oblizał się zamaszyście ale nie tknął podarku .
- Oo , a co on nie głodny – Becza z podziwem obserwował wahającego się kudłacza .
- Bez mojej komendy nie ruszy – Sławko aż pokraśniał z dumy – ułożony i niebywale posłuszny .
- No weź – powiedział robiąc jednocześnie ruch dłonią . Pies chwycił mięso i w dwóch
- ruchach szczęk zmiażdżył i połknął pospiesznie .
- Panie , iść już dalej nie zdołam – kudłaty rabuś zaczął jękliwym głosem .
- Odcisk mam na stopie i doskwiera mi czasem okrutnie.
- Konia ci nie użyczę , skoro swojego się nie dorobiłeś , za chwilę obozować będziemy -
- wytrzymaj .
Zjechali nad brzeg rzeczki gdzie Becza na niewielkiej równej polance postanowił przenocować .
Zakrzątnęli się rozkulbaczając konie i zbierając chrust na wieczorne ognisko . Po chwili paliło
się jasno dając miłe ciepło .
Zaradnik na uboczu nałamał sporo dzikich malin i włożył do wrzącej w kociołku wody .
Gdy już napar dobrze naciągnął , przestudził trochę w zimnej rzece po czym przelał do składanego
skórzanego wiadra .
Podszedł do więźnia i postawił przed nim .
- Na odcisk ci ulgę przyniesie , wymocz nogę .
- Panie , wdzięczny ci będę aż do śmierci – chrypiał opryszek taplając nogą w ciepłym naparze .
- Czyli już niedługo – Jurko przeczuwał co może spotkać pojmanego. Przypiszą mu kilka
- łotrostw popełnionych w okolicy i niechybnie obwieszą . Smutny, ale nie bez winy koniec.
-Miej na niego baczenie mimo że dobrze skrepowany , ja z nóg lecę i spać się kładę .
Rozłożył ściągniętą z konia derkę , pod głowę wsadził sakwy i okrywając się podróżną opończą
zasnął natychmiast .
Skoro świt ocknął się z głębokiego snu poderwał się z posłania i zmartwiał .
Wokół panowała błoga poranna cisza . Był sam . Nieopodal wierzchowiec skubał pokrytą
rosą trawę . Ognisko dawno wygasłe , czerniało niedopalonymi polanami .
Pozbierał swoje – do obozowania zdatne graty . O dziwo , niczego nie brakowało .
Rozejrzał się z uwagą , szukając oznak walki i przemocy . Nic , kamień w wodę .
Zakładki