Jimi, dziękuję za wypowiedź dającą mi dużo do myślenia.
Otóż czytając Twoje słowa, przyszła mi do głowy dziwna myśl – że może wcale nie mam kurtki Greenland firmy Fjallraven, a jakąś chińską podróbę. Myśl ta wróciła, gdy zobaczyłem Twoją kurtkę, dość wyraźnie różniącą się od mojej. Nota bene: te kurtki i tak są chińskie, nawet jeśli są oryginalne – jednoznacznie mówi o tym jedna z naszywek.
Może parę słów wyjaśnień.:
Wczoraj byłem w Górach Kaczawskich z kolegą; ja miałem na sobie kurtkę z naszywką lisa, on… nie pamiętam jaką, ale też dość drogą, znanej marki. Ponieważ zna historię uszkodzenia mojej kurtki, zaproponował test, na który zgodziłem się wiedziony wielką ciekawością. Otóż obaj przeszliśmy po parę razy obok różanego krzewu (jak pisałem, w tych górach jest ich sporo) w taki sposób, aby rękawem otrzeć się o najbardziej wychyloną gałązkę – czyli dokładnie tak jak wtedy, gdy moja kurtka uszkodziła się. Kolce gałęzi za każdym razem zaczepiały się o materiał mojej kurtki, i przy lekkim pociągnięciu, czyli próbie pójścia dalej, nie puszczały. Nie próbowałem robić tego mocniej w obawie o całość materiału, dość mi jednego uszkodzenia, gałązkę zdejmowałem. Próby kolegi miały inny przebieg: kolce wydawały chrzęszczący dźwięk ocierając się o tkaninę, ale nie zaczepiły się o nią, po prostu ześlizgiwały się.
Komentarz chyba nie jest tutaj potrzebny.
Dzień był mglisty, widoczność zmieniała się w ciągu dnia i wynosiła od 100 do około 500 metrów. Można więc powiedzieć, że nie była to mgła z tych najsilniejszych, nieprawdaż?
Na koniec dnia moja kurtka była niemal cała mokra, i to na wskroś. Znalazłem na niej cztery suche miejsca (suche od środka): poniżej plecaka, miejsca pod kieszeniami i spodnie powierzchnie rękawów, czyli te od strony łokci.
Jeszcze wczoraj czyniłem sobie zarzut nie zrobienia impregnacji, jako że od ostatniego woskowania chodziłem w niej pięć, może siedem dni, ale gdy przeczytałem Twoje słowa o braku dbałości…
Czy wiesz już, skąd we mnie myśl o posiadaniu podróby?
Ale znowu kurtkę kupiłem w znanym i porządnym sklepie… Nie wiem co myśleć.
Jimi, a co to jest kimb?

Barnabo, podobają mi się Twoje słowa o swoistym teście producentów drogich rzeczy. Jestem i ja ciekaw wyników. Swoją drogą powiem, że minął tydzień i… cisza. Za chwilę wyślę zapytanie o los mojej reklamacji.
Masz też rację pisząc o niemaglowaniu sprawy do czasu uzyskania odpowiedzi producenta.

Michale, to nie było wejście w krzak lub krzaki, a jedynie otarcie się rękawem o jedną, wychyloną i nie zauważoną, gałązkę krzewu pospolitego w Górach Kaczawskich.