Kilka tygodni poprzedzających długi weekend trwały luźne rozmowy kto, kiedy i gdzie. Przez chwilę było nas już nawet i 5 osób ale ostatecznie pojechały trzy. Z wcześniejszego planu wypadł przez nieuwagę i dodatkowe obowiązki piątek, ostatecznie wyruszyliśmy w sobotę rano z Rzeszowa na nasze ulubione przejście graniczne na Ukrainę. W Ubli ma się rozumieć!

W drodze trwały ostatnie ustalenia, w ich wyniku nie szukaliśmy miejsca na dzikim parkingu przy przejściu a ustawiliśmy się grzecznie autem w kolejce i mniej więcej trzy godziny później radośnie wjechaliśmy na teren Ukrainy. Kolejka nie była specjalnie długa, ale ukraińskie służby nie miały tego dnia nastroju do pracy. Na szczęście specjalnie się nam nie paliło więc spokojnie realizowaliśmy ułożony w kolejce plan i przez Wielki Berezny i Wyszkę dotarliśmy do Ljuty, w okolice końcowego przystanku marszrutki przy znanym niektórym z Was sklepie.

Gospodarz mieszkający niedaleko sklepu po chwili wahania zgodził się przechować nasze auto do poniedziałku lub wtorku (nigdy nie wiadomo jak wyprawa przebiegnie) i już w okolicach godziny 16oo (czasu polskiego) byliśmy gotowi do rozpoczęcia wędrówki.