O psiej pogodzie, kociej aferze i innych rozmaitościach, czyli relacja SB z pobytu w Bieszczadach w dniach od 8 do 30 września 2008 r.
Występujące postacie:
Stały Bywalec (SB), narrator - autor, który jeśli mija się z prawdą, to raczej rzadko i tylko o włos,
Małgorzata (Gosia) - żona wyżej wymienionego,
Andrzej - narzeczony wyżej wymienionej; poza tym kolega SB od 29 lat,
Mietek - kolega szkolny SB; przez wszystkie lata liceum (za wyjątkiem klasy maturalnej) siedzieli w jednej ławce, ale było to już 100 lat temu,
Paweł - od lat, podobnie jak SB, stały wrześniowy bywalec Sękowca, a od października do sierpnia warszawiak,
Darek - jak wyżej; poza tym głośno i przy byle okazji deklaruje, że lubi ostry seks;
Piskal - torunianin; bieszczadzki czeladnik Pawła i Darka, tęskni za Agnieszką, którą może się okazać Kathleen (Kathlen),
Basia leśniczyna - Szefowa prawobrzeżnego Sękowca,
Irena i Ula - fraucymer Szefowej,
Iza, Lucyna, Pastor, Piotr, Sjug, Wojtek 1121, Xiro - powszechnie znane i uznane osobistości z Naszego Forum,
Ania - żona Wojtka 1121,
Xirowa, Xirówna i Xirątko (płci jeszcze niewiadomej) - familia Xiro,
Łże-Sabinka, czyli Sabinek - uroczy kotek otrzymany przez SB od Sjuga; geneza owej darowizny sięga jeszcze VII KIMB w maju br.
To był 10-ty, czyli jubileuszowy rok pobytu w Sękowcu. Bo pierwszy raz gościłem tu w 1999 r.
Trochę statystyki.
Czas pobytu: 21 dni w pełni "bieszczadzkich", tj. nie licząc podróży w te i we w te.
Pogoda: poniżej wrześniowej normy, a w okresie od 15 do 23 września (9 dni) wręcz brzydsza od gówna.
Alkohol - w normie; głównie ukraińska "Priwatna Kolekcija", ale za to pita wg PN (Polskiej Normy); no bo skoro napisałem, że "w normie", to moglibyście zażądać doprecyzowania.
Piesze wycieczki bieszczadzkie: 7 dłuższych, całodniowych + 3 krótsze. Wśród tych krótszych jedna była dość ekstremalna, za co wyłączną odpowiedzialność ponosi Wojtek 1121. Wszystkie te wyprawy zostaną chronologicznie opisane.
8 września.
Podróż samochodem była dość nużąca, ale bez przykrych niespodzianek. Dużo padało po drodze. Gosi wyznaczyłem zadanie odbierania telefonów komórkowych do mnie i pośredniczenia w rozmowach (podczas prowadzenia przeze mnie samochodu), ale roboty miała niewiele. Przez cały dzień telefonów było tylko trzy.
W jakiejś przydrożnej knajpce zamówiłem przy bufecie kawę. Gdzie jest cukier ? "A tam, w tym białym pudełku", odpowiedziała panienka z bufetu. W lokalu panował półmrok. Wsypałem jedną łyżeczkę, tyle co zawsze. Potem zaczekałem, aż kawa ostygnie. A jeszcze potem stwierdziłem własną pomyłkę: zamiast osłodzić - osoliłem. Na ladzie bufetu sól stała tuż przy cukrze, również w białym pudełeczku. Afery z tego nie robiłem. "Zemściłem się" nie płacąc za toaletę i, oczywiście, pozostawiając nietkniętą kawę. Chociaż to ostatnie, to niezupełnie prawda, przecież pierwszy mały łyczek jednak wypiłem (tfu !).
W Lutowiskach kupiłem kilka piw i zaprenumerowałem prasę aż do 30 września. "Politykę", "Wprost" i "Angorę". Oraz "Gazetę Wyborczą", ale tylko wydania czwartkowe i piątkowe.
W Sękowcu pojawiliśmy się po godz. 18-tej. Rozpakowaliśmy się, a potem zaprosiliśmy na piwo Andrzeja, który przebywał w ośrodku już od dnia poprzedniego.
Zadzwoniłem też do Sjuga, że już jestem. Umówiliśmy się na odbiór ... kotki (sic!) pojutrze, czyli 10 września.
CDN
Zakładki