A poranek znów nad chmurami…









Łąkami pełnymi firletek schodzimy w strone wsi Reczka.





Góry górami ale w Karpatach najbardziej kocham doliny - wiejskie przysiółki wspinajace sie wyboistymi drogami na obłe łąki i przełęcze. Koleiniaste wąwozy gdzie przemykają chybotliwe wozy i poradzieckie auta w obłokach benzynowego aromatu. Domowej roboty pojazdy o wyłupiastych oczach reflektorów, drewniane domki, ganeczki, powiewające pranie i cieniste podsklepia.







U mlekopoju.



U piwopoju.



O dziwo sraczki nikt nie dostał - mimo że oba postoje były od siebie w niewielkich odstępach czasowych a ilość przyjmowanych płynów ze względu na upał była znaczna. Widać magia karpackiego powietrza!

Wieś Tiuszka. Zaobserwowana przelotem z nieco przydymionych kurzem okien marszrutki.



Leniwe popołudnie w Miżhirii. Knajpy, zaułki, drób osiedlowy i dziwne pajęczyny. Kablowiska i plątaniny rur. Zapach niskooktanowej benzyny i wyboistego asfaltu po czerwcowym deszczu. Smak piwa mieszający sie ze zgrzytaniem w zębach pylistości. Lekko rozcięty pysk malowniczo uszczerbionym kuflem. Mieszanina wspomnień i planów. Bo nasza karpacka wycieczka dobija gdzieś do połowy. Za chwile mamy marszrutke do Kołoczawy. A stamtąd ruszamy na Połoninę Krasną.













cdn