Takie pytanie zadałem sobie właśnie w 2010. Bo dlaczego w jedną porę roku mam siedzieć w domu, a nie chodzić tam, gdzie w pozostałe trzy?
I dla mnie wybór był prosty - nauczyłem się jeździć na nartach. Najpierw na stoku, tylko po to, żeby za chwilę się całkiem tego oduczyć, żeby potem, w lesie, nauczyć jeździć od nowa w zupełnie inny sposób.
Rakiety używałem wcześniej, ale nawet nie brałem pod uwagę rakiet na dłuższe przejścia w zimie. To zupełnie inny wydatek energii. Na początku (bez wprawy narciarskiej) na pewno jest trochę łatwiej na rakietach, ale z doświadczeniem rakiety wypadają w ogóle z wyboru.
Jeśli oprócz Bieszczad wchodzą w górę wyższe i większe góry (większe przewyższenia, większe odległości, ryzyko lawinowe, ew. lodowce itepe) to także tylko narty.. Po prostu bezpieczniej...
Dziesięć kilometrów przy przewyższeniu 200m to spacerek. Oczywiście, że duże znaczenie ma fakt zakładania śladu w kopnym śniegu, ale także ma znaczenie odpowiedni dobór nart i całego sprzętu. Ale i tak uważam, że w nartach jest łatwiej to robić. Aczkolwiek przy takich małych przewyższeniach to do rakiet bardziej porównywałbym narty śladowe albo BC, a nie skitury.
Bardzo duże znaczenie ma też odpowiedni wybór trasy (oszacowanie możliwych zjazdów które oszczędzają czas i dają czasem frajdę). Przy rakietach tego nie ma.
W kwestii kosztów na pewno skituring jest sportem droższym od "rakietingu" i to kilku(nasto)kotnie.
Podsumowując - Każdy musi sam wybrać.
Las niczemu nie przeszkadza, no chyba, że to młodnik i do tego iglasty. Albo jak jest mało śniegu - wtedy są problemy.
Ale tu kłania się planowanie trasy.
Zapomniałem dodać, że duże znaczenie mają początki przygody z nartami - czy ma się z kim zacząć chodzić, czy człowiek się uczy samemu. Jeśli samemu, to faktycznie lepiej iść w rakiety.
Zakładki