Kończył się sierpień 2015. Lato też już dobiegało końca. Udało mi wziąć ostatni w ówczesnej pracy urlop. Zapakowałem więc rower do auta i pojechałem w Bieszczady. Pojechałem trochę na około, bo przez Kraków, ale w końcu dotarłem. Miałem zamiar wykorzystać ładną pogodę, poruszając się po Bieszczadach rowerem.
Rowerowi zapaleńcy z mojej miejscowości, czyli członkowie Mińskiej Grupy Rowerowej zażyczyli sobie relacji, więc musiałem ułożyć jakiś ciekawy, ale prosty scenariusz wyprawy i okrasić go kilkoma zdjęciami.
Scenariusz wyjazdu był jak na mnie dość tradycyjny. Bazę wypadową miałem jak zwykle w Ustrzykach Górnych, skąd miałem zamiar startować i dokąd chciałem wracać. Tym razem w wyjazdach towarzyszyć mi miała moja dziewczyna, która za wiele rowerem nie jeździ, co miała trochę wpływ na nasz sposób poruszania się po drogach. Dodatkowym ograniczeniem był rower - trekingowy ze wskazaniem na treking po drogach utwardzonych, słabo radzący sobie nawet w lekkim terenie, bez żadnej amortyzacji.
Pierwszego dnia na rozgrzewkę przejechaliśmy pętlę, którą robię zawsze, gdy zabieram rower w Bieszczady. Ustrzyki Górne - Stuposiany - Dwernik - Nasiczne - Brzegi Górne - Ustrzyki Górne. Trasa wiodła po asfalcie i miała z grubsza 40 km. Najtrudniejszym odcinkiem był tu podjazd z Brzegów na Przełęcz Wyżniańską, a stamtąd najprzyjemniejszy odcinek, 6 kilometrów zjazdu do Ustrzyk. Trasa obfituje w widoki, których się nie zauważa zza kierownicy, w odgłosy, których nie uświadczy się zza szyby autobusu. To coś pośredniego pomiędzy chodzeniem po szlakach a jazdą autem. Pogoda dopisywała, więc jechało się przyjemnie.



Jak na pierwszy dzień było mi mało, bo po obiedzie wybrałem się jeszcze na krótką przejażdżkę do Wołosatego. W końcu znalazłem natchnienie do zrobienia kilku zdjęć z Tarnicą w tle.



Im bliżej był wieczór, im dłuższe były cienie, tym bardziej chłodny wiatr smagał po plecach, a w powietrzu czuć było zbliżający się koniec lata.



Wieczorem, korzystając ze sprzyjających warunków, wytaszczyłem z samochodu teleskop, który też ze sobą przywiozłem. Obserwując zbliżający się do pełni Księżyc i Saturna zapewniłem rozrywkę całej masie dzieci, które zbiegły się z okolicy, by zobaczyć takie cuda.



Tak zakończył się pierwszy dzień bieszczadzkiej części tego wyjazdu. Cdn...