Powszechnie wiadomo , że zima jest porą roku która w Bieszczadach dostarcza najwięcej wrażeń. Może nie jest to pora najcieplejsza, ani najłatwiejsza, ale to właśnie wtedy można dokonywać dalekich obserwacji, bądź zrealizować niezapomnianą śniegową wędrówkę, albo stworzyć przygodę z akcją ratunkową.
Pierwsza ekipa rzeszowska ruszyła w poszukiwaniu śniegu początkiem lutego i zapisali ślad zostawiony na szlaku granicznym na forum tu
Druga ekipa rzeszowska wybrała połowę lutego i obszar bardziej na zachód , dzięki czemu mogliśmy o tej wyprawie poczytać tu
Cóż było robić, dla trzeciej ekipy pozostał termin końca lutego i rejon działań na wschód.
O tym będzie tu kilka zdań.
.
Ekipa różniła się od poprzednich, bo tam skład był bardziej muzyczny (2+1) natomiast my postanowiliśmy na równowagę, co by nikt nie zarzucał przewagi płci, ani organizacji. Połowę składu (2+2) stanowili forumowicze a drugą połowę wolne pionki.
Do dyspozycji mieliśmy 3 dni łikendu który w tym roku zaczął się w piątek 27 lutego. Wczesnym rankiem samochód wyjechał z Rzeszowa kierując się na południe. Po niespełna 4 godzinach byliśmy już na osławionym przejściu SK/UA w Ubli.
Mały parkindżek tuż przed przejściem zastawiony na maksa. Nigdy tak wcześniej nie bywało. Zostawiamy samochód po drugiej stronie drogi, ale to ponoć nie jest dozwolone.
Ruszamy na granicę ciągiem pieszym i po kwadransie jesteśmy po "tamtej" stronie. My z wyładowanymi plecakami, pełen ekwipunek łącznie z rakietami śnieżnymi, a wokół ani krzty śniegu. Słońce zrobiło swoje i stopiło te niewielkie ilości śniegu odsłaniając szpalery śmieci.
Koleżanka idzie ściskając w ręku pustą puszkę po opróżnionym napoju i pyta mnie jako bywalca gdzie jest kosz do wyrzucania śmieci.
- Popatrz , tu cały szeroki szpaler śmieci ciągnie się wzdłuż drogi. Przygnębiające pierwsze wrażenie.
Docieramy do pierwszego sklepu za niecałe metrów 500 i to jest miejsce zwrotne. Tu możemy spróbować jakie są w ofercie miejscowe płyny, tu zaczerpniemy pierwszego głębszego oddechu, połączonego z okrzykiem .
Koleżeństwo stwierdziło, że ten okrzyk który wydałem zakładając plecak to jest Hen-ryyyyyyk.
Prawdą jest , że plecak nie był lekki.
Tuż przed sklepem jest stacja benzynowa przy której znaleźliśmy czerwone znaki szlaku. To oznakowanie (zrobione przez Czechów) wyprowadziło nas gęstym zagajnikiem na lekki pagór. Mieliśmy wrażenie , że jesteśmy pierwszymi którzy ten szlak robili.
hol01.jpg
.
cdn.