Wczoraj wróciłam z jesiennych Bieszczadów. Absolutny zachwyt - piękna pogoda, świetne warunki turystyczne. W tych "pięknych okolicznościach przyrody" wybraliśmy się z moim przyjacielem na Dwernik Kamień.
Widoków, wrażeń i zachwytów nie będę tu opisywać - wszyscy ich chyba doświadczyli... Pragnę podzielić się innymi wrażeniami; otóż siedzieliśmy przy słupku na szczycie około godziny i w tym czasie pojawiały się nowe grupy turystów - większe, mniejsze, jak to w górach. W pewnym momencie spostrzegłam, że trójka młodych ludzi (sądząc z rozmowy - z Warszawy), wydobyła z plecaka butelkę wódki "żołądkowej gorzkiej", kieliszek i rozpoczęła konsumpcję. Jako że zachowywali się dość głośno, zmieniliśmy miejsce - obok nas duża grupa w różnym wieku, dzieci i pies. Pies pił wodę z miski, dzieci colę, no a dorośli oczywiście wódkę... Idziemy dalej, już w kierunku zejścia ze szczytu, a tu znowu dwoje młodych raczących się wódką.
Był to dla mnie szok. Wszyscy ci ludzie, młodzi, starzy - odziani w kostiumy "prawdziwych turystów", tak normalnie grzali wódę.
Musiałam to napisać i zadać na Forum pytanie, czy może coś się w tych naszych Górach zmieniło? Czy ja o czymś nie wiem? Czy to jest jakiś nowy "kultowy" obyczaj?
Odpowiedzcie proszę, bo od prawie dwudziestu lat chodzę po górach, ale z takim zjawiskiem nie spotkałam się nigdy. Owszem, po zejściu ze szlaku, w schronisku, różnie bywało - ale bywało PO ZEJŚCIU ZE SZLAKU. Ze szlaku...