Ale, ale! Nim to nastąpiło musieliśmy zdobyć jeszcze jedną sprawność – wiedzę o przemijaniu.
Don Enrico, jako rycerz, który nie jedną porcję warieników już w życiu wtrząchnął, nie chciał zapewne obnażać publicznie braków w wyszkoleniu pozostałej części podjazdu, nie wspomniał więc, iż po drodze posłał nas do Zakładu Naukowo-Wychowawczego ( http://pbc.biaman.pl/Content/516/74710.pdf ) celem nabrania ogłady i podszlifowania Pikujowszczyźniańskiego dialektu. Niestety drzwi konwiktu zostały przed nami zakluczone, a ich sforsowanie groziło interwencją spadających gwiazd (foto). Co prawda na tylnym dziedzińcu przechadzało się trzech profesorów w szytych na miarę stalowo-granatowych panterkach, ale widok ich pał na wierzchu noszonych sugerował, iż mogą w razie potrzeby dać nam szkołę i ewentualną nauczkę. Nam jednak chuć do wiedzy przeszła i wycofaliśmy się na z góry upatrzone pozycje, czyli wróciliśmy do Wodza, który wraz z rumakiem pozostał za murami tej placówki...
Zakładki