Strona 1 z 5 1 2 3 4 5 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 41

Wątek: Karpacki zaradnik

  1. #1
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Karpacki zaradnik

    Witajcie , Moi Mili . Jako znany forumowy grafoman nie zaprzestałem swojej beskidzko - bieszczadzkiej 'tfurczości '.
    Mając w forumowiczach przynajmniej kilku przychylnych "czytaczy" postanowiłem ponękać was kilkoma fragmentami nowo powstałego
    ' dzieła" Świat nie tak bardzo odległy w przeszłości . Przeplatanie się demonologi ludowej z wiedzą i to nie małą , ówczesnych niosących
    pomoc - uzdrawiaczy.


    ,
    Karpacki zaradnik


    Z pewnym trudem konno , wspinał się krętą wyboista drożyną . Przemierzał od wyjazdu drugie już
    pasmo niewysokich ale lesistych , potoczystych i kamienistych bezdroży .
    Wyruszył z kierunku Wysokiego Słońca i zmierzał w Mroczne Strony . Kraina mu nie obca i kilka
    razy już odwiedzona . Bez porównania zimniejsza , bardziej śnieżna i targana większymi dujawicami , rodzącymi się i wiejącymi z jego stron . Takoż to w porę kopnych zasp, wściekłych
    oślepiających zamieci nie bardzo dałby się namówić na wojaże po tych dzikich wertepach.
    Był potomkiem owych hardych i dumnych wypaśników , trudniących się chowem wszelakiej
    maści i rozmiarów bydła .
    W sztuce tej biegłość osiągano od nieprzeliczonych pokoleń wydeptując i spasając wysokie połoninne pastwiska. Długorogie siwe woły , mleczne czerwonej sierści krowy , wełniste czarne
    i białej barwy owce. Hodując, użytkując i wymieniając nadmiar przychówku żyli we względnym
    dobrobycie nie cierpiąc głodu i związanych z nim okropieństw.
    Co roku przed zimą wędrowali hen w stronę Wysokiego Słońca , pędząc odkarmione rzeźne woły
    wełniste owce . Po wymianie ciągnęli w rodzinne krainy taszcząc jak że potrzebne na co dzień
    wyroby z żelaza i mniej zdatne ale przepiękne wzorzyste tkaniny.
    Ten i ów zdobył i niósł w trzosiku księżycowej barwy srebro i słoneczne złoto.
    Dla pozostających w domu żon i dziewczyn , dziewczyn, które żonami zostać zamierzały. Na kolczyki ozdoby zawieszki i medaliony.
    Jurko Becza gdyż on to wspinał się ku przełazie był potomkiem stareńkiego rodu połoninnych
    naparników . Nie wiadomo od którego pradziada ród trudnił się zielarstwem , leczeniem i pomocą
    będącym w potrzebie . Potrzebujących zaś nie brakowało . Korzystali z mocy naparów , wywarów
    i mielonych suszy zielnych , grzybowych i drzewnych. Wiedzę swą pożytkowali na niesienie po-
    mocy nieszczęśliwcom nie potrafiącym sobie radzić w nierzadko okrutnej rzeczywistości.
    Na większość trapiących ludzi trosk potrafili zaradzić i nikt do końca nie znał kresu ich wiedzy
    i możliwości .
    Pod wieczór zbliżył się do przełomy górskiej umożliwiającej łagodniejsze pokonanie wzniesień.
    Od niepamiętnych czasów stała tam zajezdna przytuła , pozwalająca wędrowcom odpocząć
    posilić się i przeczekać tu wariackie ataki chmarników , wiodących nabrzmiałe śniegiem , gradem
    lub deszczem niebiańskie bałwany.
    Zajezdnik i gospodarz przytuły dojrzał był już przybysza i pośpieszył wraz z młodym posłużnikiem
    witać gościa. Znali się , więc z radością rozpostarł ręce . Postury i zapewne siły dobrze odkarmionego niedźwiedzia , przytulił Becza . Ten prężąc się zniósł uścisk kosmatego gospodarza.
    Prócz sowitej zapłaty gospodarz liczył też na cenne rady przybysza znanego ze swojej wiedzy i
    światowego obycia.
    Serdecznie witam Beczu w moich skromnych progach – konia oporządź ; napój i owsa zadaj -
    krótko rzucił do sługi . Wiodąc Jurka pod łokieć prowadził do przestronnej , oświetlonej
    kilkoma kagankami izby. Przybysz wszedł i omiótł wzrokiem pomieszczenie.
    Nieliczni goście podzieleni na grupy leniwie rozmawiali sącząc z grubych glinianych naczyń
    złocisty piwny trunek. Pito więc piwo zaprawione ziołem , słodkościami [ w tym wypadku były
    to maliny] zdarzali się miłośnicy trunku zmieszanego z żywicą jak i gustujący w doprawieniu
    grubo kruszoną sola .
    Przy leniwie trawiącym drewno kominku dostrzegł wędrownego uzdrawiacza duszy . Zwano tak
    przemierzających świat grajków i wierszokletów umilających ludowi długie i mroczne pory.
    Zaopatrzeni w różnego rodzaju instrumenty , przemierzali cały znany świat rymując pieśni i
    przenosząc wszelakie nowiny .
    Oczywiście nie omieszkali zbierać za swe usługi jakieś drobne datki.
    Jurko przysiadł przy wolnym końcu zajezdnej ławy i natychmiast podbiegła do niego Dajna.
    Latorośl i oczko w głowie zajezdnika . Wyrośnięta piękna panna o kruczoczarnych włosach
    i oczach rzucających gwiezdne błyski.
    Szlachetny Jurko – zaczęła – wspomóż biedną i znikąd nie mającą pomocy.
    A cóż tam? – Jurko z zaciekawieniem nachylił się nad ławą w stronę Dajny.
    Zaczęła cicho szeptać z roztargnieniem rozglądając się po izbie. Wszak wieści swe zamierzała
    przeznaczyć tylko dla uszu przybysza.
    Nachodzą mnie tu różni – zaczęła - I z bliska i z daleka . Nadziei żadnej nikomu nie czynię
    piją więc na umór a przetraciwszy zapasy idą skąd przybyli.
    Za mąż czas by ci – również szeptem wtrącił Jurko . Aj czas jeszcze – policzki dziewczyny
    zapłonęły żywym ogniem. Niech przychodzą , weselej bywa , ale ten tam – oczami wskazała
    nieodległy kąt , nie dość że rudy to już nie do zniesienia .Żyć mi nie daje , na podwórzu obłapia
    i sprośne namowy mi czyni. Poratujcie bo chyba utłukę pijanice .
    Czekaj , czekaj nic w zburzeniu nie czyń – zły to doradca . Masz tu – pochylił się i zaczął gmyrać
    w swojej sakwie . Wyprostował się i w zamkniętej dłoni przez ławę podał jej wydrążony w drew-
    nie pojemnik .Co to – wyszeptała , zaciskając w swojej dłoni podarek.
    Nie musisz wiedzieć – powiem tylko że grzybek pewien pomieszany z nasionami z kolczastej
    zbroi . Masz tego na trzy porcje i bardzo uważaj coby więcej nie zadać .
    Pomoże – szepnęła . Tak myślę – Jurko mrugnięciem oka zapewnił.
    Z ojcem wdzięczni będziem – żywo poderwała się śpiesząc do obsługi gości.
    Zajezdnik zmierzał właśnie do stołu przybysza niosąc w rekach jadło i napitek.
    Czym tam Wam głowę zawraca – swoich trosk zapewne w dostatku macie . .
    Nie nic takiego – Jurko zdobył się na szczery uśmiech – ot takie tam dziewczęce fanaberie.
    Udał że błahostka nie warta dalszego drążenia .
    Coś was widzę trapi – spojrzał w zasępione oblicze gospodarza . Eee , psie krwie wilcy , zwlekły
    się w okolice i przychówek mi psują . Na początek dwa psy stróże z podworca zabrały .
    Boję się że podkop którejś nocy uczynią i do wieprzków mi się dobiorą . Co robić – drapał się po
    rozczochranej głowie. W wilcze doły nie pójdą , onegdaj pognębiliśmy kilka i teraz moresu nabrały
    Co robić – powtórzył z nadzieją utkwiwszy wzrok w przybyszu .
    Znam sposób – Jurko odruchowo potarł dłonią czoło – u was nie stosowany to i skuteczny okazać
    się może . Pociągnął spory łyk napitku rozwijając przed słuchaczem zawiłości konstrukcji .
    Na odludziu – o co u was nie trudno – palisadę sklecicie w formie koła . Trzeba tam umieścić kozę
    albo owce . Rzecz całą otoczyć drugim spiralnym częstokołem z bardzo zmyślnym wejściem .
    Później już ino sprytnie zamykane odrzwia , tak i szczęścia trochę .
    Wilk zawdy głodny – zajezdnik widać że podchwycił pomysł – przyjdzie …
    Podniósł się od ławy , skłonił Beczowi i ruszył doglądać zajezdnej przytuły.
    Jurko dostrzegł spojrzenie wędrownego muzyka , skinął ręką zapraszając go do stołu. Ten podszedł
    i usiadł . - Jak cię zwą i skąd przybywasz – podsunął przybyłemu dzban z napitkiem .
    Imię me Sławko Panie – a zwą mnie Banduryk . Zapewne od tegoż to instrumenta - podniósł
    i brzdęknął kilka razy strunami.
    Nosi mnie po najdalszych stronach toż i ludziom nowiny rozgłaszam a tych co słuchać zechcą
    legendami i pieśniami raczę .
    Rad bym poznać baśń jakąś , czasu jeszcze sporo nim spoczniemy – Jurko przesunął w stronę
    Sławka brzęczącą monetę . Ten zręcznym ruchem pochwycił datek po czym uderzywszy w struny ,miłym miękkim głosem zanucił ;


    Niegdyś żyła rusałka – niczym róży płatek
    bo gdy Matka Natura na kimś złoży datek
    swych nieziemskich zdolności , nie poskąpi trudu
    raz choć by i na tysiąc można czekać cudu
    Zażywając rozkoszy , po łące pląsała
    w blask słoneczny ubrana , suknia w kwieciu cała
    Miód i rosa jej trunkiem , nektar pożywienie
    można więc żywic troskę ? Mieć jakieś zmartwienie?
    Tak , iskierka zazdrości pięknisię drążyła
    upatrzyła se ditka – najpierw bardzo miła
    myśli – ech zostać panią mieć posiadłość swoją
    rozkazywać tam rządzić , inni niech się boją
    Wzięła go gdzieś na stronę w ucho jad mu leje
    w głowie chyba masz plewy , spójrz co tu się dzieje
    każdy bywa gdzie zechce – nie masz nic swojego
    Stan to nie opisany zmierzaj więc do tego
    by posiadać przynajmniej jedną górkę małą
    niestety tu równina więc trzeba by całą
    usypać– moc kamieni musisz nagromadzić
    W twoją siłę ja wierzę – potrafisz zaradzić
    coby nasza siedziba najpiękniejszą była
    Żoną twoją zostanę – gdy dokończysz dzieła


    Bardzo pragnął mieć żonę więc już łamie głowę
    pędzi zbiera kamienie , znosi na budowę .
    Składa coraz ich więcej , wnet góra powstaje
    inny spojrzał coś przeczuł , sekret się wydaje .
    Myśli - gorszy nie będę też zbuduję sobie
    własny dom w formie góry , tam siedzibę zrobię
    Tę poślubię za żonę ; co ma białe lica
    górę od jej imienia nazwę zaś Krąglica
    I tak jeden przed drugim , darli z ziemi skały
    znosili układali , góry powstawały
    Z morskich głębin też brali , efekt z tego taki
    że do dziś znaleźć można , kamienne ślimaki
    Skamieliny pradawnych mieszkańców głębiny
    skąd się tutaj znalazły ? nie bez ditków winy.
    Trafia się piękny kryształ ,gdy przyjdzie ochota
    w krętym rabskim potoku znajdziesz ślady złota.
    Przez tę swarną rusałkę – mówię tu bez zwidy
    w jedno lato – nieomal – powstały Beskidy.


    Śpiewak zamilkł . Dookoła zgromadzone towarzystwo z uznaniem kręciło głowami
    rozpamiętując zasłyszaną balladę .
    Zapewne szczera to prawda – Jurko ukradkiem tłumiąc ziewanie , podrapał się po głowie .
    Spocząć już pora – jutro skoro świt ruszam . Podniósł się ociężale i niosąc swoje tobołki
    skierował się w stronę kominka . Tu na obszernej ławie pościelił przyniesioną przez Dajnę
    grubą wełnianą narzutę . Pod głowę ułożył swą podróżną sakwę .
    Przeciągnął się z lubością i nie walczył już z ciężkimi opadającymi powiekami.
    Ocknął się bladym świtem . Zebrał się z twardego posłania i podszedł do zajezdnej ławy zastawianej już przez gospodarza jadłem i napitkiem . Wyczuł miłą woń parzenicy wiśniowej .
    Drobne gałązki wiśni zalane wrzątkiem i odczekane co by naciągły . Ułamał kawał pieczonego
    na watrze podpłomyka i przełożył go słuszną pajdą owczego sera .
    Panie – Banduryk szeroko ziewając podszedł do ławy Becza .-- Jeżeli jedziecie przez przełazę
    i później ku dolinom to zabrał bym się z wami – raźniej będzie.
    Nie mam nic przeciwko – Jurko dopił parzenicę wiśniową i powstał zbierając się do wyjścia.
    Zjechali już ze stromych zboczy – posuwając się wzdłuż wartkiego potoka .
    Co rusz zasilany kolejnym strumykiem , wzbierał się w sobie , hardział i coraz gniewniej toczył
    swoje krystaliczne wody.
    To w nim miało by trafiać się to złoto z ballady ? - Jurko z uśmiechem spojrzał na pieśniarza .
    Ten , jakby nieobecnym będąc i pytania nie słysząc wyrecytował ;


    Szczyt zerwany wybuchem w mgłach spowity chowa
    płaszczem z mogił okryta , ona - Manilowa


    To ta góra po prawej – co ty tam o niej mówisz? Jurko przyhamował wierzchowca chcąc lepiej
    słyszeć Sławka.
    -E nic nic , samo coś przyszło do głowy – często nie wiem skąd to się bierze .
    Dokąd Panie zmierzasz , bo ja na rozstajach w lewo pojadę . Śpiewak chciał jak najszybciej
    odwrócić uwagę Becza .
    Jarmark się szykuje – to i pewnie zarobić coś się uda.
    Mi w prawo wypada skręcić , do tej osady za tym ciasnym przejazdem zdążam.

    • A za czym że to do tego siedliska zmierzacie ? - Sławko przybliżył się zaciekawiony.

    Wiedział że Becz , słynny na okolicę nie jechał gdziekolwiek ot tak sobie.

    • Wezwano mnie , co bym z chowańcem porządek uczynił .
    • Chowaniec – wychowanek , tak nieraz słyszałem , tajemnicza i upiorna istota.

    Skąd się toto bierze – rzeknijcie Beczu .

    • Wiadomym jest – Jurko poprawił się w siodle – że kto zechce mieć takowego pomocnika

    jajo kurze zdobyć musi . Jajo od zupełnie czarnej kury . Nosić je później trzeba w chuście pod
    lewą pachą . Zamówić , zaszeptać po wykluciu. Wychowanek pomocny bywa , czy to w gospodarskich czy też czarownych poczynaniach. Dzieciska i chałupę przypilnuje , wlezie gdzie
    wleźć nie podobna i uczyni co zrobić trudno. Pamiętać należy że nie znosi soli .
    Poczęstowany nią w furię wpada i trudny jest do ugłaskania . Swoim nie szkodzi i szkodzić nie
    pozwala. Domy w których bytuje nie tykają pioruny , burze czy pożogi.
    Przez nielicznych widywany jest pod postacią ni to kruka , ni to kota . Światła słonecznego
    nie lubi , to i przesiaduje za dnia w beczkach czy też skrzyniach , okrytych gęstą narzutą.

    • Zawadą sąsiadów staje się gdy pan jego odejdzie z tego świata . Nie mając nad sobą władzy

    i opieki – dziczeje szybko . Szkody czyni w okolicy , nie cofając się przed fizyczną przemocą .
    Pijanemu , wracającemu z karczmy na plecy wlezie – każąc mu dźwigać ciężar ponad siły.
    Chaty poboczne nawiedza gdzie przesiaduje , śledząc życie domowników.
    Straszy , niepokoi i zamęt sieje .
    Dojechali wnet do rozdroży , gdzie Banduryk pociągną był w lewo , Becza zaś w prawo pojechał.
    Przybywszy na plac , w centrum osady położony , zatrzymał,się przed zagrodą należącą do starszego siedliska . Przyjął go włodarz , ugościć chciał i sprawę z grubsza naświetlić .
    Jurko chętnie zaproszenie przyjął , jadła i napitku tknąć jednak nie zamierzał. Umysł świeży
    ruch sprężny i jasna świadomość niezbędna mu była . Wysłuchał tedy starszego , upewniając
    się na ile jego doświadczenie pokrywa się z nowinami .
    Wskazano mu też dom , troszkę na uboczu , gdzie po śmierci starego Barucha ostał był się wychowanek. Zmierzchało już gdy zielarz wybierać się począł

  2. #2
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Tekst najpierw do korektora , należało by dać - takie dochodzą mnie słuchy .
    Zgadzam się ; poszukuję usilnie - gdyby coś - ktoś , wdzięczny będę .
    A tymczasem fragmencik innego rozdziału :


    Leniwie kołysząc się w siodle , powoli zmierzał w stronę niedalekiej rzeczki . Za nim kroczył
    na rzemieniu prowadzony luzak , objuczony zebranym różnorakim zielskiem .
    Zjeżdżał z łąk leśnych i nad leśnych połonin . Czas był do zbioru sposobny co Becz
    skrzętnie wykorzystać zamierzał . Na jucznym rumaku kolebały się pęki ziela goździkowego
    przez lud zwanego kuklikiem . Pomocne na dolegliwości brzucha , jak choćby biegunki bolesne.
    Zajezdnicy maili nim piwa i nalewki , Jurko zaś korzeń kuklika z powodzeniem do farbowania
    wełny , na rudo – złoty kolor , używał .
    Na wewnętrzne dolegliwości wiózł przywrotnik , od wypaśników go zażywających ; pasterskim
    zwany . Niemoc nerek tudzież wątroby , uleczyć potrafił .
    Nad brzegi wartkiej górskiej rzeczki , wiodła go chęć ukopania kilku korzeni topienia zwanego
    też łopuchem . Utarty , zmieszany z sadłem na skórne dolegliwości zdatny bywał .
    Wiedział też że dziędzierzawa , diabelskie ziele o niepoznanej mocy rosnąć tu zwykło .
    Nie używał go często i innym z rzadka stosować pozwalał . Źle dobrana porcja jeśli nie szaleństwo
    to śmierć sprowadzała .
    Dojeżdżając do strugi uchem złowił głuchy odgłos uderzeń kamienia o kamień .
    Z za traw wysokich dojrzał kudłatego starca , który zdjęte z siebie liche odzienie moczył w bystrej
    wodzie i monotonnie opukiwał płaskim kamieniem .
    Podniósł głowę , spojrzał na przybysza i przybliżył się.
    Witajcie Panie – proszalnik poznał był Becza - dajcie rady dobrej , wspomóżcie w potrzebie.
    Co też za zmartwienie macie – Jurko domyślił się kłopotów włóczęgi .
    Robactwo Panie odzienie me oblazło , nijak usunąć nie podołam – co czynić , inszej szaty nie mam
    -Puki ciepło i słońce wysoko zanieście na skraj lasu . Na kopce robotnic mrówczych rozłóżcie .
    W niedługi czas uporają się z natręctwem , Później tylko strzepnąć trzeba .
    -Panie z wiatrem pędzę , życie mi ratujecie .
    Becz zsiadł z konia i podprowadził do wody . Dziad proszalny pozbierał swój dobytek i grzebiąc
    w sakwie podszedł . W wyciągniętej ręce dzierżył nieżywą gadzinę . - Weźcie Panie , dla was
    zdatniejsza będzie . Jurko bez odrazy wziął podarek i obejrzał dokładnie . Powąchał a widząc że
    świeża , skierował się ku swoim sakwom.
    Przyda się , gadzinówkę sporządzę , sami ubiliście ? - A jakoś tak pod kostur podpełzła .
    Proszalnik nie wdając się w dalsze dysputy żwawo zmierzał w stronę nieodległego lasu.
    Jurko tymczasem do antałka napełnionego mocną okowitą , upychał stalowej barwy nieżywą żmije.
    Gadzinówka , napitek nie służył do zamroczenia głów ludzkich . Częściej bydlęta nim ratowano
    dolegliwością dotknięte różną . Lud wcierał zaś trunek w miejsca na ciele schorzałe , ulgi niekiedy
    doznając.
    Pod wieczór powoli dojeżdżał pod własną sadybę . Stała w przytulnej dolince nieopodal z gór
    spływającego strumyczka . Od wiatrów odgrodzona szpalerem dorodnych jesionów. Przyjazne
    to drzewo w mocarne korzenie zaopatrzone , za nic ma najdziksze nawet dujawice .
    Z daleka dostrzegł kilkoro luda spoczywających w pewnym oddaleniu od sadyby .
    Cierpliwie , nie bez ważnej przyczyny zapewne – oczekiwali gospodarza .
    Sadyba z modrzewiowych bali wzniesiona – mieściła pod jednym dachem szereg użytkowych
    izb . Mieszkalne pokoje graniczyły z wozownią i niedużą stajenką .
    Pod wysokim progiem leniwie rozłożył się ogromnych rozmiarów pies pasterski .
    Niby nie zwracając na nic uwagi , wyczuwało się że i niedźwiedź nie przedarł by się do chaty.
    Z resztą nikomu nie zaświtało by w głowie wejść tam bez pozwolenia lub pod nieobecność
    gospodarza . Widywano tam węże mleko z miski pijące , opowiadano o niewidzialnych i mrocznych sługach karpackiego zaradnika.. Becza choć znał te bajędy zbywał je milczeniem .
    Domu strzec pomagały , szkody nikomu nie czyniąc.
    Powitawszy oczekujących , zsiadł z konia , rozsiodłał i odprowadził do stajenki . Powrócił
    rozsiadł się na ławie i gestem zaprosił przybyszów .
    -Z czym tam moi drodzy przybywacie – odezwał się wodząc wzrokiem po nielicznej gromadce.
    Pierwsza podeszła skromnie odziana kobiecina - Panie , Stefana chłopa mego jakaś zaraza
    dopadła . Na oddech mu coś zaszkodziło i opuścić nie chce . Kaszle jednym cięgiem aż się
    zanosi . Krwią pluć zaczyna - obtarła zapaską łzami nabiegłe oczy .
    -Miodunki wam dam to mu napar uwarzcie – spod okapu chaty wziął wiecheć suszonego
    ziela .- Nie trzeba , idźcie zdrowi – podał jej tym samym gestem odsuwając rękę wyciągniętą
    z kilkoma miedziakami. Odeszła ukłoniwszy się z wdzięczności .
    Podeszło młode małżeństwo , kobieta z dzieckiem przy piersi. - Panie imię pierworodnemu
    nadali byście . Wiemy że trafnie to czynicie .
    Jurko uśmiechnął się w duchu – lubił tą ceremonie i chętnie ją odprawiał .
    Wziął wtedy delikatnie podanego mu malca i uniósł lekko przed sobą . Niewyraźnie wyszeptał
    kilka zdań , po czym głośno zaczął wymawiać męskie imiona .
    Malec gwałtownie oderwany od piersi donośnie wyrażał swoje niezadowolenie . Zamilkł i uspokoił się przy imieniu Maciej . - Zostało wybrane .
    Ostatnia już grupa , widać w jednej sprawie – podeszła do Becza .- Panie – zaczął starszy
    wąsaty przybysz .

    • Ubiegłego roku suszę mielim okrutną i znikąd deszczu czy innego ratunku. Za namową starej wędrownej szeptuchy , dziewczę młode z szat rozdziane wodziliśmy po polach .

    -I pomogło ? Jurko z zafrasowaniem potarł brodę .
    Z początku a juści , polało rzęsiście – myślelim ; po kłopocie . Ale gdzie tam , dopiero się zaczęło.

    • Musielim coś płanetnikom w szykach pomieszać i teraz mszczą się bezustannie .
    • Śniegami sypią jak nigdy , w sianokos burzą i piorunem tłuką . Żąć zborze by niedługo

    zmarnieje wszystko .
    Z dziewuchą sposób mi znany , ale nie polecam go raczej . Innych chmurników wabi , co waszych
    nad okolicą pieczę mających , rozsierdza.
    -Wracajcie , niebawem przybędę i jakoś zaradzić spróbujemy.
    W blasku porannego słońca zmierzał do osady dręczonej pogodowymi zawieruchami.
    Sam był władny wpływać na bieg chmur i potrafił burze szkodliwą na manowce skierować .
    Sztukę tę posiadł zdobywając laskę magiczną. Wyciętą z krzaka tarniny w gwieździstą równonoc
    wiosenną . Tarnina w zachodnią stronę rosnąć powinna gdyż z tej strony większość chmur przybywa. Dawała moc ratowania ale z rozwagą bo innym szkodzić mogła.
    Nie raz też nieszczęściu zapobiegł gradową chmurę nad lasy przepastne kierując .
    Z płanetnikami natomiast to różnie bywało . Istoty na wpół mityczne z rzadka widywane .
    Wywodziły się ponoć ze straceńców i samym sobie śmierć zadających ,
    Szkodzić jakoś za bardzo nie szkodziły ale obrazy doznawszy , mściły się bez opamiętania.
    Bywały domy , siedziby gdzie piorun raz po raz uderzał . Zawinione coś z chmurnikami być
    musiało . Pustoszało siedlisko piorunem spalone , odbudowa daremną by była.
    Zjeżdżał ze wzgórz , obficie bukiem porośniętych - od których to pasmo nazwę posiadło.
    Zmianę też wnet zauważył , odkąd widok przestronniejszy się zrobił.
    Jasność słoneczna przygasła stłumiona mgłami , wilgoć i mżawkę niosącymi .Śpiew ptaków
    zamilkł . Dziwnie ponuro i mokro , jak na tę porę ; radością , żywotnością i blaskiem wybuchać
    powinna . Jadąc wzdłuż pól uprawnych nie widział zwykłego o tej porze zgiełku , towarzyszącemu
    siano żęciu . Śpiew kos ostrzonych osełką , okrzyki roztrząsających zżęte pokosy nie dobiegały
    do uszu podróżnika . Gdzie nie gdzie dym snujący się po polach wskazywał przemoczonych
    pastuszków , pilnujących pasącej się trzody.
    -Witaj Beczu – dobrodzieju – jakoście obiecali tak i jesteście – starszy w osadzie z radością
    witał przybysza.

    • Do izby prosimy – trosk naszych i zmartwień wysłuchajcie .

    Weszli do przestronnej jasnej izby . Dużą część pomieszczenia zajmował piec . Najważniejszy
    i niezbędny w każdym gospodarstwie . Mieścił w sobie niegasnącą watrę , jak i czeluści do wypieku
    chleba . Był też najmilszym miejscem wieczornego spoczynku . W zimy ostre , szeroką polepę
    wyścieloną puchatymi kożuchami , brali w posiadanie zwłaszcza ludzie starsi .
    Do nich cisnęła się zawsze wszelka drobna dziatwa.
    Pod oknem otoczony tęgimi ławami stał stół mocarny . Wyszykowany z grubych , mocnych
    modrzewiowych tarcic . Przy nim jadało się posiłki , na nim spoczywał potężny bochen razowego
    chleba . Jurko usiadł przy stole , nieodłączną sakwę kładąc pod ławą , obok nóg swoich.
    Do izby tymczasem zaczęło wchodzić coraz więcej gospodarzy . Rozsiadali się i bez słowa
    zwracali w stronę przybysza. Na ich twarzach widniał frasunek , bo co ich mogło bardziej
    zatrwożyć niż zbiory zaprzepaszczone .

    • No zdajcie sprawę – Becza zwrócił się do gospodarza .

    -Co by tu Panie dodać , ponadto co już wiecie . Susza onegdaj doskwierała to dziewczę po polach
    włóczylim . Ale żeby przez to tak długo złość na nas mieli . Toż niepodobna .

    • I mnie nie widzi się że to jedyny powód ich zemsty , inna przyczyna być musi .

    Zaległa cisza . Deszcz bez ustanku siąpił i moczył przygasłą osadę .

    • Może ta okowita jest nieszczęścia przyczyną – spod drugiej ściany odezwał się starszy gospodarz

    Jaka okowita , o czym mówicie ? - Jurko z zaciekawieniem zwrócił się do starszego .

    • Aa jakiś czas temu dwóch parobczaków dwa antałki znalazło . W jaskini pod Skibcami skryte były .

    Do osady przynieśli i spiwszy się srodze , w boleściach okrutnych pomarli.
    No i mamy zagadkę wyjaśnioną – Becza zatarł odruchowo ręce. - Wiedzieć wam trzeba że chmurniki mocną gorzałkę uwielbiają . Jedyna ich rozrywka w ciężkiej harówce z chmurami.
    -Przeto ludziom zwykłym , pijać jej nie podobna . Mocy iście piekielnej – zresztą , sami widzieliście. - Ostało się trochę siwuchy ?

    • Panie niewiele jej upili więc oba antałki prawie pełne . Nikt tego już później nie tykał .
    • Odwieźć na miejsce należy a mnie by z płanetnikiem którymś się spotkać.

    -Widywano obcego na wzgórzach po wschodniej stronie osady , nikt nie podszedł – straszno jakoś
    -Ja pójdę , rozmówić się trzeba .- Jurko zebrał się do wyjścia.
    Po minięciu siedliska zaczął wspinać się na niewysokie pokryte mgłą wzgórze.
    Na szczycie w wirujących tumanach dostrzegł wysoką chudą postać .
    Ubrana w zwisającą i jakby mokrą płachtę w ogromnym wystrzępionym kapeluszu na głowie.

    • Bądźcie pozdrowieni – zawołał i prawą ręką rzucił w zbliżający się wir garść mąki.

  3. #3
    Bieszczadnik Awatar DUCHPRZESZŁOŚCI
    Na forum od
    10.2006
    Rodem z
    z brzozowego gaju na Podlasiu, obecnie piaski mazowieckie
    Postów
    582

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Dobry tekst, łatwo wchodzi do głowy. Jeśli wydasz to drukiem, chętnie nabędę.
    Pozdrawiam
    DUCHPRZESZŁOŚCI

  4. #4
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Dzięki Duchu - miło ...

  5. #5
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Kolejny fragment :




    Klangor z nieba - wracają
    świergot z dziupli - śpiewają
    Chaos wodny - topnieje
    zmiany niesie nadzieję

    Słońce wyżej - mniej cieni
    szare się zazieleni
    Jasność z nocą - wygrywa
    wiosna pani przybywa .
    Wierszokleta , wyraźnie ożywiony panującą radosną porą , podśpiewywał - jadąc obok zaradnika.
    -Panie Beczu , kawał drogi jeszcze przed nami – opowiedzieli byście jakąś przygodę . Z miłowaniem powiązaną , najlepiej.

    • Wiem co ci po głowie chodzi i do kogo wzdychasz – Jurko nie mógł powstrzymać uśmiechu.
    • Przydarzyło się owszem , dawno – w twoich latach byłem .
    • Opowiedzcie , wierzę że chociaż wam uchylono furtkę do szczęścia .
    • Do szczęścia powiadasz , no dobrze , posłuchaj i sam oceń.

    Wracałem z jakiejś dalszej meczącej podróży . Jechałem borem otulającym przepastne bagna i
    topiele starorzecza . Piękna rozkwitająca pora jak i dzisiaj . Zmierzchało , usłyszałem ciche
    i żałosne wołanie .
    -Ratujcie !! Pomocy dajcie !! Głos wydał się dziewczęcy to i podjechałem .
    Obok stareńkiej , powykręcanej sosny stała ona . Stała , warkocz trzymając w śnieżnobiałych
    rączkach , rozpaczliwie próbowała uwolnić go z niezliczonych kolców róży – dziką zwanej.

    • Kwiatu różanego urwać chciałam i pochwyciło – zakwiliła żałośnie .

    Zastygłem , głos mi odjęło i ruchu wykonać nie mogłem . Miałem przed sobą zjawę jakby
    nie z tego świata .
    Kształtów przepięknych o oczach ciemnych i włosach barwy dojrzałego zboża .
    Odziana w jakąś zwiewną szatkę z błękitną wstążką wplecioną we włosy .

    • Poczekaj nie szarp , pomogę – choćbym po jednym włosku miał odzyskiwać – wydukałem.

    Podszedłem powoli – dziewczyna ufnie położyła mi dłoń na ramieniu . Delikatnie włos jeden po drugim uwalniałem z kujących cierni .
    Czułem obezwładniający zapach polnych kwiatów i ziół . Dziewczyna mocniej i śmielej przytuliła
    się . Jakiś czar mnie ogarnął , szum w głowie i zamęt . Nie spostrzegłem że to warkocz sam niczym
    wąż wyśliznął się z groźnych kolców . Objęci podeszliśmy nad brzeg wody i usiedliśmy.
    -Jak cię zwą – wyszeptała – me imię Rozanna , panią tych odmętów jestem .
    Zerwałem się jak kolcem dźgnięty , przytomność wróciła .
    -Rusałka , brzeginka wodna – utopić mnie chciałaś – wysapałem .
    Piękna zjawa uśmiechnęła się . - Gdybym chciała , już byś nie żył – ale ja po dobroci chcę .
    -Światy poznasz niepoznane , tajemnice odgadniesz nieodgadnione – tylko choć ze mną .
    -Czekaj czekaj , żyć będę czy szczeznąć muszę – odsuwałem się coraz bardziej od urocznicy.
    -Ile tego życia masz , od urodzenia śmierć ci pisana , starości nie zaznasz a to plus.
    -Takim jak dzisiaj zachować cię pragnę .
    Włosy już dobrze podnosiły mi czapkę , jak tu się wyłgać - przemyśliwałem .

    • Uroda i krasa twa przecudna , nikt ci się zapewne nie oprze .

    Przemyśliwałem jak się wykaraskać i cało wynieść skórę z opresji.
    Mogła jednym gestem wezwać pomocniczki i w szalonej hulance zatańcować mnie na śmierć.
    Bywały już takie zdarzenia.

    • Oczarowałaś mnie i z chęcią poznam nowe światy w wodach i odmętach ukryte .
    • Przyjmij podarek jako mojego zauroczenia dowód .

    Z sakwy podróżnej wyjąłem pęk czerwonych korali zakupionych w podróży . Komu innemu
    przeznaczyć je chciałem ale rady nie było.
    Podeszła odsłoniła szyję , pozwalając sobie założyć szkarłatny podarek.

    • Mój będziesz na wieki - wyszeptała , tuląc się mocno .

    Chłód jednak od niej bił i wyczułem delikatny ale rybi odór – nie były to polne kwiaty.
    -Ukochana moja , za dni kilka do ciebie wrócę , sprawy pewne muszę dokończyć a i pożegnać
    się , też by wypadało.
    Ledwie siły znalazłem żeby wydukać te kilka słów – zimny pot strumyczkiem spływał mi po
    plecach.
    Odstąpiła dwa kroki , spojrzała mi w oczy i z nagle rozjaśnioną twarzą wyrzekła .

    • Od dawna cię wypatruję to i te kilka dni zniosę . Masz tu moją wstążkę niebieską - rozłąkę ci umili.

    Podeszła i delikatnie obwiązała mi nią szyję . Nie oglądając się za siebie odjechałem czym prędzej.


    Przybyłem szczęśliwie do chaty . Nikomu nic nie powiem i z czasem sam zapomnę – pomyślałem.
    Ale już pierwszego dnia obudziłem się w środku nocy czując delikatny ucisk na szyi . Była to
    modra jak błękit nieba , wstążka.
    Zaraz po przyjeździe zdjąłem ją i wrzuciłem do drewnianej skrzyni. Jakimś sposobem supłała się
    co noc na mojej szyi , nie pozwalając zapomnieć obietnicy .
    Supły były coraz to ciaśniejsze i bałem się szczerze że niedługo życia pozbawić mnie mogą .
    Cóż było robić , żył jeszcze mój dziadek – najsłynniejszy z połoninnych zaradników .
    Do niego udałem się po radę . Wysłuchał mnie i rzekł .

    • Rzadko to słychać żeby z rak boginki , wywinąć się komuś udało . Szczęścia sporo i niezły koncept miałeś. Głębiny i topiele usłane są kośćmi tych których sobie upatrzyły.
    • Suszony piołun od tej pory za pazuchą nosić musisz - odstrasza je i z obrzydzeniem
    • go omijają .
    • Wstążkę zaś weź i w noc księżycową przed chałupę wyjdź . Każdą nitkę z osobna dobywaj
    • i na wiatr puszczaj . Już się na powrót nie splotą i tym sposobem cię opuści.

    Tak też uczyniłem , piołun noszę od tej pory zawsze i mokradła one staram się omijać
    Dojeżdżali do niewielkiej , wzdłuż strumyka rozsiedlonej osady . W centrum , przed jedną z chat
    kłębił się zaaferowany tłumek mieszkańców. Żywo coś sobie tłumaczyli wykrzykując własne
    osądy . Nie obyło się bez gwałtownej gestykulacji.
    Przybysze podjechali z zaciekawieniem nadstawiając ucha. Ciżba rozstąpiła się i z szacunkiem
    umilkła . Rozpoznano zaradnika – najwłaściwszą osobę w tym czasie i tym miejscy. -Toście skarb trafili , nic tylko rozkoszy zażywać – Banduryk odezwał się w przerwie.
    -Skarb , powiadasz i rozkosze w zimnej wodzie – jakoś to mnie nie ujęło .

  6. #6
    Botak Roku 2016 Awatar asia999
    Na forum od
    11.2008
    Rodem z
    jakieś 73 cm od Tarnicy ... w skali 1:1.000.000
    Postów
    1,683

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Ale fajna niespodzianka

  7. #7
    Bieszczadnik Awatar bacza
    Na forum od
    07.2017
    Rodem z
    Warmia (Olsztyn)
    Postów
    163

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Fajnie się czyta...
    Klimat jak z Sapkowskiego (Wiedźmin), ale tu akcja rozgrywa się - z grubsza - tam i wtedy, a nie w krainie "nigdzie - nigdy".
    Pisz Waść dalej - czyta się

  8. #8
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Dzięki asia 999 , dzięki bacza . Czytadło w zasadzie jest już ukończone , wrzucam luźne fragmenty .
    Próbuję to trochę zilustrować .
    lll.jpg
    i kolejny fragment ;

    • Co tam poczynacie - Becza zagadnął jednego ze starszych gospodarzy.
    • Panie , chłostać będą – mamuna dziecko podmieniła .

    Jurko zsiadł z konia oddając go pod dozór Banduryka . Ludzie rozstąpili się pozwalając mu swobodnie wejść do izby. Duża przestronna chłopska chałupa urządzona w tradycyjny sposób.
    Piec zajmujący znaczną część pomieszczenia , mocne – pod ścianami ustawione ławy i stół .
    W ciżbie dostrzegł młodą szlochającą matkę , pochyloną nad drewnianą kołyską .
    Z misternie zdobionej kiwajki dochodził płacz i cichnące zawodzenie dziecka .

    • Odstąpcie , dajcie malcowi powietrza , toż się zaraz udusić może .

    Stanowczo odsuwał kumy i sąsiadki pochylone nad kołyską . Popychał je w stronę otwartych
    drzwi pragnąc jak najbardziej wyludnić pomieszczenie .
    Skinął na młodego gospodarz obejmującego szlochającą żonę . Gestem wezwał go do pomocy
    w delikatnym ale stanowczym opróżnieniu izby.

    • Usiądźcie i zdajcie jak było – delikatnie usadził na ławie zapłakaną matkę .
    • Przed południem w pole poszłam – plewienia dużo po ostatnim deszczu.
    • Dziecinę wzięłam bo mój inszą robotą zajęty . Pierworodne to a zostawić nie ma z kim .
    • Słoneczko dziś pięknie grzało , położyłam na między chudzinę żeby mieć baczenie.
    • Nie wiem kiedy , podkradła się przeklęta mamuna i mój skarb podmieniła .
    • Płacz usłyszałam , podbiegłam i już widzę że coś się wydarzyło . Dzieciątko jak nie moje -

    czerwone jakieś rozpalone i wrzeszczy bez ustanku . Nic tylko odmieniec . Do domu pobiegłam
    męża wołam , ale nic poradzić nie umiemy . Mówią żeby za oborę wynieść i prać bez miłosierdzia
    Ponoć jedyny ratunek . Mamuna płacz swojego usłyszawszy , przybieży i zamianę uczyni. Ale wzbraniam się , jak tu bić taką kruszynę – choćby i odmieńca .
    Zaradnik podszedł do kołyski , odrzucił szmatki otulające rozpalone dziecko .
    -Sakwę moją mi przynieś – lekko popchnął gospodarza w stronę rozwartych drzwi.
    Podszedł do pieca , z osmolonego sagana ulał do gliniaka trochę letniej wody .
    Rozejrzał się po izbie i z drewnianej solniczki wyjął szczyptę soli . Wrzucił do wody , zamieszał
    znalezioną łyżka i pochylił się nad podaną mu podróżną torbą . Wyjął pęk suszonego ziela .

    • Szczęście w nieszczęściu mieliście – zwrócił się do matki.
    • Nie mamuna to was ukrzywdziła ino południca . Dziecko nie jest zamienione tylko chore .
    • Nie dostrzegliście jak musiała je tulić i całować . Stąd ten żar zeń buchający i czerwień
    • skóry .
    • Panie czy ratunek dlań znajdziecie , toż to całe moje życie – zaniosła się głośnym płaczem.
    • Uspokójcie się i wysłuchajcie mnie; dziecko obmywajcie letnią wodą , to mu do picia
    • dawajcie . Po troszkę ale często - podał jej lekko osoloną wodę do której skruszył garstkę
    • suszonego rojownika .
    • Poprawa niebawem nastąpi ale uważajcie coby maleństwa na mocne słońce nie wystawiać

    Podniósł swoją nieodłączną sakwę i wyszedł przed chałupę . Kmiecie rozstąpili się z szacunkiem.

  9. #9
    Bieszczadnik Awatar DUCHPRZESZŁOŚCI
    Na forum od
    10.2006
    Rodem z
    z brzozowego gaju na Podlasiu, obecnie piaski mazowieckie
    Postów
    582

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    Cytat Zamieszczone przez Lisk Zobacz posta
    (...)
    [*]Szczęście w nieszczęściu mieliście – zwrócił się do matki.
    [*]Nie mamuna to was ukrzywdziła ino południca . Dziecko nie jest zamienione tylko chore .
    [*]Nie dostrzegliście jak musiała je tulić i całować . Stąd ten żar zeń buchający i czerwień
    [*]skóry .
    (...)
    Zupełnie jakbym własną babkę (macochę mojego ojca) słyszał. Ona zawsze powtarzała - "sikuny nie wyłazić na słońce bo was południce wycałują". A to było 44 lat temu i na nadbużańskim Podlasiu.
    Pozdrawiam
    DUCHPRZESZŁOŚCI

  10. #10
    Bieszczadnik
    Na forum od
    12.2010
    Postów
    674

    Domyślnie Odp: Karpacki zaradnik

    c.d.
    Po wiosennych roztopach gonne i wartkie wody , opuściły podgórskie krainy.
    Tu i ówdzie poczynało się nowe zielone istnienie . W nieprzerwanym kole zdarzeń
    życie odradzało się nieustannie..Nasiona jesiennymi wiatrami strząśnięte , śmiało
    sobie poczynały w promieniach coraz dłużej grzejącego słońca.
    Liche i mizerne kiełki pięły się w pierwotnym trudzie . Kilku z nich dane będzie dotrwać
    sędziwego wieku . Szumieć i władać będą tą krainą . Ich nasiona przekażą moc i siłę
    następcom dążącym do nieprzerwanego trwania gatunku.
    Becz pogrążony w myślach zmierzał ku odległej górze . Wyrastała z ziemi samotna .
    Odłączona i oddzielona od swoich wyniosłych towarzyszek. Posadowiona jakoś tak
    na uboczu , mimo to swoją dzikością i zwartym zarośnięta borem nie zachęcała do
    odwiedzin.
    Jurko zdążał ku niej , mając nadzieję spotkać zamieszkałego tam przyjaciela.
    Był pustelnikiem który z własnej woli wybrał to dzikie odludzie .
    Mówiono że po jakiejś osobistej tragedii , rzucił wszystko i osiadł pod szczytem
    samotnej góry. Jego chatka sklecona z kamienia i bali stała w bliskości z ziemi
    tryskającego źródełka . Od momentu kiedy pewien ślepiec obmywszy w nim twarz
    wzrok odzyskał , sława owej krynicy rozeszła się po świecie.
    Zewsząd ciągnęli ludzie pragnący zaznać ulgi w swoich udrękach i cierpieniach.
    Doznawszy jej z wdzięczności , datki przeróżne składali które z kolei pozwalały
    pustelnikowi przetrwać głodne dni.

    • Ale się zasapałem , witaj Tomaszu – Jurko pojawił się przed pustelnią prowadząc za uzdę

    wierzchowca .

    • Miło cię widzieć zaradniku , podejdź i usiądź – wody krynicznej ci przyniosę .

    Posadowił przybysza na pod ściennej ławie i żwawo pobiegł do nieodległego źródełka .
    Powrócił niosąc w drewnianym antałku przeźroczysta , czystą jak łza wodę .
    - Serdecznika odrobinę zażyję , serce mi z piersi chce wyskoczyć po tej stromej wspinaczce.
    Jurko wsypał szczyptę suszu do ust i z lubością popijał .

    • Mnóstwo wody rzeki przetoczyły odkąd się widzieliśmy - gospodarz z uśmiechem

    wpatrywał się w przybysza - co też za wiatry cię tu przywiały?

    • Jakoś tak się złożyło że mnie tędy jechać wypadło , co tam u ciebie ? Wiem żeś nowin

    nie ciekawy przeto ty opowiadaj .

    • W szczególności interesuje mnie czy już swą ostateczną drogę odnalazłeś .
    • No cóż – Tomasz w zamyśleniu opuścił głowę – czasu na przemyślenia mam sporo toteż
    • i własną ścieżkę odnalazłem .
    • Popatrz Jurko – z uśmiechem zwrócił się do Becza – ileż to ludzie lasów wycinają

    ileż żelaza z ziemi dobywają i w jakim trudzie to czynią . Żyć tylko w zgodzie i w zdrowiu

    • ale nie ; zawiść , zazdrość i chciwość jednych na drugich nasyła . Wojują nieustannie

    śmierć jedni drugim niosąc . W imię czego ? Dla mnie to nie pojęte .

    • Świata do końca nie zrozumiesz - Jurko z zadumą potarł brodę - jednemu do szczęścia

    ta pustelnia starcza – drugi pół świata chciałby zawojować .

    • Swoją drogę znaleźć warto i podług sumienia nią podążać .
    • Bardzo słusznie prawisz i w zupełności cię popieram – pustelnik uścisnął dłonie zaradnika.
    • Mam troskę niemałą i u ciebie rady szukać będę . Jak wiesz źródełko przy którym swoje

    miejsce znalazłem , ma moc cudowną przez co wielu uzdrowienia doznało.
    Na oczy i skórne utrapienia pomaga . Lud jednak i z innymi dolegliwościami zdąża tutaj
    z nadzieją na ozdrowienie . Mimo że ziołami ich wspieram – których sekretów wiele mi
    zdradziłeś – zawód ich , często mi doskwiera. Wiary im brak a ja nie wiem jak ich
    natchnąć . Jakaś czynność , jakiś zabieg który by moje zioła i moc źródełka wspierał.

    • Doskonale wiem o czym mówisz , nie od dziś wiadomo ile przekonanie i wiara zdziałać

    potrafią . Połowa to jeśli nie więcej , ozdrowienia wszelkiego.

    • Zbieraj się przyjacielu – zwrócił się do Tomasza – na szczyt twojej góry wybrać się musimy.

    Po drodze ci mój zamysł wyjawię . W nieodległych stronach spotykałem sędziwe , czcią
    otoczone drzewa . Najczęściej były to stare , czasem i żywiołami doświadczone buki.
    Rośnie zapewne i tutaj taki leśny patriarcha – znaleźć go tylko musimy .
    Na szczycie uwagę ich zwrócił samotnie stojący potężnych rozmiarów olbrzym.
    Rósł na polanie samotnie , nie niepokojony przez inne drzewa czy choćby krzewy .
    Jego powykręcane wichrami konary , wznosiły się ku niebu , niczym w jakiejś prośbie czy skardze . Uczepiony skalistej ziemi mocarnymi korzeniami , giął się i wił we wszelkie strony.
    Becza dostrzegł kilka dziupli wypełnionych z roztopów czy też z deszczu wodą .
    Podszedł , dotknął chropowatej stalowej barwy kory .

    • Takie czczą – powiedział i objął olbrzyma . Szmatkę wystarczy namoczyć w dziupli i przetrzeć obolałe miejsce . Co więcej – mokrą czy choćby wilgotną zanieść można

    tym , którzy tu już przyjść nie poradzą .

    • Zdarza się że proszący o uzdrowienie drobne datki pod drzewem składają , zabierać

    ich nie należy bo łatwo wraz z nimi chorobę pozostawioną przejąć .

    • Wierzę Jurko w każde twoje słowo i wiarę mą potrzebującym przekażę .

    Jeśli by jednemu tylko pomóc mogła to i tak warta tego.
    Ścieżkę tu zaraz wyszykuję i niech lud korzysta z mocy mi dotąd nieznanych.

    • Siła tego drzewa , wesprze potęgę w krynicy ukrytą a i twoje zioła skuteczniejszymi okazać

    się mogą.
    Objęli wespół ogromnego kolosa i tulić się doń poczęli . Może prośby zanosili chcąc łask dla
    siebie czy też dla innych , w większej potrzebie będących .
    Po chwili bez słowa , w skupieniu schodzili ku nieodległej pustelni .
    Usiedli na ławie pod ścianą i zaczęli szykować się do posiłku.
    Becza wyjął z juków jadło i rozłożył na czystej lnianej szmatce . Pustelnik tymczasem parzył
    wonne napary żeby godnie popić strawę .
    Wyniósł dwa gliniane naczynia parujące aromatem lasu.

    • Gdzież to cię Jurko tym razem , kręte drogi prowadzą ?
    • Na pogórze udać się zamierzam , z wężami tam jakaś niezgoda

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Redyk Karpacki
    Przez asia999 w dziale Fauna i flora Bieszczadów
    Odpowiedzi: 17
    Ostatni post / autor: 20-08-2013, 11:31
  2. Karnawał Karpacki
    Przez Basia Z. w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 16-01-2009, 12:10
  3. Haft karpacki
    Przez justka w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 5
    Ostatni post / autor: 22-01-2008, 13:00
  4. główny szlak karpacki
    Przez krawc w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 06-04-2003, 15:43

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •