Zglodnialem... co z tym zarciem?
Dorzuc do ognia drew....
Zglodnialem... co z tym zarciem?
Dorzuc do ognia drew....
Mówisz, masz i o żarciu nawet
Przepraszam za „bulu” miało być rzecz jasna bólu.
Ponieważ wyjechaliśmy w środku nocy, odpuściłem sobie autostrady i bardzo ekonomiczna prędkością popędziłem tym razem granatowym karawanem na południowy wschód. Renatka obudziła się koło najbardziej znanego pomnika w Rzeszowie. Nazwy jego nie będę tu wstawiał z przyczyn oczywistych. Po drodze do Leska zjadamy skibki przygotowane jeszcze w Poznaniu. Nie pyrlandczycy jedzą meble czyli kanapki, my jemy skibki! Meble zostawiamy kornikom. Zatrzymujemy się jeszcze przed rondem w Lesku. Już chyba wiecie po co. Kawa i torcik w „Słodkim Domku” zawsze tak robimy i tradycji nie mamy zamiaru łamać. Potem lesko – obowiązkowo księgarnia. Nabyłem droga kupna najnowszą mapę Krukara i stwierdziłem, że jest ona uaktualniona w stosunku do poprzedniego wydania. Polecam! Teraz tylko na drugą stronę Sanu i śmigam do Cisnej. Zatrzymuję się przy schronisku. Podchodzi do mnie biskup, a może „Biskup” , a ja się przedstawiam ojciec Barnaby jestem. Pojawił mu się na twarzy uśmiech od ucha do ucha i o mało nas nie pobłogosławił. Ochoczo pomógł nam wyładować klamoty Barnaby i pozanosił je do składziku jakiegoś. Potem zaproponował nam herbatę albo kawę. Wiem, że Królowej się nie odmawia ale „Biskupowi” chyba można. Odmówiłem, co Renatka wypominała mi przez długi czas. Tacy sympatyczni ludzie, a Ty herbaty z nimi się nie napiłeś. Trudno. Jedziemy do Zawozu, bo już popołudnie nastało. Jedziemy ta drogą, co kiedyś była baaardzo dziurawa, potem była wyremontowana, a teraz dziury w niej są łatane na bieżąco. Dojeżdżam do skrzyżowania i skręcam w prawo. Nie rozpędzam się jednak bardzo, bo postanawiamy zjeść obiad. Bardzo lubimy jadać w barze „Pod Gontami”. Jak sama nazwa wskazuje bar jest kryty ….blachą J. Pamiętam jednak czasy, kiedy był on kryty gontem. Cóż blacha jest tańsza… Nie wiem, czy wiecie ale bar ten przynajmniej dla mnie ma dwie duże zalety. Pierwsza z nich to jedzenie. Niedrogie i zawsze świeże. Jak zamówicie schaboszczaka, to zanim zjecie słyszycie jego ubijanie. Zdarzyło mi się kiedyś, że pierogi były specjalnie dla mnie klejone… Druga zaleta, to Szefowa. Przeurocza Pani, która zawsze opowie cos dowcipnego. Zwłaszcza kiedy goście poczęstują ja czymś mocniejszym. Nie będę tego dalej drążyć. Tam trzeba być. Bar ten jest czynny cały rok, to też cenna uwaga. Po zjedzeniu pysznego obiadu pojechaliśmy wreszcie na kwaterę. Oczywiście najpierw powitanie i kawa. Opowiedzieliśmy sobie co słychać u Danusi i Krzysztofa oraz u nas. Przekazaliśmy Gospodarzom flaszkę pokoju znaczy się tarninówki i poszliśmy się rozpakować…. cdn
bertrand236
Dobry wieczór!
Tradycyjnie mało widzialnie, ale i ja się do Was dosiadam...
A ja głupi myślałem, że kołatki, to takie stare niby dzwonki na drzwiach.
Pozdrawaim
bertrand236
Owszem, jeśli drzwi zaatakowały kołatki
Pisz dalej i kołacz do naszych uszu dźwiękami sztućców przy bieszczadzkich potrawach.Ech tylko 2000 km stąd do nich.
Jeszcze nie zaniosłem wszystkich bagaży do pokoju, kiedy zadzwonił telefon. Odzywa się Wojtek i pyta się czy już jestem w Zawozie i konkretnie gdzie. Kiedy mu odpowiadałem słyszałem jak bardzo głośno powtarzał moje odpowiedzi i zakończył pytaniem „Iras, wiesz gdzie to jest?” Powiedział jeszcze, że płynie do Zawozu rowerem wodnym. Powiedziałem mu, żeby nas nie szukał tylko zejdziemy nad wodę. Poszliśmy z Renatka do zatoczki i widzimy rower na wodzie ale w rowerze siedzi Iras z załogą, w której nie ma Wojtka 1121. Podpłynęli i nastąpiło powitanie. Iras powiedział, że chyba będę musiał odwieźć Wojtka samochodem – wymiękł biedaczek na rowerze. W końcu pojawił się i Wojtek ze swoją załogą. Z dala było można usłyszeć „Iras! No co „”Kurka wodna”” Ty mnie namówiłeś!. W końcu dobił do brzegu i ledwo wysiadł z łodzi. Poopowiadali trochę o wyjeździe do Albanii. Wojtek zaproponował wspólne spędzenie dwóch dni, na co przystaliśmy. Pierwszy wspólny dzień miał być jutro. Po krótkim odpoczynku wsiedli do swoich „wodnych rydwanów” i odpłynęli. Jak już byli dosyć daleko jeszcze słyszeliśmy narzekania płynące nad wodą. Wróciliśmy na kwaterę i dokończyliśmy rozpakowanie. Stwierdziłem, że jeszcze trochę dnia nam zostało, to podjedziemy odwiedzić Stefana. Z tym Stefanem to jest tak: kilka razy byłem u niego ale nigdy, Go nie zastałem. Ku ogólnemu zaskoczeniu ludzi którzy również stacjonowali u Danusi i Krzysztofa wyjechaliśmy na wycieczkę. Karawan zaparkowałem na placu przy moście, który przed wielu laty był zaspawany. To znaczy miał przyspawaną rurę do lewej i do prawej balustrady, aby nikt po nim nie jeździł. Później rura zniknęła, chyba dlatego aby można było przez niego przewozić drewno. Śmiało przeszliśmy przez most i dopiero wtedy poczułem, że naprawdę już jestem w Bieszczadzie. Powoli, nie spiesząc się idziemy szutrową drogą, która chyba kiedyś była pokryta asfaltem. Wsłuchujemy się w ciszę i dobiegający z dala szum rzeki. Nagle z naprzeciwka idzie grupa kilkunastu ludzi. Kiedy się mijaliśmy, to powiedzieli nam, że dalej nie ma po co iść, bo tam nic nie ma. Odpowiedziałem, że my takie nic bardzo lubimy oglądać i poszliśmy dalej. Zastanawiałem się czy potrafie odnaleźć ścieżkę, którą dochodzi się do domu Stefana. Mimo coraz starszego wieku, trzęsących się rąk i postępującej sklerozy o dziwo nie miałem z tym problemu. Schodzimy zarośniętą ścieżką w dół w stronę Rezydencji Stefana. Renatka zaczęła się troszkę obawiać, że prędzej niedźwiedzia niż Stefana tu znajdziemy. Głośno ją pocieszałem, ze nie ma takiej opcji a w duch zastanawiałem się co zrobimy kiedy ona będzie miała rację? Po kilku minutach stajemy przed Rezydencją. Gospodarza dawno tu nie było, bo chałupa całkiem zarośnięta jest. Cóż znowu nie będę miał okazji poznać Stefana. Na wszelki wypadek wchodzę do środka sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Porządku tam nie było ale tak tu bywa prawie zawsze. Jest to jedyny dom, który znam, w którym okna otwierają się od zewnątrz na zewnątrz J . Postanowiłem jeszcze zejść do łazienki, która jest poniżej Rezydencji. Łazienka jest bardzo obszerna i piękna. Przy wodociągu ktoś (Stefan?) zbudował przedziwną konstrukcję z kamieni. Nie potrafiliśmy się domyślić do czego ona mogła służyć. Ponieważ zaczęło się robić szaro, na powrót Stefania nie było można liczyć, Renatka kategorycznie zażądała powrotu na kwaterę. Cóż, nie miałem wyboru. Kiedy wróciliśmy na kwaterę było już ciemno. Odebrałem jeszcze dwa telefony: jeden od Wojtka, że jutrzejsze spotkanie jest nieaktualne. Drugi telefon był od długiego. Zapytał czy będę określonego dnia w określonym miejscu. Potwierdziłem, że będę z Renatką i z Wojtkiem 1121. długi się ucieszył i zapewnił mnie, że jak zwykle gołębie też będą. Nie powiem, że nie ucieszyłem się na spotkanie z gołębiami. Lubię te „ptaszki” Jeszcze tylko browar, albo i dwa i wylądowałem w łóżku. Skrzypiało tak niemiłosiernie, ze można było w nim tylko spać. cdn
bertrand236
Państwo dość silne, by Ci wszystko dać jest dość silne, by Ci wszystko odebrać
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki