Miesiąc temu cerkiew w Końskiem oglądałem jedynie z daleka, tym razem więc spacer rozpocząłem właśnie tam. Autobus kluczył sporo zanim dojechał na miejsce, ja się troszkę zagapiłem i nie stałem przy kierowcy na baczność jak mijaliśmy przystanek (dwa razy, autobus dojeżdża do końca wsi a potem zawraca) i w konsekwencji wysiadłem kilkaset metrów za przystankiem.
Dobrze się jednak stało, miałem bowiem okazję pooglądać sobie dokładniej interesujący obiekt stojący zaraz obok skrzyżowania dróg na Końskie, Krzywe, Witryłów i Mrzygłód. O ten:
Przez rozbite okno rzuciłem okiem do środka i mógłbym się założyć, że zobaczyłem tam resztki ikonostasu
ale muszę się mylić, bo wg źródeł internetowych to rzymskokatolicka kaplica z przełomu XIX i XX w. pw. św. Andrzeja Boboli (inne źródła podają, że z 1938 lub 1939 r.). Jak by nie było w ten mroźny poranek bardzo wdzięcznie mi pozowała. Pokręciłem się chwilę koło niej a potem poszedłem
do pobliskiej cerkwi.
Czterech panów B.
Cerkiew w Końskiem, jak kilka innych w okolicy, jest tak dokładnie obsadzona drzewami, że z żadnej strony nie można jej sfotografować bez znacznych przerysowań. W sobotę próbowałem po raz kolejny i chyba tym razem wreszcie udało się na akceptowalnym poziomie:
Cerkiew jest aktualnie remontowana (dach jest już wymieniony na miedziany) i w kilku miejscach jest odsłonięta zrębowa konstrukcja:
Pokręciłem się chwilę dookoła a potem ruszyłem przez wieś, a jak ta się skończyła to zobaczyłem ostrzeżenie, że będzie pod górę!
No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo Zanim wszedłem w las rzuciłem jeszcze okiem za siebie,
zacisnąłem zęby i zacząłem mozolnie zdobywać wysokość. Kiedy dotarłem do tego znaku
to stwierdziłem, że drogi mi już wystarczy i czas zobaczyć co dzieje się w lesie.
Czterech panów B.
W lesie na szczęście nic się nie działo. Było spokojnie i cicho, nawet drwale składali metrówki delikatnie jakby bali się tę ciszę zakłócić. Zimowe słońce świeciło nisko,
chwilami otwierały się dalsze widoki,
czasem trafiłem na jakiś przysypany śniegiem krzyż,
czasem musiałem przedzierać się przez gęstwinę.
I tak sobie szedłem tym lasem porastającym zapomniane przez turystów Pasmo Grabówki, które towarzyszy jadącym na Sanok gdzieś w oddali, po wschodniej stronie drogi. Można by się było w tym zapomnieć i iść aż do samej Jabłonki, ale tym razem nie drewniane kościoły a cerkwie mnie interesowały. Minąłem jeszcze plantację świątecznych choinek
i już trzeba było w dolinę schodzić. Pasmo Grabówki opuściłem niestety odrobinę za wcześnie i najwyższy szczyt jedynie strawersowałem zamiast zdobywać. Na szczęście słońce świeciło pięknie
i opuszczoną cerkiew w Grabówce
znalazłem bez problemów.
Czterech panów B.
W pierwszych planach rzeczywiście miałem zejście do wsi tą drogą, ciekawy byłem bardzo, czy da się nią latem przejechać. Ale nad tą ciekawością zwyciężyła inna: jak wygląda Pasmo Grabówki? Wiele lat przed Sanokiem patrzę z auta w lewo i planuję wędrówkę tym pasmem, w końcu mogłem choć kawałeczek nim przejść. Na całość muszę jeszcze zaczekać
A wracając do Grabówki to bardzo lubię tę cerkiew. Pokręciłem się tam chwilę,
nigdy jeszcze nie byłem tam zimą. Cerkiew w Grabówce jest zimą inna niż latem, zimą wszystkie opuszczone cerkwie są inne bo latem z reguły toną w zieleni. Zimą są najczęściej nagie i jeszcze bardziej opuszczone.
Z Grabówki do następnej cerkwi było całkiem niedaleko. Chwila błądzenia po zimowym lesie,
ze dwa jary, potoczek, kawałek starej drogi
i już byłem w sąsiedniej wsi. Najpierw zatrzymałem się pod kapliczką,
potem, oczywiście, przy cerkwi.
Czterech panów B.
Jeżeli ktoś jeszcze się nie domyślił to zatrzymałem się przy cerkwi w Lalinie.
Spod cerkwi poszedłem na nieodległy cmentarz, na którym byłem już wcześniej kilka razy. Tym razem jednak zimowa pora pozwoliła mi dostrzec, że poza odkrzaczonym fragmentem cmentarza w zaroślach ukrywa się jeszcze kilka grobów. Dwa z nich były bliźniaczo do siebie podobne, w jednym pochowana była kobieta
a w drugim mężczyzna.
Groby były od siebie oddalone, ale w obu spoczywały osoby o tym samym nazwisku, tabliczki grobowe były identyczne, jedynie na grobie kobiety stała figura Madonny a na grobie mężczyzny Chrystus.
Prosto z cmentarza celowałem dokładnie na południe ku ostatniej tego dnia cerkwi. Dzień chylił się już ku końcowi, niebo na koniec postanowiło mi wynagrodzić ostatnie pochmurne godziny i przygotowało intrygujący spektakl:
Powoli zbliżałem się już do celu wędrówki, po ominięciu Wroczenia zobaczyłem w oddali najpierw Pakoszówkę
a potem jeszcze odległe
a za chwilę bliskie
Jurowce. I to był już koniec tej wycieczki po pagórkach, pod cerkwią czekało na mnie zostawione tu osiem godzin wcześniej auto.
Czterech panów B.
A w ramach podsumowania obiecane wcześniej mapki.
Czterech panów B.
Pozostałości po ikonostasie jakie znajdują się teraz w tej kaplicy w Końskiem nie oznaczają, że to była cerkiew -po prostu przyniesiono je z opuszczonej, nieużytkowanej cerkwi (prawdopodobnie z Wary) i dodano tu jako element wystroju, czyli zwykła dekoracja.
"Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.
Zaintrygowałaś mnie: dlaczego akurat z Wary?
Czterech panów B.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki