W długi weekend czerwcowy miałem śmigać na rowerze obładowany sakwami, ale we środę w południe kolega daje znać, że mu plany nie wypaliły i proponuje Bieszczady. Na góry mnie dwa razy namawiać nie trzeba i zamiast sakwy pakuję plecak. Kilka godzin później, późnym popołudniem we środę 10 czerwca startujemy w góry.
W pagóry wjeżdżamy już po ciemku, gęste mgły nie ułatwiają podróży, ale na miejscu docelowo-noclegowym o dziwo mgieł za bardzo nie ma, a jesteśmy blisko zalewu i Solinki. Zatrzymaliśmy się przy wiacie, jest po północy, wypijamy po piwie, chwila oglądania gwiazd i trzeba spać.

DZIEŃ 1 - czwartek - 11 czerwca


Dzień zapowiada się póki co ładnie, ale prognozy na kolejne dni są mocno burzowe.



Śniadanie i wskakujemy do auta, żeby przemieścić się na miejsce startu. Auto zostaje w Sękowcu na parkingu.



Czas zarzucić garby i ruszyć w drogę. Mijamy Zatwarnicę...



Czas zboczyć z drogi asfaltowej. Wspinamy się w upalnym słońcu stokówką w stronę Hulskiego. Na cerkwisku krótki odpoczynek.





Niestety wszystko zarośnięte po pachy, ach te lato, hmm, właściwie to wiosna jeszcze.
Ruszamy dalej stokówką.



W końcu można zboczyć z nudnego szutra na wytęsknione błotko.



Zerkam czasami na radary pogodowe, po ukraińskiej stronie już się kotłuje.
Pojawia się widok na dolinę Krywego.



I powiększenie na cerkiew.



Jeszcze chwila i siedzimy sobie pod cerkwią. Czas na popas.



Klikaset metrów od nas, pod lasem, pasą się dziwne krówki.



Pod cerkwią spotykamy pierwszych turystów, w sumie nieźle jak na tłoczny weekend.
Kawałek dalej zaczynają się pierwsze przeprawy, najpierw trzeba pokonać rozlewisko bobrowe...



...błota obfite i wezbrane potoki.



W Tworyczyku od dawna stoi usypana góra kamieni, ciekawe jaki był pomysł na to.



W końcu staje się to, ca miało się stać, nadciąga burza. Rozbijamy sobie tarpa przy przewróconym drzewie i czekamy. Przeszła pierwsza burza, polało, przestało. Zaczęliśmy się zbierać, a tu z nadciąga kolejna, więc tarp ponownie ląduje nad głowami. Po drugiej przyszła jeszcze trzecia, generalnie ładnie dolało wody.
W międzyczasie przez Tworylczyk przejechał tabun quadów i motocrossów, ehh.



Po 2,5 godz. w końcu opuszczamy kryjówkę. Na pierwszy ogień czeka nas przeprawa przez wezbrany potok, bez zdejmowania butów się nie obejdzie.



Urokliwe zakątki doliny Tworylczyka.



W końcu docieramy do Tworylnego. Po burzowe krajobrazy.



Banda quadowców jechała od Tworylnego. Jedyny plus, że ubili nam mokrą trawę.
Nad Otrytem, kłębią się malownicze chmury.



Nie penetrujemy doliny, ja ją znam dobrze, zaczyna padać więc maszerujemy przed siebie.



Mijamy Tworylne, czasami otworzy się szerszy widok na San.



Droga obfituje w różne atrakcje, coś dla miłośników błotnych kąpieli.



W końcu docieramy do naszej noclegowej "willi". Jest kąpiel w Sanie, jest ognisko i suszenie ogólne.



C.D.N.