Czy ktoś z Was wędruje samotnie po Bieszczadach? Ja się wybrałam z psem, ale trochę czułam się nieswojo. W tym roku wybieram się w sierpniu, może się ktoś dołączy. Jetem kobietą i mam 52 lata.
Czy ktoś z Was wędruje samotnie po Bieszczadach? Ja się wybrałam z psem, ale trochę czułam się nieswojo. W tym roku wybieram się w sierpniu, może się ktoś dołączy. Jetem kobietą i mam 52 lata.
Wielu z nas zdarza się wędrować samotnie. Relacji o samotnych wędrówkach (także z noclegami w lesie) jest na forum sporo.
Czterech panów B.
Kobiety też?
Przykładowo można poczytać tu
Też, choć pewnie nie tak często.
Czterech panów B.
Dwa lata temu spotkaliśmy w Bieszczadzie wędrujące samotnie dziewczę. Jakoś nie było sfrustrowane faktem że idzie w pojedynkę.
Ja natomiast kilkukrotnie spotkałem się z pytaniem napotkanych ludzi czy nie boję się sam po lesie. Coś takiego w nas jest, zostaliśmy chyba tak ukształtowani, że w pojedynkę to można do sklepu i do pracy, ale poza miasto już nie.
Obserwuję od lat podobny fenomen dotyczący lęku przed deszczem u moich rówieśników - kiedyś za dzieciaka nikt się nie martwił, że w czasie zabawy deszcz nas zmoczy. Latem bywało, że zdążyliśmy przemoknąć i wyschnąć zanim wracaliśmy na obiad do domu. Teraz Ci sami ludzie, już dorośli, zadają mi czasem pytanie co robię, jak w lesie zastanie mnie deszcz.
Tak chyba jest też z chodzeniem w pojedynkę: daliśmy się sami sobie przekonać, że las jest niebezpieczny. Czujemy dyskomfort jak w zasięgu wzroku są tylko drzewa i krzaki, nie ma ani samochodu, ani asfaltu, ani betonu, ani innego człowieka. A las jest bezpieczniejszy niż miasto! Tylko w mieście mamy wyćwiczone nawyki, wiemy jak się zachować, jak reagować, potrafimy radzić sobie z zagrożeniem a czasem nawet je ignorujemy (np. na przejściu dla pieszych przez ruchliwą ulicę). A natura (bo chyba nie tylko o las się rozchodzi) z miejsca naturalnego dla człowieka stała się obca. Nieznana i niebezpieczna. Jeżeli widzimy znak "Uwaga samochód" to nawet tego nie rejestrujemy - ale jak zobaczymy "Ostoja dzikiej zwierzyny" albo "Niedźwiedź" to najczęściej bierzemy nogi za pas. A jak się odważmy iść dalej to z sercem na ramieniu. Wiem, co piszę Być może trzeba spędzić samotnie noc w lesie, bez namiotu. W otwartej wiacie, pod płachtą biwakową, w trawie - byle od lasu nie oddzielało nas nawet płótno namiotu. Wtedy las za dnia już nigdy nie będzie wzbudzał takich obaw jak wcześniej
I nie jest to, broń Boże, przytyk do Miriam. Bo, czego by nie mówić, dziewczynie chyba jednak trudniej się przełamać i iść samotnie w trasę.
Czterech panów B.
Idąc na Bukowe Berdo przez dwie godziny nie spotkałam żywej duszy ( wejście od Widełek). Towarzyszył mi pies przyczepiony do paska. Przyszedł taki moment, że padł na mnie blady strach i zdałam sobie sprawę, że gdyby...... jestem bez szans. Zaczęłam się modlić...." Gdy idę ciemną doliną, zła się nie ulęknę...." Przy wiacie spotkałam pierwszych ludzi, od których usłyszałam: "nie boi się Pani tak sama?". Jeszcze gorzej było, gdy wybrałam się do Krywe. Tam także spotkałam parę, która zadała mi to samo pytanie. Zapytałam Pana, " A Pan się nie boi"? Co by Pan zrobił, gdyby powitał Was niedźwiedź, obroniłby Pan siebie i żonę"? Moim największym marzeniem jest spędzić noc w Bieszczadach pod namiotem, gdzieś blisko potoku, ale póki co, to chyba za bardzo się boję. Czy są miejsca bezpieczne do podjęcia takiego wyzwania dla kobiety wędrującej samotnie?
Abstrahując od tematu głównego
Pies? w parku? I chwalisz się tym publicznie?
Dużo chodzę sam. Myślałem, że właśnie po to się chodzi w góry... Ale może się nie znam, i tylko z przyzwyczajenia od 25 lat tak chodzę...
Przecież nawet w sezonie, na szlakach uznawanych za oblegane, można znaleźć taki czas, gdzie nie ma nikogo... I nie mówię o środku nocy.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki